0
@RobSpiewakowski 26 listopada 2025 10:27
Nie mam pomysłu na wstęp do tej relacji, więc po prostu napiszę, że w połowie listopada 2025 r. poleciałem wraz z rodziną na Cypr, aby odpocząć i pozwiedzać. Jeszcze przed wylotem dużo czytałem na temat Cypru i w ten sposób powstał jako-taki plan podróży, który zakładał równowagę między wypoczynkiem a zwiedzaniem. Podróżowaliśmy z małym dzieckiem, więc wybrałem Larnakę na nasz punkt wypadowy. Chcieliśmy poznać kulturę i historię Cypru – choć z naciskiem na tę najnowszą oraz podziwiać niesamowitą przyrodę.

Ze względu na obszerną relację, podzielę ją na dwie części.

Dla ułatwienia będę używał określeń: dla części powszechnie uznawanej Republiki Cypryjskiej – Cypr lub część południowa a dla tzw. Tureckiej Republiki Cypru Północnego – Cypr północny albo część turecka. Choć wiem, że Cypryjczycy bardzo tego nie lubią, ponieważ uważają ją za teren okupowany przez Turcję. Zainteresowanym szczegółami konfliktu cypryjskiego polecam dostępną literaturę a również w niniejszej relacji umieszczę tę historię opowiedzianą z perspektywy uchodźcy z Famagusty.

Nie będę szczegółowo opisywał warunków przelotu, bo myślę, że jest to powszechnie znane. Napiszę tylko, że lot z Gdańska wystartował o godzinie 15:25 i trwał ok. 3 godzin i 20 minut



Które miasto tak wygląda z góry?



Po wylądowaniu sił już wystarczyło jedynie na dojechanie do miasta położenie się spać. Z lotniska do miasta można dostać się na kilka sposobów. My wybraliśmy dość wygodny autobus miejski, linii nr 425, który kursuje z lotniska aż do Dhekelia i jedzie niemal wzdłuż wybrzeża przez centrum Larnaki. Na części południowej wyspy działa dobrze rozwinięta komunikacja autobusowa, w tym autobusy miejskie, które w Larnace i Nikozji działają pod nazwą Cyprus Public Transport; oraz sieć autokarów międzymiastowych, które łączą ze sobą ważniejsze ośrodki kraju. W chwili naszego pobytu na Cyprze, cena biletu jednorazowego wynosiła € 2,40 w dzień oraz € 4,00 w nocy (po 21:00). Dziecko jechało za darmo.

Dzień 1 – Spacer po Larnace

Była połowa listopada a w mieście wyraźnie było czuć klimat zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, co zawdzięczaliśmy wiszącym wśród palm lampkom oraz bombkom. Tego dnia w Larnace odbywał się także maraton.







My w tym czasie szwendaliśmy się po śródmieściu i dotarliśmy do mariny…







… a potem – do Kościoła Św. Łazarza, który po wskrzeszeniu przez Chrystusa dotarł w te rejony i dokonał żywota po raz drugi. Warto wejść do środka ze względu na bogato zdobione ikonami wnętrze w stylu bizantyjskim oraz sarkofag, który stoi dziś pusty.







Pozostałą część przedpołudnia zajęły nam poszukiwania pamiątek, zakupów i czegoś do jedzenia. Jedzeniu również poświęcę część tej relacji.









Na końcu ulicy znajduje się Muzeum Średniowiecza w Larnace, które odwiedziliśmy ostatniego dnia naszych wczasów.



Tego dnia, czasu wystarczyło jeszcze na krótki rejs po zatoce, aby przyjrzeć się miastu od strony morza.









Lotnisko w Larnace znajduje się tuż przy brzegu. Z pobliskiej plaży Mackenzie można obserwować startujące samoloty.







Świąteczny klimat na krótkim rękawku :-)

Dzień 2 – Nikozja, stolica dwóch światów

W ramach wczasów poruszaliśmy się po Cyprze wynajętym samochodem. Było to dla nas bardzo wygodne, ponieważ jeszcze przed wyjazdem zaplanowałem cztery wycieczki krajoznawcze. Pierwsza z nich była wyprawą do stolicy Cypru (oraz Cypru Północnego) – Nikozji. Każdy, kto choć trochę interesuje się historią najnowszą tego kraju wie, że ok. 40 % powierzchni wyspy od strony północnej jest poza kontrolą uznawanego rządu w Nikozji. W 1974 roku nastąpiła turecka inwazja na Cypr, która przerodziła się w okupację a ta – trwa aż do dziś. Oba narody oddzielone są od siebie strefą buforową, która przechodzi przez środek stolicy, co czyni Nikozję ostatnią na świecie (po upadku muru berlińskiego) podzieloną stolicą.

Ale wracając do relacji: przez kolejne cztery dni poruszaliśmy się po Cyprze taką czerwoną „strzałą":



Nissan March, znany u nas jako Micra, w automacie ze wszystkim „odwrotnie” niż u nas, ponieważ jedną z pamiątek po Brytyjczykach (poza dwiema bazami wojskowymi) jest ruch lewostronny. Uprzedzając ewentualne pytania, śpieszę uspokoić, że można się przyzwyczaić. Zajęło mi to jeden dzień. Na początku musiałem sobie powtarzać „jedź lewą stroną”, szczególnie uważać na rondach a na końcu zostało już tylko włączanie wycieraczek zamiast kierunkowskazów. :-)



Wypożyczenie tego cuda na cztery dni z opcją „full cover” oraz fotelikiem dla małego dziecka kosztowało € 132 a formalności (również przy oddaniu auta) zajęły kilka minut. :-) Jedziemy do Nikozji!



Drogi na Cyprze są w dość dobrym stanie a ważniejsze ośrodki miejskie (w części południowej), takie jak: Nikozja, Larnaka, Ayia Napa, Limassol oraz Pafos są połączone autostradami. To sprawia, że podróż samochodem oraz autobusem międzymiastowym po wyspie jest przyjemna. Ku memu zaskoczeniu, również kierowcy zachowują się bardziej w sposób, jaki znamy z naszej części Europy a niekoniecznie jak południowcy, dzięki czemu jazda w roli kierowcy również nie jest straszna.



Autostrada łącząca Larnakę i Limassol z Nikozją.





Zwiedzanie Nikozji warto zacząć od Placu Eleftheria, który znajduje się tuż przy murach starego miasta i na początku słynnej Ledra Street. Plac jest pięknym połączeniem historycznej oraz nowoczesnej Nikozji.













Plac Eleftheria jest sercem współczesnej Nikozji (po stronie południowej) a jej dodatkowym atutem jest podziemny parking, na którym można zostawić auto i iść w miasto. Przyjeżdżającym autokarem z pewnością spodoba się dworzec, który sąsiaduje z placem. Na placu znajduje się też skwer z zielenią, plac zabaw oraz toaleta z przewijakami.



Pora iść w miasto! Zaczynamy spacerem po Ledra Street.







Przy okazji zwiedzania miasta, warto zejść nieco z głównego deptaku i odwiedzić Shacolas Tower. Na 11 piętrze budynku znajduje się taras widokowy 360 °, który oferuje nieziemski widok w każdą stronę Nikozji. Przy oknach znajdują się tablice z informacjami dotyczącymi tego, co przez nie widać, co również pozwoli zapoznać się z trudną historią podzielonej wyspy oraz jej stolicy. My zdecydowaliśmy się wjechać na taras na początku naszej wędrówki. Wejście kosztuje € 2,50 (małe dzieci – za free).



Widok z Shacolas Tower na północ Nikozji. Po prawej stronie zdjęcia, mniej – więcej po środku widać rząd drzew – to strefa buforowa, która jest pod kontrolą ONZ. Strefa buforowa ma długość ok. 180 km i szerokość od kilku kilometrów do nawet kilku metrów właśnie w Nikozji. Za nią znajduje się już Cypr Północny.



Dwie flagi widoczne na wzgórzach to gest „uprzejmości” ze strony społeczności tureckiej względem Greków. Po lewej znajduje się flaga Turcji (z napisem, którego nie odszyfrowałem) a po prawej – flaga Tureckiej Republiki Cypru Północnego. Tuż za wspomnianą wcześniej strefą buforową, nieco po prawej stronie widać jedną z największych atrakcji Nikozji Północnej – Büyük Han.



Widok na północną (okupowaną) część Nikozji z Meczetem Selima (niegdyś Katedrą Mądrości Bożej) – niebawem wejdziemy do środka.



Wschodnia część Nikozji.







Ledra Street w stronę Checkpointu – tam się wybieramy.









…a stamtąd przyszliśmy – Ledra Street w stronę Placu Eleftheria (na południe). Na następnych obrazach zaprezentowano kilka ważnych wydarzeń z najnowszej historii Cypru:









W oddali widać słynny Ledra Place Hotel, który dziś znajduje się w strefie buforowej i służy siłom pokojowym ONZ. Jego historia jest opisana na następnym zdjęciu:



Czas zejść na dół i przeprawić się na drugą stronę. Spacerując deptakiem prowadzącym do Checkpointu odnieśliśmy wrażenie, że w miarę zbliżania się do strefy buforowej życie w mieście zamiera. Jeszcze niedawno był to tętniący nim deptak a im bliżej posterunków kontrolnych tym mniej ludzi. Przy samej strefie, po stronie południowej znajdują się w zasadzie tylko sklep z pamiątkami, „kiosk” oraz niewielka kawiarnia, która oferuje możliwość wypicia kawy i zjedzenia czegoś słodkiego przy zasiekach.

W tej relacji nie znajdziecie wielu zdjęć murów i strefy buforowej, ponieważ zwyczajnie nie wolno ich fotografować. Ja spróbowałem w kilku miejscach, ale będąc na miejscu z rodziną nie chciałem ryzykować nieprzyjemnej rozmowy z żołnierzami ONZ ani cypryjską czy, tym bardziej turecką policją.



Tak wygląda Ledra Street Checkpoint po stronie południowej. Przejście na stronę północną oraz powrót są proste: obywatel Polski potrzebuje zaledwie dowodu osobistego. Wygląda to w zasadzie, jak przejście graniczne. Kontrola dokumentów po jednej stronie. Potem następuje przejście ok. trzydziestometrową alejką, która jest zadaszona a po obu stronach znajdują się smutne pamiątki niezakończonego do tej pory konfliktu. Następnie docieramy do kontroli dokumentów po drugiej stronie i… witamy w Turcji! (Tak nas przywita nasz operator GSM, gdy tylko złapie sieć z północy).

Jeśli kiedyś słyszeliście, że Nikozja po stronie greckiej i tureckiej to dwa zupełnie różne światy, to wiedzcie, że nie jest to przesada. Po przejściu przez strefę buforową w dowolną stronę i kontrolach „granicznych” możecie doznać szoku kulturowego. Niech świadczą o tym następne dwa zdjęcia. Tak wygląda świat na południe od strefy buforowej:





… a taki view przywita Was po przejściu na północ:







Z góry nie było tego widać, ale tutaj naprawdę robi wrażenie! Przypominam, że te światy dzieli zaledwie kilkanaście do kilkudziesięciu METRÓW! To jest to samo miasto! Warto jeszcze wspomnieć, że w odróżnieniu od południowej części Nikozji, która w pobliżu strefy buforowej wydaje się martwa, tutaj zaraz po opuszczeniu punktów kontroli zostaniecie przywitani szerokimi uśmiechami sprzedawców dosłownie wszystkiego. My skusiliśmy się na najdroższą w naszym życiu baklawę i chałwę: € 23 za ok. 700 g. Pociesza mnie to, że smakołyki były naprawdę dobre.



Chcąc uwolnić się od nagabujących sprzedawców, ominęliśmy wspomniany już Büyük Han i udaliśmy się w boczne uliczki aby trafić przed Meczet Selima, do którego nie udało nam się wejść, ze względu na brak nakrycia głowy po żeńskiej stronie naszej ekipy. Na razie zobaczyliśmy meczet z zewnątrz...





... i...



… i poszliśmy kupić chustę! Niedaleko meczetu Selima, tuż przy strefie buforowej znajduje się targowisko, na którym (podobnie jak na jemu podobnych tureckich bazarach) można kupić dosłownie wszystko:





"Moja ulica murem podzielona…”



Na zewnątrz możecie zobaczyć drut kolczasty. To nie jest zwykła granica działki – to właśnie jest granica, która dzieli Cypr na dwa światy od ponad pół wieku.



Chociaż i tutaj można odnaleźć polski akcent :-)

Po wyjściu z targowiska chcieliśmy zrobić spacer przy najciekawszych naszym zdaniem miejscach w północnej Nikozji. Ale zauważyliśmy, że tuż przy wyjściu (od strony Meczetu Selima) parkuje „ciuchcia”, która obwozi turystów po atrakcjach miasta. Kapitanem jest przemiły człowiek a przejazd jest bezpłatny. Zamiast opisywać, po prostu Wam pokażę:









Na Cyprze możecie spotkać się z różnymi nazwami jego stolicy, w zależności od tego, kto ich używa. My znamy to miasto jako Nikozja (Nicosia), ale Cypryjczycy (z południowej części) nazywają swoją stolicę Lefkosia a Turcy mówią i piszą: Lefkoşa.



















Wódz (Mustafa Kemal Atatürk) dumnie spogląda na Lefkoşę. W innej części miasta był również wielki billboard, z którego cypryjskich Turków pilnował obecny wódz Turcji.











Gmach Sądu Najwyższego Tureckiej Republiki Cypru Północnego.









Przejażdżka zakończyła się w miejscu, z którego wyruszyliśmy, więc mimo wszystko wyruszyliśmy na spacer. Najpierw weszliśmy do Meczetu, który kiedyś był kościołem chrześcijańskim:



Po zdobyciu Cypru przez Turków, w XVI w. wiele kościołów chrześcijańskich zostało przerobionych na meczety i takie pozostały do dziś. Takich meczetów w tej części wyspy jest wiele i sam nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony, ktoś „wygania” boga by wprowadzić tam swojego boga. Ale z drugiej strony – te miejsca nadal służą do modlitwy. A co dzieje się z nieużywanymi już kościołami na szeroko rozumianym „zachodzie"?



Po wizycie w meczecie nadszedł czas, żeby się przejść przez miasto, poszukać czegoś do zjedzenia i wrócić na stronę grecką. Jeśli jesteście zainteresowani trasą, którą pokonaliśmy pieszo w Nikozji, to na końcu relacji z tego dnia umieszczę zrzut z mapy.



Idąc przez miasto, nieco oddaliliśmy się od strefy buforowej. Im dalej szliśmy, tym bardziej rozwinięta wydawała się okolica.









Po drodze, nakarmiliśmy gołębie na Placu Atatürka. Jest tu ich równie wiele, co kotów, które co jakiś czas płoszyły całe towarzystwo.



Jeszcze raz widzimy wodza, który spogląda na swoich rodaków – tym razem z obrazu.







No i znaleźliśmy coś do jedzenia. I w tym miejscu mogę podzielić się z Wami moimi dwiema refleksjami na temat pobytu w tureckiej części Nikozji. Pierwsza z nich to kiepska znajomość języka angielskiego wśród mieszkańców. Na zdjęciu poniżej widzicie stolik bardzo urokliwej ale wybitnie turystycznej knajpy, w której się zatrzymaliśmy. Podchodzimy do baru, w którym gość coś pichci i go wołamy. Facet nawet nie próbuje z nami rozmawiać a woła swojego kolegę, który trochę mówi po angielsku. Kolega zaprasza nas do stołu i pyta, co chcemy zjeść. Po krótkiej dyskusji, w której zapytałem m.in. o porcje dla niemowląt, ów kolega przywołał do siebie jeszcze jednego kolegę i dopiero ten przyjął od nas zamówienie.



Druga moja refleksja dotyczy cen w tej części wyspy. Szykując się do wyprawy wiele czytałem na temat Cypru, w tym części tureckiej. Czytałem m.in. że ceny na północy są zauważalnie niższe niż na południu. Cóż, ja tego nie zauważyłem. Być może dlatego, że daliśmy się nabrać na turystyczną knajpę, w której serwowali również dania z wieprzowiną. Nie jest to jednak ścisłe centrum Północnej Nikozji. Na tę wyprawę wzięliśmy również ze sobą nieco lir tureckich w gotówce, choć nie byliśmy pewni ile wziąć, bo wiedzieliśmy, że inflacja nie oszczędzała tureckich portfeli. Za obiad dla trzech osób z napojami zapłaciliśmy tam TL 1 800!!! (tysiąc osiemset lir tureckich!)

Stamtąd było już blisko do znanej dzielnicy Nikozji Północnej – Arabahmet. Chciałem znaleźć się tam z dwóch powodów. Pierwszy z nich...



… to ciekawa architektura, która różni się nieco od pozostałych zwiedzonych przez nas miejsc w tureckiej części Nikozji...





… jak widać, przy ulicy znajduje się dużo kawiarenek z niecodziennym widokiem (i to jest ten drugi powód):



Wspomniany już Ledra Place Hotel, który znajduje się w strefie buforowej. Jego okolica, tak jak cała strefa buforowa są mocno zaniedbane i przypominają mieszkańcom obu stron o nierozstrzygniętych do tej pory sprawach. Z Arabahmet pięknie widać fragment tej strefy, który mieści się po zachodniej stronie otoczonej murami weneckimi starej Nikozji.



Znajduje się w niej również to słynne boisko pod wieżą wartowniczą ONZ. Dajcie proszę znać, czy wiecie, kiedy odbył się tam ostatni mecz.



Te zrujnowane budynki znajdują się ok. 50 metrów od miejsca, z którego zrobiłem to zdjęcie. Tuż za nimi jest już Cypr. Na koniec naszej opowieści z podzielonej Nikozji wrzucam jeszcze symboliczne zdjęcie wieży strażniczej ONZ oraz mapkę z trasą, którą pokonaliśmy pieszo.



Muszę przyznać, że Nikozja sama w sobie nie urzeka piękną architekturą – jest to prawie normalne miasto, jakich dużo w basenie Morza Śródziemnego. Jednak miasto jest wyjątkowe w skali świata właśnie ze względu na podział, który zdaje się być już trwale wpisany w historię oraz współczesność mieszkańców Nikozji, po obu stronach. Ja polecam odwiedziny w stolicy obu Cyprów wszystkim, którym zależy na czymś więcej niż plażowanie i słońce. Jako, że jestem zbyt młody aby pamiętać czasy podziału Niemiec, wizyta w Nikozji była dla mnie jedyną okazją by na własne oczy zobaczyć konflikt narodowościowy, jego okoliczności i skutki.



Dzień 3 – dwa rozczarowania i miasto duchów

Kolejny dzień naszej wyprawy przyniósł nam tytułowe dwa rozczarowania, ale o tym później. Przed wylotem na Cypr przeczytaliśmy, że w Larnace znajduje się wielkie słone jezioro, które zimą lubią odwiedzać flamingi. Ucieszyliśmy się na myśl o tym, że zobaczymy te zacne, różowe ptaki na żywo, więc dodaliśmy słone jezioro do naszego planu na ten dzień, zatem wygląda on tak: Słone jezioro i flamingi, Protaras Ocean Aquarium oraz słynne miasto duchów, czyli Varosha, która znajduje się po stronie tureckiej Cypru. Szykowała się spora wycieczka, więc pełni zapału ruszyliśmy. Niestety, w tym miejscu pojawiło się pierwsze rozczarowanie, gdyż w czasie naszego pobytu na Cyprze słone jezioro wyglądało tak:



I jedynym flamingiem obecnym na nim był ten pluszowy, który kupiłem mojej córce w sklepie na pamiątkę, pierwszego dnia podróży.



Takie ostrzeżenie widać przy pobliskim parkingu. Legenda głosi, że kilku idiotów spróbowało już wjechać na środek wyschniętego jeziora samochodem.







Mieliśmy „szczęście” odwiedzać Cypr w czasie suszy, więc zamiast jeziora była tylko sól. W oddali widać inną atrakcję turystyczną Larnaki, Meczet Hala Sultan Tekke – jedną z ważniejszych świątyń dla Muzułmanów. Według tradycji, pochowano tu ciotkę Machometa, która podczas wizytowania okolicy zginęła w tragicznym wypadku komunikacyjnym.



Z suchego jeziora udaliśmy się w kierunku Protaras, w którym chcieliśmy zobaczyć kolejną atrakcję – Ocean Aquarium. Dojechawszy na miejsce, przekonaliśmy się, że jest zamknięte do marca 2026 r. I to było nasze kolejne rozczarowanie – szkoda. W związku z tym, mieliśmy więcej czasu na trzecią atrakcję i powoli się do niej udaliśmy.



Ozdoby świąteczne, które widzieliśmy po drodze do Deryneia.

W Deryneia znajduje się samochodowy Checkpoint, z którego jest najbliżej do Famagusty, którą tego dnia odwiedziliśmy. W samej Famaguście interesuje nas tzw. „Miasto Duchów”. Varosha (zwana także Warosia) jest opuszczoną dziś dzielnicą Famagusty, która jeszcze niemal do połowy lat 70. XX wieku była tętniącym życiem, znanym ośrodkiem turystycznym. W trakcie tureckiej inwazji na północ Cypru cywile uciekali stamtąd, w zasadzie zostawiając cały swój dobytek. Varosha pozostała niedostępna przez niemal pół wieku, aż do roku 2020, w którym władze zdecydowały się otworzyć część opuszczonej dzielnicy dla zwiedzających.

Zanim jednak ponownie wjechaliśmy na tereny okupowane, udaliśmy się do muzeum, w którym znajduje się punkt widokowy. Miejsce to jest prowadzone przez Nicosa – uchodźcę z Famagusty, który uciekł wraz z rodziną właśnie przed turecką inwazją w roku 1974. W niewielkim budynku, który zwieńczony jest punktem widokowym znajdują się tablice, na których Nicos opowiada swoją historię. Nie będę zatem pisał, niech przemówi właściciel muzeum:























W mojej ocenie, historia choć opowiedziana z perspektywy greckiej jest przekazana rzetelnie. Brakuje tam jednak jednego znaczącego szczegółu: 10 dni przed turecką inwazją na Cypr, grecka partyzantka obaliła pierwszego prezydenta kraju Makariosa III – zwolennika porozumienia i niepodległości i rozpoczęła przygotowania do przyłączenia wyspy do Grecji. Resztę znacie, albo doczytacie. Sam wstęp do muzeum kosztuje € 2,50. Ale jest też promocja – my skorzystaliśmy z opcji: wejściówka + lornetka + ciasto + napój + film o Famaguście za € 5,50. Małe dzieci wchodzą za free.



Punkt widokowy znajduje się tuż przy strefie buforowej, która w tym miejscu (jak zobaczycie na zdjęciach) wygląda jak kawał ziemi niczyjej z posterunkami po obu stronach.





Po zejściu z widokówki zdecydowaliśmy się na wjazd na Cypr Północny wypożyczonym samochodem. Wiele wypożyczalni nie pozwala na to a pozostałe robią co się da, żeby do tego zniechęcić. Pamiętajcie, że na Cyprze Północnym nie działają żadne ubezpieczenia ani jakakolwiek ochrona zakupiona na południu. W razie, gdy cokolwiek złego stanie się z samochodem, zostaniecie z tym sami. Owszem, przy przejeździe przez Checkpoint masz obowiązek wykupić specjalne ubezpieczenie, które działa właśnie tam, ale jest to zwyczajne OC i nic więcej. Na „granicy” w Deryneia (po stronie tureckiej), oprócz budek strażników znajduje się ta, w której możesz a właściwie musisz wykupić to ubezpieczenie. Potrzebujesz do tego dokumentu tożsamości, umowy najmu auta (koniecznie!) oraz jakiegoś dokumentu samochodu – ja nic innego nie miałem i wystarczyło zdjęcie bryki z widoczną tablicą rejestracyjną oraz modelem. Po zakupie ubezpieczenia (koszt dla samochodu osobowego na trzy dni to € 20 płatne GOTÓWKĄ), otrzymujesz polisę:



…i możesz śmiało śmigać. Wracając do Varoshy: wstęp do dzielnicy jest bezpłatny a przy wejściu znajduje się duży parking. Teren jest silnie strzeżony przez patrolujących go tureckich żołnierzy i policjantów jeżdżących na hulajnogach elektrycznych. Jako, że miejsce jest udostępnione do zwiedzania dopiero od niedawna, zapraszam Państwa na pierwszą na polskim F4F relację z cypryjskiego Miasta Duchów :-)



Po Varoshy poruszamy się wyłącznie wyznaczonymi ścieżkami. Nie wolno z nich schodzić ani, tym bardziej wchodzić do budynków. Co do zasady, można robić zdjęcia, ale zakazane jest fotografowanie policjantów, żołnierzy i posterunków ONZ, które również znajdują się na terenie dzielnicy. Ja, dodatkowo zostałem poproszony o pokazanie zawartości plecaka.













W tym przedszkolu nie ma dzieci już od pół wieku :-(

















Jest i piękna plaża – niegdyś porównywana do Copacabany. Dziś już nie jest taka popularna.



































To jest chyba najsłynniejszy salon Toyota na świecie.



Przy wielu budynkach znajdują się takie tablice – niestety większość jest po turecku. Ta przy salonie Toyota jest jedyną, jaką znalazłem z informacjami w języku angielskim.





Varosha nie jest do końca wymarła. Na jej terenie znajduje się kilka knajpek, w których można odpocząć. Jest też sklep z pamiątkami oraz centrum kultury muzułmańskiej z meczetem. Opuściliśmy Miasto Duchów i udaliśmy się do Famagusty w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jako, że nic nas nie zachwyciło, to zrobiliśmy sobie wycieczkę samochodową po mieście i wróciliśmy na stronę południową.



Po drodze do Larnaki, postanowiliśmy zatrzymać się na kolacji w Paralimni (nieopodal strefy buforowej) i wybraliśmy restaurację Magazaki, w której raczyliśmy się „deską dla dwojga”. Teraz napiszę nieco o kuchni cypryjskiej, która jest w zasadzie bardzo podobna do kuchni greckiej. Moim nowym ulubionym daniem, które jadłem na Cyprze niemal codziennie zostało souvlaki, które moim zdaniem jest grecką odpowiedzią na turecki kebap. Souvlaki, to szaszłyk z mięsa drobiowego lub wieprzowego, upieczony na grillu podawany na różne sposoby: na talerzu, na takiej pięknej desce wraz z innymi krajowymi specjałami...



… lub w chlebie pita – to mój ulubiony sposób. W każdym z tych sposobów znajdziecie świeże warzywa, zazwyczaj są to cebula, pomidor oraz świeży ogórek. Kolejnym cypryjskim flagowcem jest ser halloumi, który grillowany również jedliśmy niemal codziennie.



Ceny w cypryjskich restauracjach są zbliżone do polskich (choć nieco wyższe) a porcje - solidne. Do tej deski smakołyków otrzymaliśmy "czekadełko" w postaci chleba pita z sosem / pastą i było tego tyle, że musiałem poprosić o pudełko na wynos. Nasz średni rachunek za porządne jedzenie dla dwóch osób dorosłych i małego dziecka wraz z „czekadełkiem” i napojami wahał się w okolicach € 40.

Ciąg dalszy nastąpi...

Dodaj Komentarz