Wypad z jesieni 2022. Od dłuższego czasu chciałem odwiedzić Baku, ale z różnych powodów nie udało się wstrzelić w wiosenne promocje. Liban wyszedł trochę z braku alternatywy. Po kupnie biletów nie wiedziałem czego się spodziewać. Wiedziałem o nieciekawej historii, wojnach, powszechnych protestach, wybuchu w porcie 2 lata temu i aktualnym kryzysie gospodarczym. Czy to dobry moment na wyjazd? Jasne, że dobry. W sieci niewiele jest relacji z podróży do Libanu, niewiele jest w ogóle aktualnych informacji. Rezerwuję noclegi tak by zrobić kółko po kraju i w drogę.
Wylot z Poznania w piątek zaraz po pracy. W Warszawie spotykam się z kolegą Andrzejem, który leci z Gdańska. Dolatujemy do Bejrutu w środku nocy, około 3:00. Odbieramy samochód. Dostajemy Hondę Accord i fajnie bo mocniejszy silnik na górzysty teren się przyda. Po wyjechaniu z lotniska okazuje się, że światła nie świecą jak powinny, ale boimy się zatrzymać by sprawdzić co i jak. Częściowo bez świateł, częściowo na długich dojeżdżamy do hotelu około 4:00. Tu okazuje się, że nie ma gdzie zaparkować. Facet z recepcji mówi, że spokojnie można kogoś zastawić i zostawić mu kluczyki, bo w razie czego on przeparkuje. Hmm.. zostawiamy mu kluczyki i idziemy spać. Po przebudzeniu idę zobaczyć widok z okna:
Udaje nam się całkiem dobrze wyspać i idziemy na śniadanie. Hotel za dnia wygląda nieco lepiej niż w nocy:
Po śniadaniu idziemy na krótki spacer. W okolicy mamy niewielkie wysepki widoczne z wysokiego wybrzeża. To Pigeon Rocks. Pierwsze wrażenie jest powyżej oczekiwań. Jest dosyć zielono, w miarę czysto, choć od czasu do czasu mija się budynek w ruinie. Trafiamy chyba na okres upałów, już przed 9 rano jest 30C.
Pakujemy się i jedziemy dalej. Mijamy znane ruiny starego hotelu Holiday Inn. Działał tylko rok zanim wybuchła wojna. Oberwał mocno bo był wysoki i stał blisko linii frontu.
Okolice parlamentu otoczone są zasiekami i wojskiem. Pozostałość po protestach. Szkoda, bo to ciekawa część miasta.
Idziemy w stronę Martyrs' Square, ulicy przez którą dawniej wiodła linia dzieląca Bejrut na część zachodnią muzułmańską i wschodnią chrześcijańską. Podczas wojny to była linia fontu. Już wtedy znajdował się tu posąg męczenników, co widać po śladach kul:
Tuż obok znajduje się nowy wielki meczet:
Wszędzie widać ślady protestów:
Będąc w Libanie zacząłem czytać więcej o historii ostatnich dekad, bo poczułem, że nic nie rozumiem. Początek napięć w Libanie to lata 70te. Wtedy większość stanowili chrześcijanie co dawało im gwarancje władzy. Jednak z czasem przy ciągłym napływie migrantów z Palestyny ta przewaga malała. Punktem zwrotnym była przeprowadzka Organizacji Wyzwolenia Palestyny z Jordanii do Libanu. Zostali wyrzuceni z Jordanii po nieudanym przejęciu władzy. Radykalny prawicowy rząd w obawie przed utratą władzy zaczął szczuć na uchodźców. Brzmi znajomo, prawda? Tam jednak z czasem władza posunęła się do zamachów i aktów przemocy, co w konsekwencji zaktywowało zbrojnie radykałów po drugiej stronie: organizacje obronne Palestyny, lewicę muzułmańską i chrześcijańską oraz lokalnych druzów (rzadka religia wywodząca się od Mojżesza). Z misją pokojową do Libanu weszły wojska Syryjskie, co jednak nie przerwało lokalnej wojny. Sytuacja się zaostrzała, a przeciwne obozy coraz bardziej radykalizowały na muzułmanów i chrześcijan. Coraz częściej dochodziło też do incydentów pomiędzy Izraelem, a stacjonującymi na południu Libanu oddziałami Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Prawicowe radykalne ugrupowania chcąc wykorzystać sytuację nie tylko przyjmowały pomoc od Izraela, ale wręcz wspomagały go militarnie przy inwazji na południowy Liban (operacja Litani 1978). Chcąc nie dawać pretekstu Izraelowi lider OWP Jasir Arafat zlecił ignorowanie izraelskich prowokacji i ataków. Izrael miał jednak większe plany i w 1981 zgromadził wojska na granicy by wysondować potencjalne reakcje mocarstwa (USA) i wobec ich braku najechał Liban. Wyszła z tego wojna Izraelsko-Syryjska jednak na terenie Libanu i to zwykli ludzie ponieśli najcięższe straty. Izrael wygrał technologią, Syria wygrała dyplomacją, bo Syria celowała w cele militarne, a Izrael w cywilne. Wobec tego ONZ nakazał wycofanie się wojsk Izraelskich, a na południu Libanu osadził oddziały pokojowe UNIFIL. Gdy Libanowi udało się wyswobodzić z Syryjskiej okupacji w 2005 już rok później Izrael ponowił atak, także atakując cele cywilne.@meczko Oczywiście, że sytuacja nie była czarno-biała i tak jej nie przedstawiam. Tam wszyscy mieli swoje za uszami. Tu bardziej chodziło mi od podkreślenie grania polityki na uchodźcach którą mamy od dawna u nas w PL. Tam też to miało miejsce ale na znacznie większą skalę. Prawicowa władza zaczęła posuwać się do prowokacji i to takich w których ginęli ludzie. Mało tego, robili to w kooperacji z Izraelem. Piszę o tym, że Syria okupowała Liban, ale była sprytniejsza i tym sprytem wygrywała dyplomację z Izraelem, wiec coś chyba nie doczytałeś.To oczywiste ze sytuacja tam byla inna. Nie napisalem nic sprzecznego z tym co napisales. No ale jednak decyzje ONZ byly istotne jesli przez nie Izrael 2x sie wycofal wlasnie z ich powodu. Odnosnie poparcia dla uchodzcow z palestyny to ono tez nie bylo na poczatku w linii podzialu religijnego. Jednak to prawicowi politycy dopuscili sie falszywych zamachow a jako sprawcow wskazywali palestynczykow.Na Bejrut przeznaczymy więcej czasu na koniec. Jedziemy dalej w stronę autostrady prowadzącej na północ. Mijamy port w którym 2 lata temu doszło do potężnego wybuchu. Nadal stoją ruiny żelbetowego silosu zbożowego, miesiąc temu zawaliła się jego kolejna część, nadal coś tam dymi. Wiele budynków w okolicy nadal wymaga remontu, nie mają okien. Jedziemy dalej, na dziś mamy jeszcze spory plan. Następne są jaskinie Jeita. Nic specjalnego ale dobre gdy temperatura dobiła do 37c. Od kas biletowych do górnej jaskini jedzie się kiczowatą ciuchcią ciągniętą przez mały traktorek. Górna jaskinia, to po prostu zwykła jaskinia. Jest zakaz robienia zdjęć i przed wejściem pilnują by zostawiać telefony w skrytkach. O istnieniu dolnej jaskini dowiedzieliśmy się przez przypadek. Tam jest ciekawiej, bo płynie się łodzią. Też nie można robić zdjęć, ale nie upilnowali, a pan z łódki pozwolił bez flesza:
Kolejnym punktem jest Byblos. Wygląda jak włoski kurort, bo ma ładny port:
Kościół romański którego budowę rozpoczęli krzyżowcy:
Jest też twierdza wybudowana przez krzyżowców otoczona rzymskimi ruinami:
Sklepiki w miejscach dawnych suków trochę komercyjne, ale gustowne i zadbane, bez kiczu:
Mógłbym spędzić w tym miasteczku kilka dni. Bardzo pozytywne zaskoczenie. Ale musimy jechać dalej, krótki dystans i kolejny stop to Batroun. Tu koniecznie trzeba zobaczyć pozostałości muru z czasów fenickich.
Miasteczko jest mniejsze i mniej komercyjne:
Ale tu także są sklepiki i knajpki:
Następny jest Anfeh. Im bardziej na północ tym biedniej i bardziej dziko. Tu parkujemy już blisko plaży.
Tu także sporo turystów ale tylko lokalnych.
Słońce jest coraz niżej, a jeszcze Trypolis. Dojeżdżamy późnym popołudniem. Decydujemy się od razu jechać do dzielinicy Zahriyeh przejść się starym sukiem. Dzielnica nie cieszy się dobrymi opiniami. Ma się wrażenie, że tutaj połowa samochodów to stare mercedesy, widocznie są niezniszczalne.
Gdy parkujemy jesteśmy dziwnie obserwowani.
Niewielu to białych, ale akurat jakiś przechodził i zapytał nas jak nam się tu podoba, bo "to gówniane miejsce" (tak powiedział). Wchodzimy w labirynt wąskich uliczek. Momentami jest fajnie, momentami strasznie:
Stragany już się powoli zwijają. Dochodzimy do cytadeli która jest już niestety zamknięta, a szkoda, bo jest z niej fajny widok.
Z wrażenia zapominamy, że jest tu do zwiedzenia stary meczet. Mijamy ciekawe widoki:
Dalej jest już nieco lepiej.
Wojsko jest obecne, facetów z bronią w mundurach widać wszędzie:
Jedziemy w stronę wybrzeża, tam mamy hotel. Ponownie okazuje się, że parking jest gdzieś za zakrętem i ustawia się się na ubitej ziemi samochód gęsto obok samochodu, a kluczyki zostawia się opiekunom: półnadzy faceci, jeden kulawy drugi z sztucznym okiem. Ta profesjonalna opieka nad samochodem kosztuje 1usd. Nasz hotel na szczęście wygląda całkiem dobrze:
Idziemy na spacer i czuję się jak w innym świecie. Podobne wrażenie miałem kiedyś w starym centrum Manili - Intramuros.
Trochę rozumiem, że turyści z Europy boją się tu przyjeżdżać. O ile w całym Libanie prawie ich nie ma, większość zatrzymuje się Bejrucie, to tutaj do Trypolisu wpada podobno zaledwie 2%. Miasto wygląda na upadłe, ale idziemy na promenadę wzdłuż portu i jest tam wesołe życie. Słońce już zaszło więc jest nieco chłodniej. Ludzie spacerują, dzieci się bawią. Są różne atrakcje, np. jazda na koniku:
Ciekawa relacja, dzięki!Tylko do ostatniego akapitu można mieć zastrzeżenia i to poważne. Nie wiem, co czytałeś o historii ostatnich dekad, ale wnioski, jakie wyciągnąłeś z tych lektur mocno trącą propagandą. Do wyjaśnienia wojny w Libanie nie pasuje klisza "prawicowego szczucia na uchodźców" (rola Palestyńczyków jest bardziej złożona, polecam poczytać, co OWP wcześniej wyprawiała w Jordanii), jeżeli siły syryjskie były siłami pokojowymi, to co najwyżej w rozumieniu rosyjskich "mirotworców", a nad stwierdzeniem jakoby szlachetni Syryjczycy atakowali cele wojskowe, a zły Izrael cywilne spuśćmy litościwie zasłonę milczenia
:-)
@meczko Oczywiście, że sytuacja nie była czarno-biała i tak jej nie przedstawiam. Tam wszyscy mieli swoje za uszami. Tu bardziej chodziło mi od podkreślenie grania polityki na uchodźcach którą mamy od dawna u nas w PL. Tam też to miało miejsce ale na znacznie większą skalę.Prawicowa władza zaczęła posuwać się do prowokacji i to takich w których ginęli ludzie. Mało tego, robili to w kooperacji z Izraelem.Piszę o tym, że Syria okupowała Liban, ale była sprytniejsza i tym sprytem wygrywała dyplomację z Izraelem, wiec coś chyba nie doczytałeś.
Tamtejsza sytuacja z uchodźcami była czymś zupełnie innym od sytuacji w Polsce, to porównanie jest totalnie mylące. Przede wszystkim, po "Czarnym Wrześniu", czyli wyrzuceniu OWP z Jordanii w 1970/71, w Libanie ulokowały się uzbrojone palestyńskie ugrupowania (terrorystyczne/narodowowyzwoleńcze - zależy od strony konfliktu), które zrobiły sobie z tego kraju bazę do zbrojnych ataków na Izrael. Czyli w przeciwieństwie do nagonki rozpętanej w Polsce w czysto przedwyborczym celu tutaj Libańczycy rzeczywiście mieli racjonalny powód, żeby im się to nie podobało. Co najmniej uproszczeniem jest też mówienie o "prawicowej władzy" Libanu. Tam była mocno skomplikowana układanka chrześcijańsko-sunnicko-szyicka, która zawierała prawicowe elementy zwłaszcza wśród chrześcijan, ale nie była monolitem. Naruszenie wrażliwej równowagi w tej układance przez najpierw przybycie zbrojnych ugrupowań palestyńskich, a potem walkę z nimi Izraelczyków i ich poszukiwanie sojuszników wśród Libańczyków, plus do tego demografia stopniowo działająca na niekorzyść libańskich chrześcijan spowodowały, że w latach 70-tych ta układanka się wywróciła i państwo libańskie implodowało.Wreszcie, Syria "wygrywała dyplomację" z Izraelem co najwyżej w ujęciu źródeł z bloku wschodniego, które z góry zakładały niechęć do Izraela. W rzeczywistości dopóki trwała zimna wojna Zachód popierał raczej Izrael, a blok wschodni Syrię. Owszem Izrael przegrywał głosowania na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ głosami państw globalnego Południa, ale moc sprawcza takich rezolucji była (i dalej jest) żadna. Po 1989/1991 międzynarodowe poparcie dla Syrii mocno spadło. Izrael wycofał się z południowego Libanu na raty już od lat 80-tych, a ostatecznie w 2000 nie dlatego, że "ONZ im nakazała", tylko dlatego, że sami uznali, iż dalsza okupacja tego terenu jest nieefektywna i własnej granicy da się skutecznie bronić też bez niej. A Syria została wreszcie zmuszona do wycofania się z Libanu przez wpływ oporu samych Libańczyków na dyplomatyczno-militarną układankę po "cedrowej rewolucji" z 2005.To tak w telegraficznym skrócie
:-)
To oczywiste ze sytuacja tam byla inna. Nie napisalem nic sprzecznego z tym co napisales.No ale jednak decyzje ONZ byly istotne jesli przez nie Izrael 2x sie wycofal wlasnie z ich powodu.Odnosnie poparcia dla uchodzcow z palestyny to ono tez nie bylo na poczatku w linii podzialu religijnego. Jednak to prawicowi politycy dopuscili sie falszywych zamachow a jako sprawcow wskazywali palestynczykow.
Mimo że byłem w Lutym 2020 to czekam na więcej
;) Wtedy LBP był po 2400 za 1 USD na czarnym rynku gdzie wcześniej przez wiele lat trzymał się sztywno 1 USD = 1500 LBP
Od dłuższego czasu chciałem odwiedzić Baku, ale z różnych powodów nie udało się wstrzelić w wiosenne promocje. Liban wyszedł trochę z braku alternatywy. Po kupnie biletów nie wiedziałem czego się spodziewać. Wiedziałem o nieciekawej historii, wojnach, powszechnych protestach, wybuchu w porcie 2 lata temu i aktualnym kryzysie gospodarczym. Czy to dobry moment na wyjazd? Jasne, że dobry. W sieci niewiele jest relacji z podróży do Libanu, niewiele jest w ogóle aktualnych informacji. Rezerwuję noclegi tak by zrobić kółko po kraju i w drogę.
Wylot z Poznania w piątek zaraz po pracy. W Warszawie spotykam się z kolegą Andrzejem, który leci z Gdańska. Dolatujemy do Bejrutu w środku nocy, około 3:00. Odbieramy samochód. Dostajemy Hondę Accord i fajnie bo mocniejszy silnik na górzysty teren się przyda. Po wyjechaniu z lotniska okazuje się, że światła nie świecą jak powinny, ale boimy się zatrzymać by sprawdzić co i jak. Częściowo bez świateł, częściowo na długich dojeżdżamy do hotelu około 4:00. Tu okazuje się, że nie ma gdzie zaparkować. Facet z recepcji mówi, że spokojnie można kogoś zastawić i zostawić mu kluczyki, bo w razie czego on przeparkuje. Hmm.. zostawiamy mu kluczyki i idziemy spać. Po przebudzeniu idę zobaczyć widok z okna:
Udaje nam się całkiem dobrze wyspać i idziemy na śniadanie. Hotel za dnia wygląda nieco lepiej niż w nocy:
Po śniadaniu idziemy na krótki spacer. W okolicy mamy niewielkie wysepki widoczne z wysokiego wybrzeża. To Pigeon Rocks. Pierwsze wrażenie jest powyżej oczekiwań. Jest dosyć zielono, w miarę czysto, choć od czasu do czasu mija się budynek w ruinie. Trafiamy chyba na okres upałów, już przed 9 rano jest 30C.
Pakujemy się i jedziemy dalej. Mijamy znane ruiny starego hotelu Holiday Inn. Działał tylko rok zanim wybuchła wojna. Oberwał mocno bo był wysoki i stał blisko linii frontu.
Okolice parlamentu otoczone są zasiekami i wojskiem. Pozostałość po protestach. Szkoda, bo to ciekawa część miasta.
Idziemy w stronę Martyrs' Square, ulicy przez którą dawniej wiodła linia dzieląca Bejrut na część zachodnią muzułmańską i wschodnią chrześcijańską. Podczas wojny to była linia fontu. Już wtedy znajdował się tu posąg męczenników, co widać po śladach kul:
Tuż obok znajduje się nowy wielki meczet:
Wszędzie widać ślady protestów:
Będąc w Libanie zacząłem czytać więcej o historii ostatnich dekad, bo poczułem, że nic nie rozumiem. Początek napięć w Libanie to lata 70te. Wtedy większość stanowili chrześcijanie co dawało im gwarancje władzy. Jednak z czasem przy ciągłym napływie migrantów z Palestyny ta przewaga malała. Punktem zwrotnym była przeprowadzka Organizacji Wyzwolenia Palestyny z Jordanii do Libanu. Zostali wyrzuceni z Jordanii po nieudanym przejęciu władzy. Radykalny prawicowy rząd w obawie przed utratą władzy zaczął szczuć na uchodźców. Brzmi znajomo, prawda?
Tam jednak z czasem władza posunęła się do zamachów i aktów przemocy, co w konsekwencji zaktywowało zbrojnie radykałów po drugiej stronie: organizacje obronne Palestyny, lewicę muzułmańską i chrześcijańską oraz lokalnych druzów (rzadka religia wywodząca się od Mojżesza). Z misją pokojową do Libanu weszły wojska Syryjskie, co jednak nie przerwało lokalnej wojny. Sytuacja się zaostrzała, a przeciwne obozy coraz bardziej radykalizowały na muzułmanów i chrześcijan. Coraz częściej dochodziło też do incydentów pomiędzy Izraelem, a stacjonującymi na południu Libanu oddziałami Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Prawicowe radykalne ugrupowania chcąc wykorzystać sytuację nie tylko przyjmowały pomoc od Izraela, ale wręcz wspomagały go militarnie przy inwazji na południowy Liban (operacja Litani 1978). Chcąc nie dawać pretekstu Izraelowi lider OWP Jasir Arafat zlecił ignorowanie izraelskich prowokacji i ataków. Izrael miał jednak większe plany i w 1981 zgromadził wojska na granicy by wysondować potencjalne reakcje mocarstwa (USA) i wobec ich braku najechał Liban. Wyszła z tego wojna Izraelsko-Syryjska jednak na terenie Libanu i to zwykli ludzie ponieśli najcięższe straty. Izrael wygrał technologią, Syria wygrała dyplomacją, bo Syria celowała w cele militarne, a Izrael w cywilne. Wobec tego ONZ nakazał wycofanie się wojsk Izraelskich, a na południu Libanu osadził oddziały pokojowe UNIFIL. Gdy Libanowi udało się wyswobodzić z Syryjskiej okupacji w 2005 już rok później Izrael ponowił atak, także atakując cele cywilne.@meczko Oczywiście, że sytuacja nie była czarno-biała i tak jej nie przedstawiam. Tam wszyscy mieli swoje za uszami.
Tu bardziej chodziło mi od podkreślenie grania polityki na uchodźcach którą mamy od dawna u nas w PL. Tam też to miało miejsce ale na znacznie większą skalę.
Prawicowa władza zaczęła posuwać się do prowokacji i to takich w których ginęli ludzie. Mało tego, robili to w kooperacji z Izraelem.
Piszę o tym, że Syria okupowała Liban, ale była sprytniejsza i tym sprytem wygrywała dyplomację z Izraelem, wiec coś chyba nie doczytałeś.To oczywiste ze sytuacja tam byla inna. Nie napisalem nic sprzecznego z tym co napisales.
No ale jednak decyzje ONZ byly istotne jesli przez nie Izrael 2x sie wycofal wlasnie z ich powodu.
Odnosnie poparcia dla uchodzcow z palestyny to ono tez nie bylo na poczatku w linii podzialu religijnego. Jednak to prawicowi politycy dopuscili sie falszywych zamachow a jako sprawcow wskazywali palestynczykow.Na Bejrut przeznaczymy więcej czasu na koniec. Jedziemy dalej w stronę autostrady prowadzącej na północ. Mijamy port w którym 2 lata temu doszło do potężnego wybuchu. Nadal stoją ruiny żelbetowego silosu zbożowego, miesiąc temu zawaliła się jego kolejna część, nadal coś tam dymi. Wiele budynków w okolicy nadal wymaga remontu, nie mają okien. Jedziemy dalej, na dziś mamy jeszcze spory plan.
Następne są jaskinie Jeita. Nic specjalnego ale dobre gdy temperatura dobiła do 37c. Od kas biletowych do górnej jaskini jedzie się kiczowatą ciuchcią ciągniętą przez mały traktorek. Górna jaskinia, to po prostu zwykła jaskinia. Jest zakaz robienia zdjęć i przed wejściem pilnują by zostawiać telefony w skrytkach. O istnieniu dolnej jaskini dowiedzieliśmy się przez przypadek. Tam jest ciekawiej, bo płynie się łodzią. Też nie można robić zdjęć, ale nie upilnowali, a pan z łódki pozwolił bez flesza:
Kolejnym punktem jest Byblos. Wygląda jak włoski kurort, bo ma ładny port:
Kościół romański którego budowę rozpoczęli krzyżowcy:
Jest też twierdza wybudowana przez krzyżowców otoczona rzymskimi ruinami:
Sklepiki w miejscach dawnych suków trochę komercyjne, ale gustowne i zadbane, bez kiczu:
Mógłbym spędzić w tym miasteczku kilka dni. Bardzo pozytywne zaskoczenie.
Ale musimy jechać dalej, krótki dystans i kolejny stop to Batroun. Tu koniecznie trzeba zobaczyć pozostałości muru z czasów fenickich.
Miasteczko jest mniejsze i mniej komercyjne:
Ale tu także są sklepiki i knajpki:
Następny jest Anfeh. Im bardziej na północ tym biedniej i bardziej dziko. Tu parkujemy już blisko plaży.
Tu także sporo turystów ale tylko lokalnych.
Słońce jest coraz niżej, a jeszcze Trypolis. Dojeżdżamy późnym popołudniem. Decydujemy się od razu jechać do dzielinicy Zahriyeh przejść się starym sukiem. Dzielnica nie cieszy się dobrymi opiniami. Ma się wrażenie, że tutaj połowa samochodów to stare mercedesy, widocznie są niezniszczalne.
Gdy parkujemy jesteśmy dziwnie obserwowani.
Niewielu to białych, ale akurat jakiś przechodził i zapytał nas jak nam się tu podoba, bo "to gówniane miejsce" (tak powiedział). Wchodzimy w labirynt wąskich uliczek. Momentami jest fajnie, momentami strasznie:
Stragany już się powoli zwijają. Dochodzimy do cytadeli która jest już niestety zamknięta, a szkoda, bo jest z niej fajny widok.
Z wrażenia zapominamy, że jest tu do zwiedzenia stary meczet. Mijamy ciekawe widoki:
Dalej jest już nieco lepiej.
Wojsko jest obecne, facetów z bronią w mundurach widać wszędzie:
Jedziemy w stronę wybrzeża, tam mamy hotel. Ponownie okazuje się, że parking jest gdzieś za zakrętem i ustawia się się na ubitej ziemi samochód gęsto obok samochodu, a kluczyki zostawia się opiekunom: półnadzy faceci, jeden kulawy drugi z sztucznym okiem. Ta profesjonalna opieka nad samochodem kosztuje 1usd. Nasz hotel na szczęście wygląda całkiem dobrze:
Idziemy na spacer i czuję się jak w innym świecie. Podobne wrażenie miałem kiedyś w starym centrum Manili - Intramuros.
Trochę rozumiem, że turyści z Europy boją się tu przyjeżdżać. O ile w całym Libanie prawie ich nie ma, większość zatrzymuje się Bejrucie, to tutaj do Trypolisu wpada podobno zaledwie 2%. Miasto wygląda na upadłe, ale idziemy na promenadę wzdłuż portu i jest tam wesołe życie. Słońce już zaszło więc jest nieco chłodniej. Ludzie spacerują, dzieci się bawią. Są różne atrakcje, np. jazda na koniku: