Nasz rodzinna tradycja eksplorowania ciekawych zagranicznych destynacji nie zdążyła się rozwinąć, a przerwała ją pandemia. Ku naszemu więc ubolewaniu w roku 2020 nie odbyliśmy żadnej ciekawej wycieczki, a i 2021 taki się zapowiadał. Jednak los chciał, że w czerwcu zdecydowaliśmy się jednak wyjechać. Do Lwowa.
Dlaczego Lwów? Po pierwsze był na naszej liście. Po drugie - jest blisko, co w dobie komplikacji w podróży w erze pandemii jest ważne. Po trzecie - dla mnie jako warszawskiego przewodnika to miejsce ważne. Po czwarte - to we Lwowie jest 50% zabytków całej Ukrainy.
Covidowe komplikacje podróży i tak wpłynęły na nasze plany. Linia lotnicza najpierw przesunęła nam godzinę odlotu ze Lwowa, a potem w ogóle odwołała lot, dając w zamian możliwość innego terminu albo lotu do Kijowa. Wybraliśmy jednak ponownie Lwów.
Zaopatrzeni w paszport zwykły i covidowy, ubezpieczenie, bilet i co tam jeszcze potrzebne, pewnego poranka znaleźliśmy się na Okęciu, a po godzinie lotu na lotnisku we Lwowie. Powitała nas Arena Lwów, na której podczas Euro 2012 rozegrano 3 mecze, oraz hipodrom.
Teoretycznie z lotniska do centrum miasta dostać się można trolejbusem, ale akurat trwa remont i został nam tylko autobus lotniskowy, jeżdżący tak rzadko, że nie jestem pewien czy władze Lwowa wiedzą, że mają lotnisko, na którym od czasu do czasu samoloty lądują. Na szczęście było to nasz pierwszy i ostatni kontakt z komunikacją miejską we Lwowie. Resztę pokonaliśmy z buta lub Uberem. I na szczęście sprawa z autobusem lotniskowym to był jeden z naprawdę nielicznych minusów naszego pobytu we Lwowie.
Tak się składało, że autobus jechał obok kościoła, którego chcieliśmy zwiedzić, więc wysiedliśmy wcześniej. Ulica Gródecka, ważny węzeł komunikacyjny. Codzienne życie pełną gębą.
Kierujemy się w stronę kościoła św. Elżbiety, usytuowanego na pl. Kropiwnickiego 1. Kościół, dziś cerkiew, położona jest dokładnie na wododziale Wisły i Dniestru. Można więc powiedzieć, że to tu symbolicznie kończy się Polska, a zaczyna Ukraina. Kościół do dziś jest najwyższym budynkiem we Lwowie. Uznawany jest też za najwspanialszy zabytek architektury sakralnej epoki historyzmu na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. W środku można podziwiać unikalny w skali europejskiej szklany ikonostas.
Dalszy ciąg.
;)
Wychodzimy z kościoła. I tu pojawia się pierwsze zaskoczenie. Mało wspomina się o tym, że Lwów leży na wielu wzgórzach. Jeszcze nie raz i nie dwa przyjdzie nam myśl, że pod tym względem Lwów jest jak centrum Aten.
Przy okazji pojawia się najważniejsza cecha Lwowa: prawie każda kamienica to budynek cenny, wart uwagi.
Udajemy się do soboru św. Jura:
Sobór jest jednym z trzech miejsc we Lwowie, obok Starego Miasta i Podzamcza, które znajdują się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Dlaczego? Sobór w bardzo nietypowy sposób łączy kościół wschodni z rokokiem. Zresztą jest uznawany za najdoskonalszy w Europie przykład późnego baroku.
Wnętrze jest słynne z dwóch rzeczy: z otoczonego wielkim kultem obrazu Matki Boskiej Trembowelskiej oraz kopii Całunu Turyńskiego.
W krypcie są pochowani metropolici grekokatoliccy.
Sobór jest położony na wzgórzu z którego rozpościera się piękny widok.
Czas zameldować się w hotelu, który był położony w centrum, niedaleko hotelu Atlasu Deluxe. Postanowiliśmy iść tam piechotą, by zapoznać się z innymi niż Stare Miasto rejonami Lwowa. Wędrówka pozwoliła nam utwierdzić się w przekonaniu, że Lwów to urokliwe miasto.
Skwer Jura:
Politechnika Lwowska:
Ulica Stefanyka:
Centralna Biblioteka, czyli dawny Zakład Narodowy im. Ossolińskich. Polskie zbiory w 1945 roku przeniesiono do Wrocławia:
I takie klimaciki, czyli ulica Czajkowskiego:
Dalsza część Stefanyka:
I ulica Popowycza, przy której znajduje się kamienica, w której nocowaliśmy:
Kamienica, w której nocowaliśmy, była przedpierwszowojenna, dokładnie z przełomu wieków. Zachowały się jeszcze napisy, posadzka, czy piękna krata, ale sama klatka była mocno zaniedbana. Za to mieszkanie odnowione na tip top, ale wiadomo - mieszkanie dla turystów odnowione musi być, bo inaczej nie wynajmą.
Dziękuję za tę wspaniałą i rzeczową relację. W połowie listopada wybieram się po raz pierwszy do Lwowa, więc te wszystkie informacje są dla mnie bardzo cenne.
Dlaczego Lwów? Po pierwsze był na naszej liście. Po drugie - jest blisko, co w dobie komplikacji w podróży w erze pandemii jest ważne. Po trzecie - dla mnie jako warszawskiego przewodnika to miejsce ważne. Po czwarte - to we Lwowie jest 50% zabytków całej Ukrainy.
Covidowe komplikacje podróży i tak wpłynęły na nasze plany. Linia lotnicza najpierw przesunęła nam godzinę odlotu ze Lwowa, a potem w ogóle odwołała lot, dając w zamian możliwość innego terminu albo lotu do Kijowa. Wybraliśmy jednak ponownie Lwów.
Zaopatrzeni w paszport zwykły i covidowy, ubezpieczenie, bilet i co tam jeszcze potrzebne, pewnego poranka znaleźliśmy się na Okęciu, a po godzinie lotu na lotnisku we Lwowie. Powitała nas Arena Lwów, na której podczas Euro 2012 rozegrano 3 mecze, oraz hipodrom.
Teoretycznie z lotniska do centrum miasta dostać się można trolejbusem, ale akurat trwa remont i został nam tylko autobus lotniskowy, jeżdżący tak rzadko, że nie jestem pewien czy władze Lwowa wiedzą, że mają lotnisko, na którym od czasu do czasu samoloty lądują. Na szczęście było to nasz pierwszy i ostatni kontakt z komunikacją miejską we Lwowie. Resztę pokonaliśmy z buta lub Uberem. I na szczęście sprawa z autobusem lotniskowym to był jeden z naprawdę nielicznych minusów naszego pobytu we Lwowie.
Tak się składało, że autobus jechał obok kościoła, którego chcieliśmy zwiedzić, więc wysiedliśmy wcześniej. Ulica Gródecka, ważny węzeł komunikacyjny. Codzienne życie pełną gębą.
Kierujemy się w stronę kościoła św. Elżbiety, usytuowanego na pl. Kropiwnickiego 1. Kościół, dziś cerkiew, położona jest dokładnie na wododziale Wisły i Dniestru. Można więc powiedzieć, że to tu symbolicznie kończy się Polska, a zaczyna Ukraina. Kościół do dziś jest najwyższym budynkiem we Lwowie. Uznawany jest też za najwspanialszy zabytek architektury sakralnej epoki historyzmu na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej. W środku można podziwiać unikalny w skali europejskiej szklany ikonostas.
Wychodzimy z kościoła. I tu pojawia się pierwsze zaskoczenie. Mało wspomina się o tym, że Lwów leży na wielu wzgórzach. Jeszcze nie raz i nie dwa przyjdzie nam myśl, że pod tym względem Lwów jest jak centrum Aten.
Przy okazji pojawia się najważniejsza cecha Lwowa: prawie każda kamienica to budynek cenny, wart uwagi.
Udajemy się do soboru św. Jura:
Sobór jest jednym z trzech miejsc we Lwowie, obok Starego Miasta i Podzamcza, które znajdują się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Dlaczego? Sobór w bardzo nietypowy sposób łączy kościół wschodni z rokokiem. Zresztą jest uznawany za najdoskonalszy w Europie przykład późnego baroku.
Wnętrze jest słynne z dwóch rzeczy: z otoczonego wielkim kultem obrazu Matki Boskiej Trembowelskiej oraz kopii Całunu Turyńskiego.
W krypcie są pochowani metropolici grekokatoliccy.
Sobór jest położony na wzgórzu z którego rozpościera się piękny widok.
Czas zameldować się w hotelu, który był położony w centrum, niedaleko hotelu Atlasu Deluxe. Postanowiliśmy iść tam piechotą, by zapoznać się z innymi niż Stare Miasto rejonami Lwowa. Wędrówka pozwoliła nam utwierdzić się w przekonaniu, że Lwów to urokliwe miasto.
Skwer Jura:
Politechnika Lwowska:
Ulica Stefanyka:
Centralna Biblioteka, czyli dawny Zakład Narodowy im. Ossolińskich. Polskie zbiory w 1945 roku przeniesiono do Wrocławia:
I takie klimaciki, czyli ulica Czajkowskiego:
Dalsza część Stefanyka:
I ulica Popowycza, przy której znajduje się kamienica, w której nocowaliśmy: