W Moalboal zakładamy maski i snorkujemy przy brzegu. Na dzień dobry spotykamy wieeelgachną ławicę sardynek. No takie coś widziałem do tej pory tylko na filmach przyrodniczych.
Jak się już nacieszyliśmy sardynkami płyniemy w inne miejsce gdzie żerują żółwie morskie. Nasz przewodnik ostrzega, że pod żadnym pozorem nie wolno ich dotykać, grożą za to wysokie kary pieniężne. Ale polowanie z telefonem i gopro jest jak najbardziej udane:
Co tu dużo mówić – pięknie to wygląda a jeszcze te żółwie na tle ławicy sardynek…
No znowu to było coś fantastycznego. Świetna atrakcja jakże łatwo dostępna z plaży, trzeba tylko tu dotrzeć. No ale jest już mocno po południu, wracamy i wpadamy na powrocie do przydrożnej knajpki. Menu jest obrazkowe:
Ja mam ochotę na lokalną rybkę – bangusa. No po prostu palce lizać!
Oglądamy jeepneye w wersji z południowego Cebu – inne modele niż na Palawanie i Luzon
Nie da się zapomnieć, że Filipiny do kraj katolicki:
Wracamy wieczorkiem, wyganiam z łazienki nieproszonego gościa - Heteropoda venatoria ? (na szczęście niegroźny dla ludzi ale całkiem spory!)
Na kolejny dzień nasze Panie ogłaszają przerwę w atrakcjach– chcą się poopalać, popływać w basenie, iść na masaż i po prostu odpocząć. Hmmm…. odpoczywać to my będziemy na emeryturze! Nie pozostaje nam nic innego niż zorganizowanie atrakcji dla samych facetów. Z kołem ratunkowym przybywa jedna z imho najfajniejszych atrakcji południowego Cebu – Canyoneering. Cóż to takiego? Otóż jest to trekking wzdłuż górskiej rzeki, na szczęście w dół. A po drodze? No to nie będzie spacerek
:D . Oczywiście tę atrakcję bukuję zawczasu przez whatsappa. Wybrałem Kawasan Canyoneering. Organizatorów jest wielu ale to biuro miało dobre recenzje w sieci. Cena mocno zależy od ilości ludzi w grupie i my zapłaciliśmy po 3300php za 4 osoby. Nie tanio ale całkiem znośnie jak na taką atrakcję. No i jeszcze przyjechali po nas a potem odwieźli – to 2 godziny jazdy od naszego hotelu. Wyjazd jak zwykle wcześnie rano. To dobrze, szybciej wrócimy. Na miejscu pakują nas w kapoki i kaski, podpisujemy trylion papierów, że wszystko jest na naszą odpowiedzialność ? i mała ciężarówka zabiera nas na pace na szczyt góry.
Tam szybkie szkolenie (mamy generalnie się nie zabić ?) i rozpoczynamy trekking. Oczywiście trzeba mieć dobre buty do chodzenia po wodzie, sugeruję brać takie lepsiejsze… Schodzimy w koryto rzeki i zaczynamy trekking.
Nasza agencja zapewniła nam przewodników, którzy pomagają w trudniejszych momentach, na początku jest łatwo i przyjemnie
Trudniej robi się jak stajemy na krawędzi klifów i ….. trzeba skoczyć w dół do wody!
Są miejsca gdzie jest nawet 8 metrów. To nie jest atrakcja dla każdego (już sobie wyobrażamy tą aferę z naszymi dziewczynami gdyby zechciały z nami pojechać – lepiej niech się smażą na plaży!)
Brodzimy w wodzie, jeździmy po skałach, duuużo pływamy
Rzeka co chwila czymś zaskakuje – nie ma nudy, jest naprawdę dobra zabawa
No i co chwila skoki!
Krajobrazy są przepiękne, szkoda, że mamy tak mało czasu na podziwianie. Skupiamy się głównie na tym aby sobie nie zrobić krzywdy, nie skręcić nogi i nie nabić guza.
Na końcu dwa wodospady Kawasan, górny i dolny. Na górny płyniemy pod strumień spadającej wody aby rzucić się w toń i poczuć jego moc!
Kończymy trekking po prawie 2 godzinach na dolnym wodospadzie Kawasan.
Potem już spacerek do ujścia rzeki
Czeka na nas posiłek (w cenie) plus litrowe piwo – no należy się nam oczywiście. Wracamy cali i mega zadowolenie – będzie co opowiadać tym co zostali się smażyć.
W końcu mam okazję przyjrzeć się naszemu hotelowi.
Prowadzi go małżeństwo afrykanerskie. Biali ale urodzeni w Zimbabwe (a tak naprawdę jeszcze w Rodezji). Prowadzili lodge w Malawi i niestety lokalna polityka „przestała im sprzyjać” Zostali zmuszeni do sprzedaży i emigracji. Kto bywa w Afryce ten zrozumie. I tak przez swoich znajomych, właścicieli hotelu, znaleźli się na Cebu. Pokręcone są losy ludzi i zawsze warto się przysiąść i posłuchać opowieści przy szklaneczce rumu. Tak oto mile schodzi nam czas na Cebu i po trzecim noclegu w tym samym sympatycznym hotelu zbieramy się na przeprawę na Bohol. Stay tuned!Nasza wyprawa zmierza już powoli ku końcowi, ale ten czas zleciał! Została nam jeszcze wizyta na Bohol. To taka „cukierkowa” wyspa ze znanymi atrakcjami, którą większość wycieczek ogarnia w jeden dzień. Oczywiście znam dobrze osoby, które potwierdzą, że to są najpiękniejsze Filipiny i na Boholu oprócz „standardowego zestawu” jest jeszcze milion cudownych rzeczy do oglądania (vide filmiki i relacje by @Babuk). No ja już też Bohol zwiedzałem (z wymienionym tu @Babukiem) wieki temu więc wiem doskonale czego się spodziewać.
Ostatni nocleg mamy w Cebu City i musimy po południu tam powrócić aby być blisko lotniska na poranny odlot. Cała sztuka to dostać się rano na Bohol z południowego Cebu .
Dzięki znajomościom, (no właśnie, dzięki za namiary Zen) busika z kierowcą podstawi nam Jof. Wszystko załatwiam przez whatsappa. On też pomaga mi znaleźć najlepszą opcję dostania się na Bohol. Jesteśmy na południowym Cebu i nie uśmiecha się nam wracać do Cebu City 5 godzin i potem bujać się promem. Są mniejsze promy z Oslob (ale pierwszy dopiero o 10.30) oraz z Argao – no jest prom o 6 rano. To jest to! Będziemy na Bohol w Loon około 8.30 więc zrobimy cały ”standardowy” program do popołudnia. Ale do Argao trzeba się jeszcze dostać i to sporo wcześniej. Alex, nasz kierowca hotelowy z pierwszego dnia, od razu do mnie zagadał czy nie potrzebujemy tego transportu do Argao. No w to mi graj! Ugadałem z nim cenę 1500php za naszą 10tkę i zadowolony poszedłem na basen. Późnym popołudniem przyszła do mnie managerka hotelu i uśmiechnęła się drwiąco: - Nice try, sir! – oczywiście nie mogę dogadać się z ich kierowcą na boku ☹ Oczywiście Alex nas zawiezie na prom, oczywiście płacę w recepcji, oczywiście dla gości cena promo 2500php ☹. Taki lajf, już nie chcę kombinować, to dwie godziny drogi i trzeba ruszyć o 3.30 rano a prowizja hotelu to raptem 7zł na osobę ale fakt jest fakt, niesmak pozostał…
Trafiamy więc na przystań w Argao o 5.30, prom czeka:
Nawet nie jest drogo, 280php od osoby czyli całe 20zł. Pakujemy się na pokład i płyniemy na Bohol prawie 2,5 godziny.
Po drugiej stronie w Loon czeka na nas busik z naszym najnowszym kierowcą, sympatycznym Cho Cho (Jof jest jego bossem). Umówiłem się na całą trasę na dziś z Jofem przez whatsappa więc jedziemy w znane mi miejsca. Za wynajem busa z kierowcą na cały dzień zapłaciłem 3500php. Nie będę nic specjalnego wymyślał – robimy „Bohol – zestaw standardowych atrakcji” No wyspa wygląda ślicznie, drogi równe, wioski i domy zadbane – takie bogatsze Filipiny. Oczywiście gdzieś daleko widać i chatki ale wzdłuż głównych dróg stoją całkiem sympatyczne domki. Ludzie też całkiem dobrze ubrani
Na drodze suszy się ryż
Ale pola ryżowe uprawiane są już klasycznie:
Zaczynamy bardzo standardowo od Czekoladowych Wzgórz:
Filipiny - piękna sprawa! Jak to mawiają miejscowi po Red Horsie się diabły i demony śnią - litrowy mi bardzo odpowiadał
:PCzyżby canyoning w Moalboal? Dla mnie tam był jeden z lepszych
:)
Jakby ktoś szukał moich filmików z Filipin, o których wspomniał @Hiszpan (byliśmy prawie w tym samym czasie i prawie udało się spotkać z Cebu City), to są u mnie na kanale YThttps://youtube.com/@jakub-w-podrozy?si ... WIX96I3xNP
Gdy wklejam link do kanału na Youtube to pokazuje się obrazek jak wyżej (film jest niedostępny). Więc spróbuję dać link tylko do jednego filmu z Bohol, a jak ktoś chciałby zobaczyć filmiki np z Siquijor czy Busunaga to zapraszam na kanał youtube o nazwie "jakub-w-podróży"https://www.youtube.com/watch?v=1Zxv2PU0-aw
W Moalboal zakładamy maski i snorkujemy przy brzegu. Na dzień dobry spotykamy wieeelgachną ławicę sardynek. No takie coś widziałem do tej pory tylko na filmach przyrodniczych.
Jak się już nacieszyliśmy sardynkami płyniemy w inne miejsce gdzie żerują żółwie morskie. Nasz przewodnik ostrzega, że pod żadnym pozorem nie wolno ich dotykać, grożą za to wysokie kary pieniężne.
Ale polowanie z telefonem i gopro jest jak najbardziej udane:
Co tu dużo mówić – pięknie to wygląda a jeszcze te żółwie na tle ławicy sardynek…
No znowu to było coś fantastycznego. Świetna atrakcja jakże łatwo dostępna z plaży, trzeba tylko tu dotrzeć. No ale jest już mocno po południu, wracamy i wpadamy na powrocie do przydrożnej knajpki. Menu jest obrazkowe:
Ja mam ochotę na lokalną rybkę – bangusa. No po prostu palce lizać!
Oglądamy jeepneye w wersji z południowego Cebu – inne modele niż na Palawanie i Luzon
Nie da się zapomnieć, że Filipiny do kraj katolicki:
Wracamy wieczorkiem, wyganiam z łazienki nieproszonego gościa - Heteropoda venatoria ? (na szczęście niegroźny dla ludzi ale całkiem spory!)
Na kolejny dzień nasze Panie ogłaszają przerwę w atrakcjach– chcą się poopalać, popływać w basenie, iść na masaż i po prostu odpocząć. Hmmm…. odpoczywać to my będziemy na emeryturze! Nie pozostaje nam nic innego niż zorganizowanie atrakcji dla samych facetów. Z kołem ratunkowym przybywa jedna z imho najfajniejszych atrakcji południowego Cebu – Canyoneering. Cóż to takiego? Otóż jest to trekking wzdłuż górskiej rzeki, na szczęście w dół. A po drodze? No to nie będzie spacerek :D .
Oczywiście tę atrakcję bukuję zawczasu przez whatsappa. Wybrałem Kawasan Canyoneering. Organizatorów jest wielu ale to biuro miało dobre recenzje w sieci. Cena mocno zależy od ilości ludzi w grupie i my zapłaciliśmy po 3300php za 4 osoby. Nie tanio ale całkiem znośnie jak na taką atrakcję. No i jeszcze przyjechali po nas a potem odwieźli – to 2 godziny jazdy od naszego hotelu. Wyjazd jak zwykle wcześnie rano. To dobrze, szybciej wrócimy.
Na miejscu pakują nas w kapoki i kaski, podpisujemy trylion papierów, że wszystko jest na naszą odpowiedzialność ? i mała ciężarówka zabiera nas na pace na szczyt góry.
Tam szybkie szkolenie (mamy generalnie się nie zabić ?) i rozpoczynamy trekking. Oczywiście trzeba mieć dobre buty do chodzenia po wodzie, sugeruję brać takie lepsiejsze…
Schodzimy w koryto rzeki i zaczynamy trekking.
Nasza agencja zapewniła nam przewodników, którzy pomagają w trudniejszych momentach, na początku jest łatwo i przyjemnie
Trudniej robi się jak stajemy na krawędzi klifów i ….. trzeba skoczyć w dół do wody!
Są miejsca gdzie jest nawet 8 metrów. To nie jest atrakcja dla każdego (już sobie wyobrażamy tą aferę z naszymi dziewczynami gdyby zechciały z nami pojechać – lepiej niech się smażą na plaży!)
Brodzimy w wodzie, jeździmy po skałach, duuużo pływamy
Rzeka co chwila czymś zaskakuje – nie ma nudy, jest naprawdę dobra zabawa
No i co chwila skoki!
Krajobrazy są przepiękne, szkoda, że mamy tak mało czasu na podziwianie. Skupiamy się głównie na tym aby sobie nie zrobić krzywdy, nie skręcić nogi i nie nabić guza.
Na końcu dwa wodospady Kawasan, górny i dolny. Na górny płyniemy pod strumień spadającej wody aby rzucić się w toń i poczuć jego moc!
Kończymy trekking po prawie 2 godzinach na dolnym wodospadzie Kawasan.
Potem już spacerek do ujścia rzeki
Czeka na nas posiłek (w cenie) plus litrowe piwo – no należy się nam oczywiście. Wracamy cali i mega zadowolenie – będzie co opowiadać tym co zostali się smażyć.
W końcu mam okazję przyjrzeć się naszemu hotelowi.
Prowadzi go małżeństwo afrykanerskie. Biali ale urodzeni w Zimbabwe (a tak naprawdę jeszcze w Rodezji). Prowadzili lodge w Malawi i niestety lokalna polityka „przestała im sprzyjać” Zostali zmuszeni do sprzedaży i emigracji. Kto bywa w Afryce ten zrozumie. I tak przez swoich znajomych, właścicieli hotelu, znaleźli się na Cebu. Pokręcone są losy ludzi i zawsze warto się przysiąść i posłuchać opowieści przy szklaneczce rumu.
Tak oto mile schodzi nam czas na Cebu i po trzecim noclegu w tym samym sympatycznym hotelu zbieramy się na przeprawę na Bohol.
Stay tuned!Nasza wyprawa zmierza już powoli ku końcowi, ale ten czas zleciał! Została nam jeszcze wizyta na Bohol. To taka „cukierkowa” wyspa ze znanymi atrakcjami, którą większość wycieczek ogarnia w jeden dzień. Oczywiście znam dobrze osoby, które potwierdzą, że to są najpiękniejsze Filipiny i na Boholu oprócz „standardowego zestawu” jest jeszcze milion cudownych rzeczy do oglądania (vide filmiki i relacje by @Babuk). No ja już też Bohol zwiedzałem (z wymienionym tu @Babukiem) wieki temu więc wiem doskonale czego się spodziewać.
Ostatni nocleg mamy w Cebu City i musimy po południu tam powrócić aby być blisko lotniska na poranny odlot. Cała sztuka to dostać się rano na Bohol z południowego Cebu .
Dzięki znajomościom, (no właśnie, dzięki za namiary Zen) busika z kierowcą podstawi nam Jof. Wszystko załatwiam przez whatsappa. On też pomaga mi znaleźć najlepszą opcję dostania się na Bohol. Jesteśmy na południowym Cebu i nie uśmiecha się nam wracać do Cebu City 5 godzin i potem bujać się promem. Są mniejsze promy z Oslob (ale pierwszy dopiero o 10.30) oraz z Argao – no jest prom o 6 rano. To jest to! Będziemy na Bohol w Loon około 8.30 więc zrobimy cały ”standardowy” program do popołudnia.
Ale do Argao trzeba się jeszcze dostać i to sporo wcześniej. Alex, nasz kierowca hotelowy z pierwszego dnia, od razu do mnie zagadał czy nie potrzebujemy tego transportu do Argao. No w to mi graj! Ugadałem z nim cenę 1500php za naszą 10tkę i zadowolony poszedłem na basen. Późnym popołudniem przyszła do mnie managerka hotelu i uśmiechnęła się drwiąco: - Nice try, sir! – oczywiście nie mogę dogadać się z ich kierowcą na boku ☹ Oczywiście Alex nas zawiezie na prom, oczywiście płacę w recepcji, oczywiście dla gości cena promo 2500php ☹. Taki lajf, już nie chcę kombinować, to dwie godziny drogi i trzeba ruszyć o 3.30 rano a prowizja hotelu to raptem 7zł na osobę ale fakt jest fakt, niesmak pozostał…
Trafiamy więc na przystań w Argao o 5.30, prom czeka:
Nawet nie jest drogo, 280php od osoby czyli całe 20zł. Pakujemy się na pokład i płyniemy na Bohol prawie 2,5 godziny.
Po drugiej stronie w Loon czeka na nas busik z naszym najnowszym kierowcą, sympatycznym Cho Cho (Jof jest jego bossem). Umówiłem się na całą trasę na dziś z Jofem przez whatsappa więc jedziemy w znane mi miejsca. Za wynajem busa z kierowcą na cały dzień zapłaciłem 3500php. Nie będę nic specjalnego wymyślał – robimy „Bohol – zestaw standardowych atrakcji”
No wyspa wygląda ślicznie, drogi równe, wioski i domy zadbane – takie bogatsze Filipiny. Oczywiście gdzieś daleko widać i chatki ale wzdłuż głównych dróg stoją całkiem sympatyczne domki. Ludzie też całkiem dobrze ubrani
Na drodze suszy się ryż
Ale pola ryżowe uprawiane są już klasycznie:
Zaczynamy bardzo standardowo od Czekoladowych Wzgórz: