Słowem wstępu : Na starcie chciałbym podziękować użytkownikowi @maczup za wszystkie wskazówki i rady dotyczące Arabii, które dostaliśmy przed wylotem oraz Rafałowi i Basi poznanymi w Kuwejcie za podwózkę i wspólnie spędzony czas
:)
Bardzo tanie bilety Wizz-a zmotywowały nas (mnie, partnerkę i naszego 5 latka) do zakupu biletów. Mimo kilku komplikacji - głównie związanych ze zmianą lotów, o czym za chwilę - udało się ostatecznie przyjemnie spędzić czas na półwyspie arabskim. Początkowo zamiast dwóch dni spędzonych na końcu w Wiedniu mieliśmy przeznaczyć jeden dzień więcej w Kuwejcie i jeden dzień więcej w Arabii, który byśmy napewno spożytkowali na wizytę w Rijadzie. Termin wybraliśmy na ostatni lot w siatce Kuwejt-Wiedeń, co ostatecznie okazało się błędem bo po kilku zmianach rozkładu nie mieliśmy opcji manewru z powrotem do europy w miarę rozsądnej cenie. Dodatkowo też musieliśmy kupować nowe loty Abu Dhabi - Kuwejt. Bo stare nie pozwalały na powrót.
Wizę do Arabii kupowaliśmy na oficjalnej stronie. Na lotnisku można kupić nieco taniej ale bywały już sytuacje, że na lotnisku wizowa oficyna nie pracowała i nie było takiej możliwości. Woleliśmy tego nie sprawdzać.
Dzień 1 Podróż do Wiednia bez przygód natomiast boarding do Dammamu nie przebiegł pomyślnie. Były duże komplikację z usadowieniem pasażerów. Głównie dlatego, że garstka podróżujących miała problem z zajęciem swoich miejsc i mimo tłumaczeń załogi zajęcie odpowiednich foteli zajęło prawie godzinę. W związku z tym przegapiliśmy okienko do wylotu i dostaliśmy wiadomość, że nasz lot będzie opóźniony o przynajmniej kilka godzin. Wiele sfrustrowanych osób nie szczędziło komentarzy grupie “winnych”. Na ich szczęście po około 30 minutach dostaliśmy jakimś cudem zielone światło na start. Uff. Do Dammam docieramy około godziny 20. Bierzemy busa z lotniska za około 10 riali od osoby i kierujemy się w stronę centrum miasta. Drogę od przystanku do hotelu decydujemy się przejść na piechotę. Przed wyruszeniem zahaczamy o Maca który jest tuż obok w celu zaspokojenia najpilniejszych potrzeb i już tu napotykamy pierwsze arabskie „nowinki”. Restauracja dzieli się na dwie części - dla mężczyzn i dla rodzin. Dodatkowo w strefie rodzinnej wszystkie miejsca do jedzenia z możliwością zasłonięcia kurtyn tak by nikt nie mógł podejrzeć. Trafiliśmy akurat na przygotowania do urodzin dziecka następnego dnia i pan który maluje dziecięce twarze nie mógł sobie odpuścić przemalowania naszego młodego w Spidermana. Po pierwszej interakcji z miejscowymi ruszamy w drogę do hotelu, która zajmuje nam duuuużo dłużej niż zakładaliśmy. Orientacyjnie na mapie miało być parę ulic a wyszła godzina marszu. Co na pierwszy rzut oka nas zadziwiło ? To że na żadnym skrzyżowaniu nie ma pasów - przez kolejne dni zdążyliśmy się nauczyć ze przechodzenie ruchliwej czteropasmówki bez udziału świateł i pasów to norma.
W nagrodę za ten wysiłek dostaliśmy bardzo duży i wygodny apartament, który w naszej opinii wyglądał dużo lepiej niż na zdjęciach.
Dzień 2 Po opuszczeniu hotelu trafiamy do znajdującej się tuż obok restauracji z tradycyjnym arabskim jedzeniem. Zamawiamy prawie wszystko jak leci bo poprzedniego dnia za dużo nie zjedliśmy i wszyscy są potwornie głodni. W ten sposób na nasz stół lądują humusy, falafele, wołowinka i jeszcze pare innych. Na szybko musimy przystosować się do jedzenia rękoma - w Arabii rzadkością jest napotkanie sztućców w knajpach. Jedzenie smakuje wybitnie i nie chce tu usprawiedliwiać naszego głodu ani tęsknoty za Arabskim jedzeniem.
Po posiłku zaczyna się najciekawsza część historii. mamy w planie kupić kartę SIM z internetem. Nie ma takiej w najbliższym sklepie więc zabieramy się do spaceru żeby znaleźć taki, w którym będzie. Po chwili podjeżdża do nas radiowóz z dwoma policjantami w środku. Jeden z nich wychodzi i zagaduje co tu robimy, jaki mamy plan itp. Mówi nam jeszcze że dzień wcześniej też na widzieli. Zapytani odpowiadamy że szukamy miejsca gdzie można kupić kartę sim a policjant wyjmuje telefon i nam sprawdza opcje razem z drugim, który siedzi w radiowozie. Po chwili pokazuje na mapie ze mamy 20 min na piechotę do celu i że idziemy w dobrą stronę. Po uzyskaniu informacji dziękujemy grzecznie i chcemy ruszyć dalej jednakże policeman mówi że zrobią nam serwis czyli nas tam zawiozą, po czym otwiera pakę i pokazuje żebyśmy do niej weszli. Chwila konsternacji i ładujemy się do środka w trójkę. Samochód w najlepszej kondycji nie był, na pace bez okien ale chociaż klima dmucha. Jak dotarliśmy do punktu z kartami ten sam policjant załatwia z obsługą wszystkie formalności, w międzyczasie pojawiają się wspólne rozmowy o piłce nożnej i koniec końców policjant płaci za nas, życząc nam miłego dnia i wychodzi z punktu. Że tak powiem ta życzliwość lekko nas wmurowała… a to miał być dopiero początek.
Mając teraz internet łapiemy Bolta albo Ubera (bo to był nasz jedyny transport w mieście jakiego używaliśmy) i jedziemy do Al Khobar. Al Khobar charakteryzuje się długim nabrzeżem wraz z elegancką promenadą. Plaż za specjalnie nie ma poza małymi skrawkami skał i piachu, gdzie można spotkać miejscowych rybaków lub wędkarzy. Podczas długiego spaceru odwiedzamy wiele placów zabaw - wszystkie jakie widzieliśmy były zadaszone, więc najmłodsi mogą z nich korzystać całymi dniami. W Khobar znajduje się też prawie ukończona Water Tower czyli wysoka wieża wybudowana na sztucznej wyspie tuż przy brzegu, górująca nad okolicą. Długi spacer kończymy wizytą w kawiarni, gdzie mamy przyjemność wypić przepyszną kawę pistacjową - zapewniam, że nigdy nie piłem smaczniejszej.
Drugim przystankiem tego dnia jest King Abdulaziz Center for World Culture. Architektoniczne cudo. Fikuśny budynek przypominający statek kosmiczny. Budynek ten powstał w miejscu, gdzie znaleziono pierwsze złoże ropy naftowej na terenie Arabii. Na tą chwilę znajdują się w nim: teatr, galerie, biblioteka, kino oraz regularnie są w nim prezentowane wystawy i konferencje związane ze sztuką i nauką. Niefortunnie tego dnia centrum dla zwiedzających jest zamknięte i zostaję nam tylko obejść do okola tą niesamowitą budowlę i wykorzystać zachód słońca do zrobienia malowniczych zdjęć.
Po powrocie w nasze rejony odwiedzamy supermarket i wracamy do hotelu naładować baterie, bo kolejnego dnia planujemy wyskoczyć do Bahrajnu. Niestety temperatury - ok 35 stopni cały dzień - i długie dystanse dają nam się we znaki.
W hotelu orientujemy się, że na Arabski numer dostaliśmy sms-a od policjanta z zaproszeniem do się na obiad/lunch z jego rodziną następnego dnia. Postanawiamy przyjąć zaproszenie i umawiamy się na godz 12:00 następnego dnia. Cdn.
Dzień 3 Przed wizytą u policjanta, wybraliśmy się jeszcze do sklepu po słodycze, żeby nie przychodzić z pustymi rękoma. Następnie zgodnie z planem dojechaliśmy Uberem do oddalonego o 20 min drogi domu gospodarza. Dom podobny do wielu, które już widzieliśmy - duży, piętrowy, otoczony murem, wykończony piaskowcem. Tuż po naszym przyjeździe wita nas policjant - o imieniu Majed - z uśmiechem na twarzy i zaprasza ochoczo do środka.
Po przekroczeniu progu ujrzeliśmy pięknie wykończone wnętrze, bogato umeblowane i urządzone w pięknym stylu. Zostaliśmy poproszeni o zajęcie miejsca w jednym z pokoi na parterze, gdzie przygotowana była już kawa, herbata oraz przekąski w postaci słodkości i daktyli. Od razu dołączył do nas Majed i zaczęliśmy rozmowy. Niedługo później przyszła również zapoznać się jego mama - ubrana tradycyjnie z zasłoniętą twarzą - oraz jego brat. Już od pierwszych minut atmosfera była bardzo luźna i wesoła, w międzyczasie zostaliśmy obdarowani giftami, czyli różańcem arabskim, bardzo ładną tkaniną do wykorzystania na szycie, arabskie zapachy do świeczek i dywanik modlitewny (chyba). Jak się okazało Majed był w podobnym wieku co my, czyli około 30. W swoim życiu poza pracą dużo podróżuje po świecie - był kilka razy w Europie też, chociaż jeszcze nie w Polsce ale wiedział o tym, że w Zakopanym jest bardzo ładnie - i jak na Araba jeszcze nie jest żonaty i na to się nie zapowiada. Podobnie jak jego brat są bardzo ciekawi jak wygląda życie w Polsce i naprzemian zadajemy sobie masę pytań odnośnie kultury, zwyczajów itd. Mniej więcej po godzinie przenosimy się do salonu, gdzie czeka na nas przygotowany obiad składający się z kurczaka i ryżu z dodatkami. Na stole o dziwo sztućce, chociaż jak się dowiedzieliśmy zostały wyjęte dla nas. Wszystko bardzo smaczne i czas spędzany jest w bardzo przyjaznej atmosferze.
Po upływie ok 2,5 godziny przychodzi czas rozstania a przynajmniej w teorii. Umówiony kierowca do Bahrajnu, który po nas przyjechał oznajmia nam, że tym samochodem nie przekroczymy granicy bo brakuje mu zezwolenia. Majed stara się jakoś rozwiązać problem i jak ostatecznie nie ma dobrego rozwiązania to wyjmuje telefon i gdzieś dzwoni. Po skończonej rozmowie, mówi nam żebyśmy wskakiwali do jego samochodu i podwiezie nas na miejsce spotkania z nowym kierowcą. Jak powiedział tak robimy i dojeżdżając na jakiś miejscowy parking czeka na nas Van z kierowcą w środku i w dodatku Majed informuje nas, że dojedziemy z nim, gdzie tylko będziemy chcieli i to ZA DARMO ! Wmurowało nas. Powiedzieliśmy, że nie ma opcji żeby to było za darmo i że i tak już bardzo dużo dla nas zrobił ale to nie były negocjacje i nie udało się przeforsować innego rozwiązania. I w taki sposób po podziękowaniach za spędzony wspólnie czas zaczęliśmy naszą wycieczkę do Bahrajnu. Z Majedem mamy kontakt do dzisiaj i niedługo wysyłamy paczkę z naszymi słodkościami do Arabii. Przynajmniej w takim małym stopniu możemy się jakoś odwdzięczyć. Jeżeli macie jakieś pomysły co poza krówkami, piernikami i ptasim mleczkiem można dołączyć do dawajcie znać
:)
Niestety kierowca nie rozmawia po angielsku więc jedynie pokazujemy mu na mapie dokąd chcielibyśmy dojechać. Pierwszym celem jest Bahrain Bay. Droga z Dammam do Bahrajnu trwa około godziny, na granicy bez kolejek a wizy kupujemy za około 50 zł/os podczas kontroli.
O Bahrajnie za dużo nie napisze bo za dużo nie zwiedzaliśmy. Nie chcieliśmy nadużywać pomocy i nie forsowaliśmy za dużo jazdy prywatną taksówką. Tak więc widzieliśmy po kolei China Town, Bahrain Bay i odwiedziliśmy dwie plaże, które finalnie były zamknięte. W Bahrajnie już od wjazdu było widać totalną różnicę względem Dammam - na ulicach turyści, kobiety poubierane w bardziej europejski sposób, europejska muzyka itd. Najbardziej podobała nam się zatoka z cudowną panoramą na miasto a dodatkowo znowu świetnie się wstrzeliliśmy z godziną na zachód słońca i wszystkie wysokie budynki wyglądały imponującą w żółtym blasku. Największe wrażenie na nas zrobiło World Trade Center i 4 Seasons Hotel. Minusem napewno były zamknięte plaże, jednakże usprawiedliwione są tym, że są w trakcje rozbudowy i pewnie za jakiś czas wrócą do użytku.
Po powrocie wstępujemy ponownie do knajpy obok hotelu i tym razem mamy mały problem. Nie chce nam przejść żadna z kart a gotówki nie mamy na tyle, żeby pokryć rachunek. Właściciel mówi nam, że możemy na spokojnie donieść brakującą kwotę kolejnego dnia i dodatkowo sok z wyciskanych pomarańczy dla młodego bierze na ich koszt.
To był udany dzień, gdzie spotkało nas dużo dobrego. Czasem nie trzeba dużo zwiedzać, żeby wydobyć z podróży to co najcenniejsze.
Dzień 4 Ostatni dzień w Arabii. O 20 mamy wylot do Abu-Dhabi więc planujemy jeszcze coś ciekawego porobić a w szczególności coś ciekawego dla najmłodszego. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy obejrzeć pokaz delfinów, który powinien się odbywać niedaleko Corniche czyli miejsca z kolejnym eleganckim deptakiem nad samym morzem. Przed dojazdem na miejsce słyszeliśmy wiele sprzecznych informacji na temat godzin otwarcia i dlatego z rana podjechaliśmy najpierw pod park, żeby dopytać. Obsługa powiadomiła nas, że otwierają o 14 i że pokazy będą napewno. Mając w takim razie około trzech godzin czasu idziemy obejrzeć najpierw Murjan Island i kolejnie na Cornich.
Murjan Island jest to sztucznie usypana wyspa służąca w szczególności do łowienia ryb oraz piknikowania. W centralnej części znajduję się fikuśna wieża - ale nie niestety nie da się na nią wejść. Na miejscu zaczepiają nas lokalsi zaintrygowani naszym pochodzeniem. Byli bardzo mili i ciekawi naszych spostrzeżeń odnośnie Arabii. Polecali też inne miejsca do zwiedzenia. W pewnym momencie dyskusja zeszła na tor polityki państwa i bardzo szybko można było wywnioskować po ich wypowiedziach jak bardzo są dumni z tego, że otwierają się na turystów. Na pożegnanie nasz młody dostał smakołyka w postaci batona a my ruszyliśmy dalej na samo Cornich.
Przejście deptaka i zahaczenie wszystkich placów zabaw trochę nam zajęło. Miejsce jest bardzo zadbane i jest ciekawy widok na zatokę. Minusem jest brak możliwości zejścia do samej wody. Tuż obok jest duża galeria handlowa, którą odwiedziliśmy w poszukiwaniu chłodu. Sama galeria niczym specjalnym od naszych galerii nie odbiega - natomiast zabawne jest to, że o godzinie 14:00 w galerii nie ma praktycznie żywej duszy. Połowa sklepów otwiera się w późniejszych godzinach. Dosłownie minęliśmy garstkę ludzi i najwięcej w okolicach witryn z jedzeniem do zamówienia.
Z galerii pokierowaliśmy się prosto pod park wodny, gdzie miały być pokazy. Tutaj spotkał nas pierwszy i w zasadzie jedyny niesmak podczas pobytu w tym kraju - dostaliśmy informację, że pokazu delfinów z niewyjaśnionych przyczyn dzisiaj nie będzie, a następny z udziałem lwów morskich odbędzie się dopiero po godzinie 18. W związku z tym zostaliśmy skazani na powolny powrót na lotnisko. Z Dammam na lotnisko jedzie się właściwie przez pustynie - początkowo tego nie zarejestrowaliśmy bo jechaliśmy w nocy. Na trasie też można było zaobserwować niezliczoną liczbę nowych placów budowy. Arabia zmienia się w ekspresowym tempie.
Słowem podsumowania: Czy Dammam nas zachwyciło? Zdecydowanie nie. Czy nas zaskoczyło? Zdecydowanie tak. Przede wszystkim gościnność, uprzejmość i zaangażowanie ludzi są rzeczami, które uczyniły nasz pobyt w Dammam wyjątkowym. Możemy tylko żałować, że tak naprawdę to za dużo Arabii nie ugryźliśmy - mimo wszystko dostaliśmy olbrzymią zachętę na więcej i napewno jeszcze wrócimy na dłużej i z lepszym planem.
Dzień 5-7 - Abu Dhabi
Minionej nocy dotarliśmy z lotniska do hotelu tuż przed północą za równe 100 aed - udało się coś tam utargować. Hotel mamy rzut beretem od przyjemnej Abu-Dhabi beach. Jest były Crown Plaza przemianowany na Milenium. W emiratach to w zasadzie nas trzeci raz ale pierwszy w Abu Dhabi. Temat był już przewałkowany wielokrotnie więc ograniczę się do subiektywnie najciekawszych kwestii i najciekawszych zdjęć.
:)
Mimo czterech nocy na miejscu nie zamierzaliśmy na siłę zaliczać wszystkich atrakcji w mieście. Głownie skupiliśmy się na basenowaniu i plażowaniu (w końcu kiedyś trzeba nakarmić lenia), dodatkowo mając w drodze na plaże Grand Souk to codziennie zostawialiśmy kasę na straganach. Ponadto odwiedziliśmy klasycznie biały meczet i na powrocie Capital Gate - mający renomę najbardziej krzywej budowli świata. Thats it.
To co najbardziej nam się podobało to oczywiście widok z plaży na całe DownTown i generalnie sama Corniche. Jest w fantastyczny sposób zagospodarowana - wzdłuż deptaka rozciągają się mgiełki wodne, pitna woda wszędzie, jest też masę artystycznych instalacji, zielono i przyjemnie a do tego na całej długości czysta i zadbana plaża.
Ciekawostką podczas naszej wizyty było to, że trafiliśmy akurat na wielką burzę, która zawędrowała do Abu Dhabi prosto z Dubaju i dzięki temu pierwszy raz będąc na półwyspie arabskim mogliśmy doświadczyć deszczu.
Na starcie chciałbym podziękować użytkownikowi @maczup za wszystkie wskazówki i rady dotyczące Arabii, które dostaliśmy przed wylotem oraz Rafałowi i Basi poznanymi w Kuwejcie za podwózkę i wspólnie spędzony czas :)
Bardzo tanie bilety Wizz-a zmotywowały nas (mnie, partnerkę i naszego 5 latka) do zakupu biletów. Mimo kilku komplikacji - głównie związanych ze zmianą lotów, o czym za chwilę - udało się ostatecznie przyjemnie spędzić czas na półwyspie arabskim.
Początkowo zamiast dwóch dni spędzonych na końcu w Wiedniu mieliśmy przeznaczyć jeden dzień więcej w Kuwejcie i jeden dzień więcej w Arabii, który byśmy napewno spożytkowali na wizytę w Rijadzie. Termin wybraliśmy na ostatni lot w siatce Kuwejt-Wiedeń, co ostatecznie okazało się błędem bo po kilku zmianach rozkładu nie mieliśmy opcji manewru z powrotem do europy w miarę rozsądnej cenie. Dodatkowo też musieliśmy kupować nowe loty Abu Dhabi - Kuwejt. Bo stare nie pozwalały na powrót.
Wizę do Arabii kupowaliśmy na oficjalnej stronie. Na lotnisku można kupić nieco taniej ale bywały już sytuacje, że na lotnisku wizowa oficyna nie pracowała i nie było takiej możliwości. Woleliśmy tego nie sprawdzać.
Rozkład lotów:
WAW - VIE 21.10. 5:30-8:00
VIE - DMM 21.10 11:10-17:40
DMM - AUH 24.10. 20:45-23:00
AUH - KWI 28.10. 10:15-11:00
KWI - VIE. 28.10 18:30-22:50
VIE - WAW 31.10 8:00-10:00
Dzień 1
Podróż do Wiednia bez przygód natomiast boarding do Dammamu nie przebiegł pomyślnie. Były duże komplikację z usadowieniem pasażerów. Głównie dlatego, że garstka podróżujących miała problem z zajęciem swoich miejsc i mimo tłumaczeń załogi zajęcie odpowiednich foteli zajęło prawie godzinę. W związku z tym przegapiliśmy okienko do wylotu i dostaliśmy wiadomość, że nasz lot będzie opóźniony o przynajmniej kilka godzin. Wiele sfrustrowanych osób nie szczędziło komentarzy grupie “winnych”. Na ich szczęście po około 30 minutach dostaliśmy jakimś cudem zielone światło na start. Uff.
Do Dammam docieramy około godziny 20. Bierzemy busa z lotniska za około 10 riali od osoby i kierujemy się w stronę centrum miasta. Drogę od przystanku do hotelu decydujemy się przejść na piechotę. Przed wyruszeniem zahaczamy o Maca który jest tuż obok w celu zaspokojenia najpilniejszych potrzeb i już tu napotykamy pierwsze arabskie „nowinki”. Restauracja dzieli się na dwie części - dla mężczyzn i dla rodzin. Dodatkowo w strefie rodzinnej wszystkie miejsca do jedzenia z możliwością zasłonięcia kurtyn tak by nikt nie mógł podejrzeć. Trafiliśmy akurat na przygotowania do urodzin dziecka następnego dnia i pan który maluje dziecięce twarze nie mógł sobie odpuścić przemalowania naszego młodego w Spidermana.
Po pierwszej interakcji z miejscowymi ruszamy w drogę do hotelu, która zajmuje nam duuuużo dłużej niż zakładaliśmy. Orientacyjnie na mapie miało być parę ulic a wyszła godzina marszu.
Co na pierwszy rzut oka nas zadziwiło ? To że na żadnym skrzyżowaniu nie ma pasów - przez kolejne dni zdążyliśmy się nauczyć ze przechodzenie ruchliwej czteropasmówki bez udziału świateł i pasów to norma.
W nagrodę za ten wysiłek dostaliśmy bardzo duży i wygodny apartament, który w naszej opinii wyglądał dużo lepiej niż na zdjęciach.
Dzień 2
Po opuszczeniu hotelu trafiamy do znajdującej się tuż obok restauracji z tradycyjnym arabskim jedzeniem. Zamawiamy prawie wszystko jak leci bo poprzedniego dnia za dużo nie zjedliśmy i wszyscy są potwornie głodni. W ten sposób na nasz stół lądują humusy, falafele, wołowinka i jeszcze pare innych. Na szybko musimy przystosować się do jedzenia rękoma - w Arabii rzadkością jest napotkanie sztućców w knajpach. Jedzenie smakuje wybitnie i nie chce tu usprawiedliwiać naszego głodu ani tęsknoty za Arabskim jedzeniem.
Po posiłku zaczyna się najciekawsza część historii. mamy w planie kupić kartę SIM z internetem. Nie ma takiej w najbliższym sklepie więc zabieramy się do spaceru żeby znaleźć taki, w którym będzie. Po chwili podjeżdża do nas radiowóz z dwoma policjantami w środku. Jeden z nich wychodzi i zagaduje co tu robimy, jaki mamy plan itp. Mówi nam jeszcze że dzień wcześniej też na widzieli. Zapytani odpowiadamy że szukamy miejsca gdzie można kupić kartę sim a policjant wyjmuje telefon i nam sprawdza opcje razem z drugim, który siedzi w radiowozie. Po chwili pokazuje na mapie ze mamy 20 min na piechotę do celu i że idziemy w dobrą stronę. Po uzyskaniu informacji dziękujemy grzecznie i chcemy ruszyć dalej jednakże policeman mówi że zrobią nam serwis czyli nas tam zawiozą, po czym otwiera pakę i pokazuje żebyśmy do niej weszli. Chwila konsternacji i ładujemy się do środka w trójkę. Samochód w najlepszej kondycji nie był, na pace bez okien ale chociaż klima dmucha. Jak dotarliśmy do punktu z kartami ten sam policjant załatwia z obsługą wszystkie formalności, w międzyczasie pojawiają się wspólne rozmowy o piłce nożnej i koniec końców policjant płaci za nas, życząc nam miłego dnia i wychodzi z punktu. Że tak powiem ta życzliwość lekko nas wmurowała… a to miał być dopiero początek.
Mając teraz internet łapiemy Bolta albo Ubera (bo to był nasz jedyny transport w mieście jakiego używaliśmy) i jedziemy do Al Khobar. Al Khobar charakteryzuje się długim nabrzeżem wraz z elegancką promenadą. Plaż za specjalnie nie ma poza małymi skrawkami skał i piachu, gdzie można spotkać miejscowych rybaków lub wędkarzy. Podczas długiego spaceru odwiedzamy wiele placów zabaw - wszystkie jakie widzieliśmy były zadaszone, więc najmłodsi mogą z nich korzystać całymi dniami. W Khobar znajduje się też prawie ukończona Water Tower czyli wysoka wieża wybudowana na sztucznej wyspie tuż przy brzegu, górująca nad okolicą. Długi spacer kończymy wizytą w kawiarni, gdzie mamy przyjemność wypić przepyszną kawę pistacjową - zapewniam, że nigdy nie piłem smaczniejszej.
Drugim przystankiem tego dnia jest King Abdulaziz Center for World Culture. Architektoniczne cudo. Fikuśny budynek przypominający statek kosmiczny. Budynek ten powstał w miejscu, gdzie znaleziono pierwsze złoże ropy naftowej na terenie Arabii. Na tą chwilę znajdują się w nim: teatr, galerie, biblioteka, kino oraz regularnie są w nim prezentowane wystawy i konferencje związane ze sztuką i nauką.
Niefortunnie tego dnia centrum dla zwiedzających jest zamknięte i zostaję nam tylko obejść do okola tą niesamowitą budowlę i wykorzystać zachód słońca do zrobienia malowniczych zdjęć.
Po powrocie w nasze rejony odwiedzamy supermarket i wracamy do hotelu naładować baterie, bo kolejnego dnia planujemy wyskoczyć do Bahrajnu. Niestety temperatury - ok 35 stopni cały dzień - i długie dystanse dają nam się we znaki.
W hotelu orientujemy się, że na Arabski numer dostaliśmy sms-a od policjanta z zaproszeniem do się na obiad/lunch z jego rodziną następnego dnia. Postanawiamy przyjąć zaproszenie i umawiamy się na godz 12:00 następnego dnia. Cdn.
Po przekroczeniu progu ujrzeliśmy pięknie wykończone wnętrze, bogato umeblowane i urządzone w pięknym stylu. Zostaliśmy poproszeni o zajęcie miejsca w jednym z pokoi na parterze, gdzie przygotowana była już kawa, herbata oraz przekąski w postaci słodkości i daktyli. Od razu dołączył do nas Majed i zaczęliśmy rozmowy. Niedługo później przyszła również zapoznać się jego mama - ubrana tradycyjnie z zasłoniętą twarzą - oraz jego brat. Już od pierwszych minut atmosfera była bardzo luźna i wesoła, w międzyczasie zostaliśmy obdarowani giftami, czyli różańcem arabskim, bardzo ładną tkaniną do wykorzystania na szycie, arabskie zapachy do świeczek i dywanik modlitewny (chyba). Jak się okazało Majed był w podobnym wieku co my, czyli około 30. W swoim życiu poza pracą dużo podróżuje po świecie - był kilka razy w Europie też, chociaż jeszcze nie w Polsce ale wiedział o tym, że w Zakopanym jest bardzo ładnie - i jak na Araba jeszcze nie jest żonaty i na to się nie zapowiada. Podobnie jak jego brat są bardzo ciekawi jak wygląda życie w Polsce i naprzemian zadajemy sobie masę pytań odnośnie kultury, zwyczajów itd. Mniej więcej po godzinie przenosimy się do salonu, gdzie czeka na nas przygotowany obiad składający się z kurczaka i ryżu z dodatkami. Na stole o dziwo sztućce, chociaż jak się dowiedzieliśmy zostały wyjęte dla nas. Wszystko bardzo smaczne i czas spędzany jest w bardzo przyjaznej atmosferze.
Po upływie ok 2,5 godziny przychodzi czas rozstania a przynajmniej w teorii. Umówiony kierowca do Bahrajnu, który po nas przyjechał oznajmia nam, że tym samochodem nie przekroczymy granicy bo brakuje mu zezwolenia. Majed stara się jakoś rozwiązać problem i jak ostatecznie nie ma dobrego rozwiązania to wyjmuje telefon i gdzieś dzwoni. Po skończonej rozmowie, mówi nam żebyśmy wskakiwali do jego samochodu i podwiezie nas na miejsce spotkania z nowym kierowcą. Jak powiedział tak robimy i dojeżdżając na jakiś miejscowy parking czeka na nas Van z kierowcą w środku i w dodatku Majed informuje nas, że dojedziemy z nim, gdzie tylko będziemy chcieli i to ZA DARMO ! Wmurowało nas. Powiedzieliśmy, że nie ma opcji żeby to było za darmo i że i tak już bardzo dużo dla nas zrobił ale to nie były negocjacje i nie udało się przeforsować innego rozwiązania. I w taki sposób po podziękowaniach za spędzony wspólnie czas zaczęliśmy naszą wycieczkę do Bahrajnu. Z Majedem mamy kontakt do dzisiaj i niedługo wysyłamy paczkę z naszymi słodkościami do Arabii. Przynajmniej w takim małym stopniu możemy się jakoś odwdzięczyć. Jeżeli macie jakieś pomysły co poza krówkami, piernikami i ptasim mleczkiem można dołączyć do dawajcie znać :)
Niestety kierowca nie rozmawia po angielsku więc jedynie pokazujemy mu na mapie dokąd chcielibyśmy dojechać. Pierwszym celem jest Bahrain Bay. Droga z Dammam do Bahrajnu trwa około godziny, na granicy bez kolejek a wizy kupujemy za około 50 zł/os podczas kontroli.
O Bahrajnie za dużo nie napisze bo za dużo nie zwiedzaliśmy. Nie chcieliśmy nadużywać pomocy i nie forsowaliśmy za dużo jazdy prywatną taksówką. Tak więc widzieliśmy po kolei China Town, Bahrain Bay i odwiedziliśmy dwie plaże, które finalnie były zamknięte. W Bahrajnie już od wjazdu było widać totalną różnicę względem Dammam - na ulicach turyści, kobiety poubierane w bardziej europejski sposób, europejska muzyka itd. Najbardziej podobała nam się zatoka z cudowną panoramą na miasto a dodatkowo znowu świetnie się wstrzeliliśmy z godziną na zachód słońca i wszystkie wysokie budynki wyglądały imponującą w żółtym blasku. Największe wrażenie na nas zrobiło World Trade Center i 4 Seasons Hotel.
Minusem napewno były zamknięte plaże, jednakże usprawiedliwione są tym, że są w trakcje rozbudowy i pewnie za jakiś czas wrócą do użytku.
Po powrocie wstępujemy ponownie do knajpy obok hotelu i tym razem mamy mały problem. Nie chce nam przejść żadna z kart a gotówki nie mamy na tyle, żeby pokryć rachunek. Właściciel mówi nam, że możemy na spokojnie donieść brakującą kwotę kolejnego dnia i dodatkowo sok z wyciskanych pomarańczy dla młodego bierze na ich koszt.
To był udany dzień, gdzie spotkało nas dużo dobrego. Czasem nie trzeba dużo zwiedzać, żeby wydobyć z podróży to co najcenniejsze.
Ostatni dzień w Arabii. O 20 mamy wylot do Abu-Dhabi więc planujemy jeszcze coś ciekawego porobić a w szczególności coś ciekawego dla najmłodszego. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy obejrzeć pokaz delfinów, który powinien się odbywać niedaleko Corniche czyli miejsca z kolejnym eleganckim deptakiem nad samym morzem. Przed dojazdem na miejsce słyszeliśmy wiele sprzecznych informacji na temat godzin otwarcia i dlatego z rana podjechaliśmy najpierw pod park, żeby dopytać. Obsługa powiadomiła nas, że otwierają o 14 i że pokazy będą napewno. Mając w takim razie około trzech godzin czasu idziemy obejrzeć najpierw Murjan Island i kolejnie na Cornich.
Murjan Island jest to sztucznie usypana wyspa służąca w szczególności do łowienia ryb oraz piknikowania. W centralnej części znajduję się fikuśna wieża - ale nie niestety nie da się na nią wejść. Na miejscu zaczepiają nas lokalsi zaintrygowani naszym pochodzeniem. Byli bardzo mili i ciekawi naszych spostrzeżeń odnośnie Arabii. Polecali też inne miejsca do zwiedzenia. W pewnym momencie dyskusja zeszła na tor polityki państwa i bardzo szybko można było wywnioskować po ich wypowiedziach jak bardzo są dumni z tego, że otwierają się na turystów. Na pożegnanie nasz młody dostał smakołyka w postaci batona a my ruszyliśmy dalej na samo Cornich.
Przejście deptaka i zahaczenie wszystkich placów zabaw trochę nam zajęło. Miejsce jest bardzo zadbane i jest ciekawy widok na zatokę. Minusem jest brak możliwości zejścia do samej wody. Tuż obok jest duża galeria handlowa, którą odwiedziliśmy w poszukiwaniu chłodu. Sama galeria niczym specjalnym od naszych galerii nie odbiega - natomiast zabawne jest to, że o godzinie 14:00 w galerii nie ma praktycznie żywej duszy. Połowa sklepów otwiera się w późniejszych godzinach. Dosłownie minęliśmy garstkę ludzi i najwięcej w okolicach witryn z jedzeniem do zamówienia.
Z galerii pokierowaliśmy się prosto pod park wodny, gdzie miały być pokazy. Tutaj spotkał nas pierwszy i w zasadzie jedyny niesmak podczas pobytu w tym kraju - dostaliśmy informację, że pokazu delfinów z niewyjaśnionych przyczyn dzisiaj nie będzie, a następny z udziałem lwów morskich odbędzie się dopiero po godzinie 18. W związku z tym zostaliśmy skazani na powolny powrót na lotnisko. Z Dammam na lotnisko jedzie się właściwie przez pustynie - początkowo tego nie zarejestrowaliśmy bo jechaliśmy w nocy. Na trasie też można było zaobserwować niezliczoną liczbę nowych placów budowy. Arabia zmienia się w ekspresowym tempie.
Słowem podsumowania:
Czy Dammam nas zachwyciło? Zdecydowanie nie. Czy nas zaskoczyło? Zdecydowanie tak. Przede wszystkim gościnność, uprzejmość i zaangażowanie ludzi są rzeczami, które uczyniły nasz pobyt w Dammam wyjątkowym. Możemy tylko żałować, że tak naprawdę to za dużo Arabii nie ugryźliśmy - mimo wszystko dostaliśmy olbrzymią zachętę na więcej i napewno jeszcze wrócimy na dłużej i z lepszym planem.
Minionej nocy dotarliśmy z lotniska do hotelu tuż przed północą za równe 100 aed - udało się coś tam utargować. Hotel mamy rzut beretem od przyjemnej Abu-Dhabi beach. Jest były Crown Plaza przemianowany na Milenium. W emiratach to w zasadzie nas trzeci raz ale pierwszy w Abu Dhabi. Temat był już przewałkowany wielokrotnie więc ograniczę się do subiektywnie najciekawszych kwestii i najciekawszych zdjęć. :)
Mimo czterech nocy na miejscu nie zamierzaliśmy na siłę zaliczać wszystkich atrakcji w mieście. Głownie skupiliśmy się na basenowaniu i plażowaniu (w końcu kiedyś trzeba nakarmić lenia), dodatkowo mając w drodze na plaże Grand Souk to codziennie zostawialiśmy kasę na straganach. Ponadto odwiedziliśmy klasycznie biały meczet i na powrocie Capital Gate - mający renomę najbardziej krzywej budowli świata. Thats it.
To co najbardziej nam się podobało to oczywiście widok z plaży na całe DownTown i generalnie sama Corniche. Jest w fantastyczny sposób zagospodarowana - wzdłuż deptaka rozciągają się mgiełki wodne, pitna woda wszędzie, jest też masę artystycznych instalacji, zielono i przyjemnie a do tego na całej długości czysta i zadbana plaża.
Ciekawostką podczas naszej wizyty było to, że trafiliśmy akurat na wielką burzę, która zawędrowała do Abu Dhabi prosto z Dubaju i dzięki temu pierwszy raz będąc na półwyspie arabskim mogliśmy doświadczyć deszczu.