0
DAD 6 lutego 2023 16:54
IMG_9937.jpg



IMG_9936.jpg



Na lotnisku szybko i sprawnie. Mamy już sporą wprawę z rozładunkiem i załadunkiem wszelkich sprzętów a także kosmetyków. Podział ról tutaj ma ogromne znaczenie a Magda (moja żona), logistykę tego przedsięwzięcia ma opanowane idealnie.
Wewnętrzne loty mamy póki co wszystkie w Air Asia. Jesteśmy zadowoleni.
W Bangkoku na płycie lotniska czekał na pasażerów wózek z parasolkami na wypadek deszczu. Nie spotkałem się z tym wcześniej lub nigdy nie zwróciłem na to uwagi. W sumie to bardzo miłe i dające poczucie ze linia dla o klienta.


tempImage8KGUIz-2.jpg



Szybko łapiemy Bolta do centrum. To dosyć spora odległość a czas dojazdu ponad godzinę. W mojej ocenie i przy naszej pięcioosobowej ekipie ten kurs jest tani - 28zł.
Po drodze kierowca pyta czy chcemy jechać autostrada bo szybciej, ale nie decydujemy na dodatkowy koszt. 15zł za 15 minut szybsza trasę.
Docieramy do naszego hotelu mieszczącego się przy samym Chinatown.
Widok z okna kiepski, sam hotel wygląda świetnie, a cena tez była dla nas odpowiednia.
Minusem były okna wychodzące na dosyć ruchliwą ulicę. Mam czujny sen wiec każde większe dźwięki mnie wybudzają, a czym przekonałem się później. Hotel zdecydowanie rekomenduje z adnotacją ze okna powinny wychodzić na dziedziniec.

Ruszamy w miasto. Przyznaje ze moje młodzieńcze wyobraźnie o Bangkoku było nieco inne. Wyobrażałem je sobie jako ciemne, deszczowe, ponure niczym kadry z filmu „Blade Runner” w klimacie Cyberpunk. Dlaczego? Nie mam pojęcia.
W rzeczywistości było głośne, zakorkowane i było bardzo gorąco.


tempImageWk0Pkz.jpg



IMG_0369.jpg




Pierwsze kroki na Chinatown. Od razu wpadliśmy w szpony chińskich stoisk z „wszystkim”. Nas najbardziej interesowało jedzenie. Głowa raz po raz odwracała się w inna stronę. Jako ze jesteśmy miłośnikami jedzenia to czuliśmy się jak w kulinarnym raju :).
Finalnie trafiliśmy to jakieś ulicznej garkuchni w której była masa lokalnych ludzi.
Nie wiem jak się to stało ze od razu mieliśmy stolik ale dopiero później zauważyłem ze do tego miejsca jest regularna kolejka przed lokalem ludzi czekający na wolny stolik. Chyba nie zauważyłem tego a nikt nie zwrócił nam uwagi. Byliśmy tam jeszcze później dwa razy i za każdym razem knajpa była pełna i trzeba było czekać na wolny stolik.
Na ścianie w końcu zauważyłem informacje o nagrodzie Michelin za rok 2018 i 2019r. Hmm… ciekawe. Nai Ek Roll Noodle bo tak się knajpa nazywała, ale to sprawdziłem dopiero później. Póki co była to nasza pierwsza lokalizacja na jaką wpadliśmy i wpadliśmy pierwsze lepsze z brzegu jedzenie. Wtedy nie wiedzieliśmy że to taka perełka. Trzeba przyznać że ceny tez nie były jakieś wygórowane. W każdym razie było ok, ale bez jakiegoś wyjątkowego zachwytu. Chyba po tajskim jedzeniu jakoś tak, nasze kulinaria kierowały się bardziej w tą stronę a nie chińską.


tempImagetmGqen.jpg



IMG_9972.jpg



Postanowiliśmy iść pieszo do Wat Pho czyli Świątyni Leżącego Buddy. Mieliśmy iść przez Chinatown, wiec droga wydała się nam atrakcyjna. 30 minut pieszy w tym upale to jednak nie był najlepszy pomysł. Widziałem po minach pozostałych jak już doszliśmy na miejsce, że ledwo żyją. Upał faktycznie była masakryczny.

Co do Wat Pho, to oczywiście interesujące. Wejście 100baht. Można było olac bilet, bo w sumie nikt akurat nie sprawdzał w tym momencie, ale nie ma co robić z siebie cebulaka. Ogólnie cały kompleks mi bardzo podobał. Sam posag buddy mierzy 46 metrów długości i 15 wysokości wypełniając prawie cała powierzchnię budynku. Ciężko takiej postaci zrobić w sumie w całości zdjęcie na jednym kadrze ;-). Świątynia jest podobno starsza niż sam Bangkok. W tej jak i innych świątyniach buddyjskich chodzimy boso. Trzeba tez pamiętać aby siedząc nie kierować stóp w kierunku buddy, jako części nieczystej człowieka. Sam kompleks ma dużo do zaoferowania i jest bardzo ciekawy. Tylko ten upał… żar leje się z nieba. Termometr wskazywał 33 stopnie, ale odczuwalna z pewnością była wyższa.


IMG_0086.jpg



IMG_0114.jpg



Wracając jeszcze do samego świątyni z lezącym Buddą, to tuż za jego stopami jest miejsce, gdzie możemy wymienić 20baht na miseczkę z drobnymi pieniędzmi. Tam tez wzdłuż ściany mamy 108 mis skarbonek, do każdej metalowej misy możemy wrzucić po jednej monecie. Ma to nam zapewnić pomyślność i szczęśliwe życie. Wiktor miał zapewnioną zabawę z wrzucaniem tych monet.


IMG_0148.jpg



IMG_0186.jpg



To tam uchwyciłem buddyjskich mnichów, niosących dary do samochodu…
No cóż, ubóstwo ubóstwem, stan posiadania musi się zgadzać chyba w każdej religii ;-)


IMG_0242.jpg



Po zwiedzeniu tej świątyni poszliśmy coś zjeść. W sumie weszliśmy do najgorzej wyglądającej knajpy gdzie siedzieli tajowie i znowu się nie zawiedliśmy. Tradycyjnie unikamy typowych miejsc dla turystów i zawsze dobrze na tych wychodzimy.

Tuz obok można przeprawić się na druga stronę rzeki Menam. Płyniemy łodzią/ promem za 5baht od osoby, czyli całe 65groszy. Po drugiej stronie czeka na nas już świątynia Wat Arun czyli Świątynia Świtu.

Przede wszystkim, to mam wrażenie że wszystkie te świątynię pilnowane są przez tolkienowskie krasnoludy :lol:

IMG_0703.jpg



Wejście do świątyni 100baht i dostaje się przy wejściu butelkę wody. Sama świątynia ładna, ale można ją oglądać jedynie z zewnątrz
Główna część świątyni ma wysokość ponad 100 metrów, a jej ściany pokryte są tłuczoną porcelaną. Jest faktycznie bardzo ładna. My jednak silnie odczuwamy już kilometry które przeszliśmy w tym upale pieszo.


IMG_0317.jpg



IMG_0239.jpg



IMG_0169.jpg



Zauważyłem też tutaj pewną modę. Są miejsca gdzie można wypożyczyć bardzo ładne stroje, takie trochę królewskie. No i w związku z tym w świątyni był jeden wielki nalot księżniczek, książąt azjatyckich, którzy robili sobie setki zdjęć. Z pewnością Instagram zadowolony i zaspokojony :)


IMG_0293.jpg



IMG_0259.jpg



Postanawiamy drogę powrotną zaliczyć tramwajem wodnym, czy jak by to inaczej nie nazwać. W końcu są tam normalne przystanki. Podoba nam się a cały system działa mega sprawnie i jest to bardzo szybki sposób komunikacji, który śmiało polecamy jeśli ktoś mieszka na trasie. Jeden bilet kosztował 20baht, a odległość była spora, bo jakieś 4 przystanki.

Chwila odpoczynku, odświeżenie i bierzemy Bolta na słynną już Khao San Road ;-)Docieramy na KhaoSan Road. Z daleka już widzę że będzie się działo. Cała masa knajpek, ulicznego jedzenia. Głośna muzyka bijąca z każdego baru, a bar co pięć metrów. Co chwile ktoś coś innego proponuje, zachęca do pójścia do swojego baru. Ja taki klimat lubię i czuje się w nim dobrze. Tzn pochodzić po takiej ulicy i nie przeszkadzają mi tacy naganiacze. Co do imprez.. no cóż… z dzieckiem to nie poimprezujemy a i za bardzo nie ma na to weny. Najnormalniej w świecie to już nie nasze czasy chyba. Z minuty na minutę impreza ulica się zagęszcza.


IMG_0578.jpg



Tutaj można zjeść wszelkiej maści robale, karaluchy i chrząszcze, Można też i aligatora, którego w końcu próbujemy. Smakuje jak… no w sumie jak taki kurczak chyba trochę.
Przez chwilę znowu chciałem spróbować „robactwa” ale chwilę wcześniej byłem w toalecie, a karaluch przebiegający środkiem podłogi uświadomił mi że jednak tego nie chcę.


IMG_0420.jpg



IMG_0455.jpg



W końcu decydujemy się przysiąść na chwile na drinka. Wjechały słynne wiaderka. W sumie ciekawe choć jeden był bezalkoholowy z wiadomych względów ;-)

IMG_0530.jpg



Po wiaderku zachciało się jeść, wiec wszedł Pad Thai. W sumie całkiem dobry. (jedyne 50baht, czyli 6,5zł). Raczej nie jadam tutaj Pad thaia. Tajowie rzadko lub wcale tego nie jedzą, a w domu całkiem często go robię. Nie wiem czy to kwestia wcześniejszego wiaderka ale smakowało całkiem nieźle.


IMG_0532.jpg



No i zioło... jest wszędzie, dosłownie wszędzie, legalne, na wyciągnięcie ręki, a jeszcze kilka miesięcy temu surowo karane.

IMG_0541.jpg



Pokręciliśmy się jeszcze trochę, pośmiali, ubawili i czas było wracać do hotelu za pomocą Ubera. Fajnie że tutaj przyjechaliśmy, taka trochę odskocznia choć nie bardzo się nam chciało.


Rano całkiem sprawnie się zbieramy i na Chinatown w naszej knajpce z Michelina jemy śniadanie. Z kronikarskiego obowiązku odnotowuje że zakosztowałem się w rosole z czarnego kurczaka. W sumie nie wiem co w tym takiego specjalnego było, poza dosyć jego wysoką ceną. Łapy kurczaka i tak nie zjadłem, rosołek był ok. Tradycyjnie dojadam po naszym trzylatku, więc głodny nie byłem.


IMG_0596.jpg




Tego dnia postanowiliśmy zwiedzić Wilki Pałac Królewski, który niegdyś był siedzibą króla. Ponieważ nie jechaliśmy jeszcze tutaj TukTukiem chcemy się tam właśnie takim transportem udać. Tuktuki są drogie, kompletnie się nie opłaca. Koszt za te 2-3 km to 200baht, przy koszcie Bolta na poziomie 100 baht. No ale chcemy się przejechać.
Ubawiliśmy się sporo, ładując w pięć osób, do tego jeszcze z wózkiem. Było z pewnością wesoło. Kierowca wysadził nas pod świątynią, zapłaciliśmy i odjechał.

Weszliśmy do kompleksu świątyni, zapłaciliśmy wejściówkę 100 baht i coś mnie zaczęło mnie zastanawiać. Nie zgadzała mi się cena! Dzień wcześniej sprawdziłem i koszt wejścia do Pałacu to aż 500 baht od osoby a nie 100. Sprawdzam w goggle maps… i pomimo że ustalałem z nim dosyć precyzyjnie Big Palace, zawiózł nas do Big Budda… No tak się złożyło że akurat tego Złotego Buddy nie widzieliśmy jeszcze, ale…. On był 500m od naszego hotelu (sic!).
No nic, zobaczyliśmy więc Złotego Buddę, który nie różnił się wiele od innych które widzieliśmy wcześniej, ale rozumiemy że możne być on ważny i z pełnym respektem do tego podeszliśmy. Zaliczamy kilka fotek i postanawiamy wziąć Bolta do Wielkiego Pałacu. Podróżowanie z kimś ma ten ogromny plus, że koszty transportu w takich sytuacjach można dzielić na pół i jest na serio tanio.


IMG_0634.jpg



IMG_0665.jpg



IMG_0657.jpg



Wielki Pałac Królewski. Ważna informacja jest taka, że absolutnie wymagany jest odpowiedni ubiór. O ile standardowo kobiety nie mogą mieć odkrytych ramion, to tutaj nawet mężczyźni musza mieć nogi zakryte aż do kostek. Gdyby ktoś nie miał, to jest dostępna wypożyczalnia. Za 100baht można wypożyczyć audioprzewodnika (polskiego brak). Sam kompleks pałacowy jest ogromny. Żeby nie zanudzać, wspomnę tylko o najważniejszym miejscu, czyli Świątynia szmaragdowego buddy – Wat Phra Kaew, zwana także Świątynią nefrytowego buddy. Jest to najświętszą buddyjska świątynia w Tajlandii. Jak doczytałem w Internecie jest to najbardziej strzeżony z wszystkich obiektów, ponieważ w środku są złożone relikwie słynnego religijnego przywódcy, takie jak kości, zęby i włosy oraz inne cenne artefakty z życia duchownego. Tutaj nie można robić żadnych zdjęć i bardzo tego pilnują. Widziałem nawet jak kazali komuś kasować zdjęcia z telefonu, choć nowoczesne smartfony po skasowaniu i tak mają je w folderze usunięte.


IMG_0710.jpg



IMG_0720.jpg



IMG_0761.jpg



IMG_0801.jpg



IMG_0694.jpg



Zwiedzanie kompleksu było interesujące, choć w tym upale było niezmiernie też męczące. Tego dnia zaplanowaliśmy jeszcze skorzystanie z rejsu po kanałach Thonburi. Ja bardzo lubię takie perełki, a to taki pierwowzór Bangkoku. Mocno kontrastuje z nowoczesnymi wieżowcami i to w zasadzie po sąsiedzku. Tutaj jakby czas się zatrzymał. Rejs kanałami pokazuje nam jak żyją ludzie poza naszym wyobrażeniem i przyzwyczajeniem. Oficjalna wycieczka to 1500baht od osoby. Nas było 4 osoby, więc 6000baht + trzylatek, które z założenia nigdzie nie płaci. To jednak jest dużo za dużo. Po krótkiej negocjacji na stole jest oferta 2000baht za łódkę, która ostatecznie zakończyła się na 1000baht za wszystkich. Uważam to za bardzo dobra cenę za godzinna wycieczkę.
Gdzieś przeczytałem w Internecie że jak ktoś zobaczy te kanały to nie musi już oglądać wioski Kampong Plug w Kambodzy, ale jakoś mnie to nie przekonuje co do porównania. Zresztą przekonamy się sami.
Pływanie kanałami było ciekawe. W sumie w okolicy floating market daliśmy się naciągnąć trochę na piwo, bo mała puszka 100baht, ale uznaliśmy że to taki koszt jednak zaakceptujemy dając komuś zarobić, a my mamy też swoją frajdę.
Tak, to było dobrze spędzony czas.


IMG_0843.jpg



IMG_0862.jpg



IMG_0879.jpg



IMG_0908.jpg



IMG_0985.jpg



IMG_1008.jpg



IMG_1020.jpg



Odbieramy bagaże z hotelu i transportujemy się do innego hotelu w pobliżu lotniska Don Muang, gdyż następnego dnia mamy samolot już o 6 rano. No a jakby nie patrzeć jednak odległości s duże w tym Bangkoku i wolimy spać przy lotnisku. Nasz nocleg jest blisko, bo jakiś 1km od samego lotniska. Jemy jeszcze w sumie dobrą kolację w parszywie wyglądającej nocą restauracji i idziemy spać. Noc była ciężka. Nasz hostel był dokładnie na skrzyżowaniu całkiem ruchliwej ulicy. Czy okna były otwarte czy zamknięte tak samo było głośno. W sumie cała noc jeździły motocykle i samochody, a ja się zastanawiałem przed rezerwacją czy będzie słychać samoloty, których w sumie nawet nie słyszałem. Pierwszy raz na tym wyjeździe włożyłem sobie korki do uszu, co i tak na wiele nie dało. No cóż, najwyraźniej to był ten stosunek ceny do jakości…


IMG_1059.jpg



IMG_0836.jpg



IMG_1062.jpg



IMG_1041.jpg

KOH LIPE

Wstajemy 5 rano. Do lotniska mamy 10 minut pieszo, wiec jest OK. Noc była fatalna, czuje się po niej tak, jakbym spał bezpośrednio przy krawężniku drogi. Co w zasadzie by się niemal zgadzało. Pierwszy raz w życiu miałem taką akustykę. Do terminala musimy przejść po takim wiadukcie nad ruchliwa droga, a na tym wiadukcie… śpią ludzie. No tak, do każdego hałasu da się przyzwyczaić. Security, boarding, wszystko sprawnie. Lot do Hat Yai trwa 1,5h. Zaczynamy nasza wypoczynkową część podróży. Po przylocie zauważał sporo reklam na lotnisku odnoszących się do słynnego wirusa celebryty. Co ciekawe część ludzi siedzi w restauracji w … maseczkach. Trochę dziwne. Zresztą od dłuższego czasu zauważyłem, że pomimo faktu, że tych maseczek nie trzeba nosić, to część społeczeństwa je nosi. Noszą je nawet kilkuletnie dzieci! I to nie chodzi o to że na skuterze ktoś się chroni przed pyłem.


IMG_1079.jpg



Przy wyjściu punkt w którym Pani już czeka z karteczką z moim nazwiskiem. Bilety do portu czyli Satun Pakbara Immigration Point kupiliśmy przez 12goasia. To ważna część podróży, a nie chciałem aby coś się wykoleiło na miejscu. Myślę że na lotnisku spokojnie da się to ogarnąć taniej, na moje oko z 20-30zł taniej. Ta różnica w cenie nie była warta zastanawiania się czy będą miejsca, ale pomimo szczytu sezonu tłumów nie ma.
Nie można wyjść z lotniska jeśli chce się wrócić na nie. Dziwne. Zaraz za wyjściem jest 7eleven. Mamy godzinę czasu, wiec posilamy się w jednej z restauracji lotniskowej. Jedzenie super, wiec to był strzał w dziesiątkę, a i ceny zaskakująco niskie.

Kursy do portu są częste i jest sporo operatorów. Ja polecam 12goasia choćby w celu zorientowania się w rozkładzie, cenach, czasie podróży itd. Gdy zbliża się czas odjazdu, miła Pani podchodzi do nas i zaprasza do busa. Sam busik bardzo komfortowy, chyba dziesięcioosobowy. Szerokie fotele, skóra. Luksus.


IMG_1085.jpg



IMG_1087.jpg



Podróż przebiegła bardzo szybko i docieramy do portu. Tam okazujemy nasze biletu wcześniej kupione i dostajemy naklejki na bagaż i takie same które musimy sobie nakleić na klatkę piersiową w celu identyfikacji przewoźnika. W sumie całkiem to ogarnięte. Przechodzimy do miejsca w którym odpływają łodzie a tam całkiem sporo ludzi, lekki chaos, nie wiadomo gdzie i kto ma iść. Trzeba zapłacić extra 200baht od osoby za dopłynięcie do Koh Lipe, które jest parkiem narodowym. Na filmach widziałem że płaciło się na Imigration Point już na Koh Lipe, ale może to zależne jest od miejsca przypłynięcia, bo tam tez jest ich kilka.
Zabierają bagaże i ładują na speedboat’a. Dostajemy takie zalaminowane numerki, aby później nie było tłoku i każdy wchodził zgodnie z ustaleniami. Tworzy się wiec naturalna numerkowa kolejka. Przy wejściu trzeba okazać paszport który na sekundę strażnik unosi do kamery. No… ciekawa ta kontrola, ale widocznie mają jakieś wypracowane metody. W końcu to nie jest kontrola graniczna. Wchodzimy na łódź a tam wolna amerykanka. Numerki były tylko po to aby ludzi grzecznie stali w kolejce do wejścia, a w łodzi już każdy siada jak chce, a raczej gdzie ma jeszcze miejsce. Mam wrażenie że jesteśmy upchani jak sardynki, ale odpływamy.

IMG_1108.jpg



Po godzinie dopływamy na miejsce. Przez burtę widzę lazur morza, biały piasek….


IMG_1122.jpg



Przed wyjazdem sporo czasu poświęciłem na wybranie odpowiedniej wyspy i choć wiedziałem że dotarcie na Koh Lipe będzie trudniejsze, to przekonywało mnie to co widziałem i nazwanie jej tajskimi Malediwami. Rok temu zachwycałem się plażami Dominikany i bardzo tęskniłem za czymś podobnym.
Bo dobiciu do brzegu, dochodzimy do niego po takim plastikowym pomoście. Nikt już nic nie chce, bagaże wynoszą na brzeg. Nie pozostaje nic innego jak zamówić taksówkę, która jest tutaj motorem z przyczepką lub taka mini odmiana tuktuka. Samochodów na wyspie brak. Zresztą nie ma dróg do tego. To mała wyspa, bardzo mała 2x2,5km. Ko Lipe to mała wyspa w Archipelagu Adang-Rawi w Cieśninie Malakka, w prowincji Satun w południowo-zachodniej Tajlandii, w pobliżu granicy z Malezją. Mieszka na niej nieco ponad 700 osób, wszyscy pochodzą z Malezji i należą do jednego plemienia Chao Lei, które często nazywane jest morskimi Cyganami.

Po chwili przyjeżdżają dwa tuktuki. Tutaj za każdy jeden kurs płaci się 50baht od osoby, niezależnie gdzie się jedzie. Ustalona stała cena.
Koh Lipe ma kilka głównych plaż, Pattaya Beach tam gdzie dopłynęliśmy i tam gdzie przypływają wszystkie łodzie transportujące ludzi z innym miejsc, Sunset Beach i Sunrise Beach.

IMG_1140.jpg



W Polsce zdecydowałem że będzie to Sunrise Beach w pobliży tzw North Point na północy wyspy. Widziałem na filmach że tam jest najspokojniej i plaża najbardziej biała.
Nasze domki są spoko, mamy domek w trzeciej linii zabudowy, a jest to z 20 metrów do plaży. Wchodzę na plaże i jest… jest pięknie. Dla takich widoków tutaj przyjechaliśmy. Wiem że jest wiele wysp w Tajlandii i są one różne. Z pewności warto zwiedzić tez inne, bo każda ma coś innego do zaoferowania. Nam zależało na pięknej plaży z lazurowym morzem, małej wyspie bez tłumów i bez wielkich imprez na plaży. Chcieliśmy tutaj odpocząć.



Dodaj Komentarz

Komentarze (14)

grzalka 7 lutego 2023 10:09 Odpowiedz
Czekam na ciąg dalszy, udanej podróży?
nick 7 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Kurde na swoim, wolność itd. a tylko 3 tygodnie urlopu? Zostałbyś z pół roku :D
grzalka 7 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Czekam na ciąg dalszy, udanej podróży?
dad 7 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
nick napisał:Kurde na swoim, wolność itd. a tylko 3 tygodnie urlopu? Zostałbyś z pół roku :DWiesz co, staram się raz w miesiące mieć wyjazd. Rok temu mialem 10. Ten jest dłuższy, ale to tez taki sprawdzian dla nas. Ostatnio myśleliśmy aby wyjechać na zimę właśnie do Tajlandii, albo gdzieś w cieple kraje przezimować. Kto wie, może nawet i emerytura :lol: . Uznałem jednak ze bezpieczniej będzie jak sprawdzę kraj, zanim rzucę się na kilka miesięcy. No i nie ma co ukrywać, podróż z dzieckiem to nie to samo co siedzenie w jednym miejscu na przysłowiowej du**e ;) Jak wrócimy pod koniec lutego, to już mamy pomookowane bilety na Eurotriop mały, póki co siedzę się tym ze tutaj ponad 30 stopni, a znajomi wysyłają mi filmy jak to muszą odśnieżać swoje samochody :)
nick 7 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
@DAD Wiadomo, niech Hong Thong Cię prowadzi, pozdro z Chiang Mai ;)
popcarol 14 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
Ekstra! Byłam w większości wymienionych miejsc parę lat temu, super sobie przypomnieć :) Miłej reszty podróży!
alesikpl 14 lutego 2023 23:08 Odpowiedz
Dopiero przygotowujemy się do wyjazdu, także z ciekawością czytam wasze najnowsze wskazówki! Szczególnie czekam na Kambodżę... ale info z Tajlandii też się przydadzą! ;) :) Udanego pobytu i jak najwięcej odpoczynku! :)
dad 15 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
Relacje na pewno napisze w całości. Myślałem ze będzie w miarę regularnie, ale najnormalniej w świecie to duży problem dla mnie. Jesteśmy tak zmęczeni wieczorami ze masakra :). Wbrew pozorom trochę czasu to zajmuje, a jak się ma małego brzdąca na pokładzie, to nie tak łatwo sobie usiąść i spokojnie pisać. Póki co żyjemy, dzisiaj już w Malezji, ale systematycznie będę uzupełniał ;-)
mihal09 22 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Fajnie czytać takie relacje. Sami podróżujemy z dwójką małych urwisów i mimo to, że 3 lata temu byliśmy w Tajlandii, to rozglądamy się ponownie za biletami.
elwirka 22 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
Rejestrowałeś drona w Tajlandii czy latałeś na nielegalu?;-)
dad 23 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
-- 23 Lut 2023 15:15 -- Kurczę, nie ogarniam tych zdjęć. W edycji mam niektóre zupełnie w innych miejscach, a na forum niektóre się dublują, albo pojawiają się w innych akapitach :(Dotyczy tego ostatniego posta z Koh Lipe. Nie mam siły do tego już, jakoś mnie to zniechęca, albo mam zły system obsługi tych zdjęć.@elwirka - nie rejestrowałem. Latałem tylko w Chiang Rai, na Koh Lipę, Phuket i w Kambodży. Odpuściłem duże skupiska i przede wszystkim Bangkok.Krótkie loty, kilka ujęć do filmu, który zawsze robię z wyjazdu, ale to takie wiesz... pamiątki rodzinne. Żaden ze mnie operator.No a dron mały mini mavic2 - 249g. -- 23 Lut 2023 15:19 -- Mihal09 napisał:Fajnie czytać takie relacje. Sami podróżujemy z dwójką małych urwisów i mimo to, że 3 lata temu byliśmy w Tajlandii, to rozglądamy się ponownie za biletami.Postaram zrobić w podsumowanie kilku działów i jedno z nich poświęcę podróżowaniu z dzieckiem. Dzisiaj wróciliśmy do Polski i po ponad 3 tygodniach jesteśmy nieco... zmęczeni. I mówiąc wprost, zmęczył nas najbardziej chyba nasz 3 letni syn, z którym wcześniej problemów nie bylo. Ot bunt 3 latka, skoki rozwojowe etc etc, ale o tym mocniej ;-) Na forum brakuje mi trochę wymiany poglądów na takie tematy, aby się lepiej przygotowywać do takich podroży.
igore 23 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
DAD napisał: I mówiąc wprost, zmęczył nas najbardziej chyba nasz 3 letni syn, z którym wcześniej problemów nie bylo. Ot bunt 3 latka, skoki rozwojowe etc etc, ale o tym mocniej ;-) Na forum brakuje mi trochę wymiany poglądów na takie tematy, aby się lepiej przygotowywać do takich podroży.To może zmienić tytył relacji na "Bunt trzylatka. Skoki rozwojowe w Azji Południowo- Wschodniej". Na pewno bardziej chwytliwy. Co do podróżowania z trzylatkiem, doskonale Cię rozumiem, dlatego ja na razie nie wybieram się rodzinnie dalej niż na Cypr. ;)
dryblas 6 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
@DAD wspaniała relacja, bardzo za nią dziękuje, wszystko wskazuje na to że cześć waszej wyprawy (Chiang Mai/Rai) będzie powielona przezemnie i przyjaciół.
dad 6 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
@Dryblas - dziękuję :).Ponieważ za miesiąc ruszam do Chin i Wietnamu, to moze tak zmotywowany napiszę relacje "Azja południowo-wschodnia rodzinnie - dwa lata później :lol: "