Wchodzimy na część ormiańską Starego Miasta. Według wielu to najbardziej urokliwy zakątek tej części Lwowa.
Polskie napisy wokół:
Jako że był już czas, żeby wypić coś i się posilić ciastkiem, weszliśmy do kawiarni Wirmenka.
Przed erą Apteki Mikolascha uważana za serwującą najlepszą kawę we Lwowie. Przygotowywana jest ona oczywiście po ormiańsku, czyli gotowana w tygielku na rozgrzanym piasku. Wirmenka jest znana również z tego, że była jedną z kilku tylko kawiarni otwartych w epoce ZSRR. Upodobali sobie ją zwłaszcza literaci, którzy przebywali tutaj w godzinach pracy czy do godzin nocnych.
Kawa była rzeczywiście nieziemska, ciastko także.
Tuż obok, przy Ormiańskiej 20, znajduje się nietypowy, dwuczęściowy pomnik. Z okna wystaje Łukasiewicz i macha do swojego współpracownika Jana Zeha, siedzącego przy stoliku.
Idziemy dalej Wirmeńską.
By dojść do katedry ormiańskiej:
Od strony ulicy Wirmeńskiej jest tylko wejście na plac wokół absydy. Można tu zobaczyć m.in. dawny cmentarz, dziś wyłożony nagrobkami z XV–XVIII wieku.
Wejście do samej katedry znajduje się przecznicę dalej, przy ulicy Krakowskiej, pomiędzy numerami 16 a 18.
Katedra jest malutka i do tego była w remoncie, ale to były chyba najpiękniejsze malowidła/freski, które do tej pory widziałem. To bardzo proste, ale jakże sugestywne, wyobrażenie duchów, jest niesamowite. Jest to Pogrzeb Świętego Odilona - patrona dusz zmarłych.
Katedra ta jest jednym z najstarszych (XIV w) i najcenniejszych zabytkowych kościołów Lwowa. Jest to jedyny w Europie (oprócz Hiszpanii z wiadomych względów) przykład kościoła chrześcijańskiego o rysach orientalnych. Mozaiki są dziełem Józefa Mehoffera, a te malunki, na które zwróciłem uwagę, Jana Henryka Rosena.
Aha, wejście do środka jest płatne, ale naprawdę symbolicznie: po 5 hrywien od osoby.
Tuż obok położona jest Cerkiew Przemienienia Pańskiego. Akurat msza się zakończyła, więc mogliśmy ją zwiedzić. Cerkiew stosunkowo młoda, XIX-wieczna. Dla Ukraińców za to niezwykle istotna, bo mieścił się w niej główny ośrodek ruchu narodowego. Była też pierwszą po upadku ZSRR odrodzoną parafią ukraińską. Wnętrze jest typowe dla stylu bizantyjskiego: złocenia, ornamenty.
Wracamy na Rynek, by skorzystać z jedynego w okolicy WC, który jest położony w Ratuszu, naprzeciwko Czarnej Kamienicy.
Notabene zapomniałem dodać, że po tej stronie Rynku jest niewielki prostokątny skwerek. Niewielki, ale dający dużo cienia i miejsca, gdzie można odpocząć.
Okrążyliśmy Rynek i ulicą Szewską idziemy w stronę następnego kościoła.
Słynna, szczególnie wśród wycieczek polskich, restauracja Baczewski. Nie skorzystaliśmy:
Kościół św. Piotra i Pawła. Tu mieliśmy podwójnego pecha, bo nie dość, że msza jeszcze trwała i to i najważniejsza część tego kościoła, fasada, była akurat remontowana. Piękny barok, wzorowany na Il Gesu, pod siatką. To obecnie kościół garnizonowy. W czasie okupacji sowieckiej zmieniono go na bibliotekę.
Kierujemy się w stronę najważniejszej dla Polaków Katedry Łacińskiej, czyli bazyliki archikatedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
O katedrze następnym razem.
;)Katedra łacińska, bo katolicka. Trzecia na tak małym obszarze, obok prawosławnej i ormiańskiej. Przedwojenny tygiel narodów się kłania.
XIV wiek. Świetnie zachowany kościół gotycki, po części wzorowany na kościele Mariackim w Krakowie. Witraże Mehoffera, Matejki. Liczne polskie epitafia. Wnętrzności króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Ten to po śmierci wojażuje. Serce ma w Warszawie, zwłoki w Krakowie.
Dziękuję za tę wspaniałą i rzeczową relację. W połowie listopada wybieram się po raz pierwszy do Lwowa, więc te wszystkie informacje są dla mnie bardzo cenne.
Wchodzimy na część ormiańską Starego Miasta. Według wielu to najbardziej urokliwy zakątek tej części Lwowa.
Polskie napisy wokół:
Jako że był już czas, żeby wypić coś i się posilić ciastkiem, weszliśmy do kawiarni Wirmenka.
Przed erą Apteki Mikolascha uważana za serwującą najlepszą kawę we Lwowie. Przygotowywana jest ona oczywiście po ormiańsku, czyli gotowana w tygielku na rozgrzanym piasku. Wirmenka jest znana również z tego, że była jedną z kilku tylko kawiarni otwartych w epoce ZSRR. Upodobali sobie ją zwłaszcza literaci, którzy przebywali tutaj w godzinach pracy czy do godzin nocnych.
Kawa była rzeczywiście nieziemska, ciastko także.
Tuż obok, przy Ormiańskiej 20, znajduje się nietypowy, dwuczęściowy pomnik. Z okna wystaje Łukasiewicz i macha do swojego współpracownika Jana Zeha, siedzącego przy stoliku.
Idziemy dalej Wirmeńską.
By dojść do katedry ormiańskiej:
Od strony ulicy Wirmeńskiej jest tylko wejście na plac wokół absydy. Można tu zobaczyć m.in. dawny cmentarz, dziś wyłożony nagrobkami z XV–XVIII wieku.
Wejście do samej katedry znajduje się przecznicę dalej, przy ulicy Krakowskiej, pomiędzy numerami 16 a 18.
Katedra jest malutka i do tego była w remoncie, ale to były chyba najpiękniejsze malowidła/freski, które do tej pory widziałem. To bardzo proste, ale jakże sugestywne, wyobrażenie duchów, jest niesamowite. Jest to Pogrzeb Świętego Odilona - patrona dusz zmarłych.
Katedra ta jest jednym z najstarszych (XIV w) i najcenniejszych zabytkowych kościołów Lwowa. Jest to jedyny w Europie (oprócz Hiszpanii z wiadomych względów) przykład kościoła chrześcijańskiego o rysach orientalnych. Mozaiki są dziełem Józefa Mehoffera, a te malunki, na które zwróciłem uwagę, Jana Henryka Rosena.
Aha, wejście do środka jest płatne, ale naprawdę symbolicznie: po 5 hrywien od osoby.
Tuż obok położona jest Cerkiew Przemienienia Pańskiego. Akurat msza się zakończyła, więc mogliśmy ją zwiedzić. Cerkiew stosunkowo młoda, XIX-wieczna. Dla Ukraińców za to niezwykle istotna, bo mieścił się w niej główny ośrodek ruchu narodowego. Była też pierwszą po upadku ZSRR odrodzoną parafią ukraińską. Wnętrze jest typowe dla stylu bizantyjskiego: złocenia, ornamenty.
Wracamy na Rynek, by skorzystać z jedynego w okolicy WC, który jest położony w Ratuszu, naprzeciwko Czarnej Kamienicy.
Notabene zapomniałem dodać, że po tej stronie Rynku jest niewielki prostokątny skwerek. Niewielki, ale dający dużo cienia i miejsca, gdzie można odpocząć.
Okrążyliśmy Rynek i ulicą Szewską idziemy w stronę następnego kościoła.
Słynna, szczególnie wśród wycieczek polskich, restauracja Baczewski. Nie skorzystaliśmy:
Kościół św. Piotra i Pawła. Tu mieliśmy podwójnego pecha, bo nie dość, że msza jeszcze trwała i to i najważniejsza część tego kościoła, fasada, była akurat remontowana. Piękny barok, wzorowany na Il Gesu, pod siatką. To obecnie kościół garnizonowy. W czasie okupacji sowieckiej zmieniono go na bibliotekę.
Kierujemy się w stronę najważniejszej dla Polaków Katedry Łacińskiej, czyli bazyliki archikatedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
O katedrze następnym razem. ;)Katedra łacińska, bo katolicka. Trzecia na tak małym obszarze, obok prawosławnej i ormiańskiej. Przedwojenny tygiel narodów się kłania.
XIV wiek. Świetnie zachowany kościół gotycki, po części wzorowany na kościele Mariackim w Krakowie.
Witraże Mehoffera, Matejki. Liczne polskie epitafia. Wnętrzności króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Ten to po śmierci wojażuje. Serce ma w Warszawie, zwłoki w Krakowie.
Aha, wejście płatne. 10 hrywien.