0
DAD 6 lutego 2023 16:54
Mam to szczęście, że po latach pracy w korporacji i przejściu na swoje nie musze już sztywno trzymać się dat urlopu i pytać kogokolwiek czy mnie na wyjazd puści. To jest absolutnie komfortowe i nie zamieniłbym tego już za żadne wynagrodzenie. Złota klatka, zawsze będzie tylko złota klatka :)

Wyjazd do Azji nie był szczególnie planowany i w sumie byłem tutaj tylko w Indiach, ale od tego czasu minęło już 10lat. Tajlandia okazała się kierunkiem który podyktowany był świetna promocja linii Turkish Airlines. W maju 2022r, zapłaciłem 1500zł za bilet no Phuket w Tajlandii, z międzylądowaniem w Stambule. Sam wyjazd 1 luty – 23 luty 2023. W planach Tajlandia, Malezja, Singapur i Kambodza. Bardzo duże wyprzedzenie, ale czas tak szybko zleciał, że dzisiaj uważam to za całkiem ok rozwiązanie.
No ale po kolei, tym bardziej że pisze to w zasadzie na bieżąco.

Kurs tajskiego bahta to 1BHT – 0,13zł.
Za dolara dostawaliśmy około 32BHT, którego kupowałem przed wylotem za 4,3zł.

Warto tutaj zaznaczyć, że wyjechaliśmy w składzie 2+1( z trzyletnim synem), a także z małżeństwem naszych przyjaciół, którzy po 2 tygodniach będą musieli wracać do polski, a my zostaniemy jeszcze 9 dni dłużej. Byliśmy już na kilku wyjazdach i świetnie się nam razem podróżuje. Rozumiemy się, akceptujemy, znamy od lat i co najważniejsze uwielbiamy testować lokalne kuchnie, co jest bardzo ważnym elementem naszych podróży.

Wiadomo że lecimy z trzylatkiem i dla wielu jest to "problem” a także bariera dla której przestali podróżować. My kiedyś powiedzieliśmy sobie że pojawienie dziecka nie przeszkodzi nam w podróżowaniu, a wszystkie jest w głowie i odpowiednim przygotowaniu. Wiadomo że dziecko się będzie nudzić, więc zabranie kilku zabawek, kolorowanki czy bajek, jest tutaj bardzo ważne. Nasz maluch ma za sobą już sporo lotów i ogólnie lubi latać

Wylot z Warszawy, przez Stambuł na Phuket standardowy i nie ma co się rozpisywać.
Przylot po południu na miejsce, więc planowaliśmy przenocować gdzieś blisko lotniska i rano wziąć samolot do Chiang Mai. Jednak po przeanalizowaniu tematu jeszcze w Polsce, zdecydowaliśmy się od razu wziąć samolot, aby jednak rano następnego dnia nie marnować czasu już na transport. To była dobra decyzja i choć wielu uzna że to męczarnia i to z dzieckiem, to bez wahania powtórzylibyśmy ten manewr gdyby trzeba było.

Chiang Mai
Po przylocie wieczorem na lotnisko, bardzo szybko można było znaleźć transport. Można skorzystać z kilka aplikacji typu Grab, czy Uber, to jednak po sprawdzeniu okazało się że jest ono droższy niż lotniskowe taksówki. Za kurs do centrum zapłaciliśmy 150BHT co dało niecałe 10zł na rodzinę. W takich okolicznościach z plecakami, wózkiem i pięcioosobowym składem nie opłaca się nadmiernie kombinować, a transport lokalny wcale nie wychodzi dla nas korzystniej.
Noclegi zarezerwowaliśmy już w Polsce i staram się to jednak robić od czasu kiedy podróżujemy z maluchem. Na nocleg wybraliśmy Na BaanYa Chiang Mai, za który zapłaciliśmy 500zł (4 noclegi, dla trzech osób ze śniadaniami). Jak na ten standard to była dla nas świetna oferta i zdecydowanie polecam. Codzienne sprzątanie, wymiana ręczników i… uzupełniany barek o wodę, coca-cole, chipsy, orzeszki… serio. Zaraz przy hotelu jest kilka knajpek ze świetnym jedzeniem, a że jesteśmy miłośnikami kuchni, szczególnie orientalnej to byliśmy jak w niebie :). Lokalizacja przy tzw Starym Mieście po zewnętrznej stronie, co spowodowało że jest o wiele taniej.

Wieczorem krótki rekonesans najbliższej okolicy i oczywiście rzuciliśmy się na street food jak „szczerbaty na suchary”. Tutaj nie ma co się rozpisywać, trzeba zobaczyć i spróbować. Mamy też ten komfort w grupie że zazwyczaj zamawiamy każdy coś innego i najnormalniej próbujemy od siebie, co pozwala nam szybko zorientować się co jest dobre a co jeszcze lepsze. Jedzenie tanie, na street food w okolicy 50-80BTH. To już piwo jest w tym chyba najdroższe bo tez będzie kosztowało w okolicy 80BHT za Chiang’a.

Pierwszy dzień po przylocie zaplanowaliśmy na spokojnie. Nie do końca wiedzieliśmy w jakiej będziemy formie a i warto się czasem z jeden dzień oswoić z klimatem. Samo Chiang Mai jest spokojnym miastem, choć to drugie co do wielkości miasto w całej Tajlandii.
W mieście przygotowują się na święto kwiatów, co dodatkowo pewnie zwiększa jego atrakcyjność. W samym mieście i okolicach jest podobno ponad 300 świątyń i nie mieliśmy ambitnego plany zobaczenia ich wszystkich, tym bardziej że doskonale wiem że każda kolejna byłaby bardzo podobna.

Z pewnością na uwagę tego dnia zasługuje jednak Wat Phra That Doi Suthep. To świątynia oddalona od centrum jakieś 18 kilometrów, które pokonaliśmy w jakieś 50minut. Tutaj wiadomo że trzeba skorzystać z transportu. Grab pokazywał około 500BTH w jedna stronę. Skorzystaliśmy z Songthaew, czyli powiedzmy takiej lokalnej taksówki do której można po drodze wskoczyć. Zazwyczaj płaci się około 30BTH w obrębie miasta za jedna osobę.
Za kurs z miasta do świątyni, czekaniem na nas kierowcy i powrót zapłaciliśmy po krótkiej negocjacji 500BTH i była to rozsądna kwota. Widziałem cennik na miejscu, gdzie w jedną stronę koszt wynosił 100THB za osobę. Sumarycznie prawie 2h w transporcie, 1,5h czekania na miejscu wyniosło nas 65zł czyli po 33zł za rodzinę, co też było całkiem rozsądnym rozwiązaniem.
Sama świątynia zbudowana jest na wzgórzu, w miejscu, gdzie według legendy wdrapał się, zatrąbił i padł martwy biały królewski słoń z relikwiami Buddy. To był oczywiście znak by wybudować obiekt właśnie tam. Tak w skrócie, bo historia jest bardziej rozbudowana. Do takich historii odnoszę się z dużym dystansem, akceptując wierzenia innych. Dla mnie to coś na kształt groty mlecznej w Betlejem, gdzie upadła kropla mleka Matki Boskiej i dlatego warto tam przyjechać…. taa…
Nie mniej samo miejsce jest okazałe. Już samo wejście sprawiało przyjemny widok, bo aby dojść trzeba było wspiąć się po ponad 300 schodach, które ozdobione była pięknie mitycznymi stworzeniami Naga. Samo wejście proste, bo samodzielnie poradził sobie z nimi nasz trzylatek. Podobno można tak wjechać za 50BTH windą ( w dwie strony), ale nie było to dla nas konieczne.
Koszt wejścia na teren świątyni wynosi 30BHT dla obcokrajowców, Tajowie nie płacą. Opłata ta przeznaczona jest na utrzymanie świątyni oraz kształcenie młodych mnichów. Co do mnichów to akurat modlili się w świątyni, co była dla nas dodatkowa, spora atrakcją. Sama świątynia jest piękna. Nigdy zdjęcia nie oddadzą atmosfery miejsca, dźwięków, modlitw czy zapachów. Było warto jechać tyle czasu z całą pewnością. Byliśmy jednak nieco późno bo prawie o zachodzie słońca. Z tego względu zanim się zorientowałem było już ciemno, a chciałem polatać tam trochę dronem. Po zachodzie słońca włączają oświetlenie świątyni, co powoduje że wygląda ona tez nieco inaczej. No… jest pięknie.

IMG_7373.jpg



IMG_5249.jpg



IMG_7534.jpg



IMG_7624.jpg



IMG_7582.jpg



IMG_8032.jpg



AnyConv.com__IMG_8045.jpg





Wieczorem pobliski hostel pomaga nam jeszcze na szybko ogarnąć szkołę gotowania na jutro i na kolejny dzień Sanktuarium Słoni. Dostaliśmy całkiem fajne rabaty, a ceny dużo niższe niż przez Internet. Trzeba pamiętać że wiele szkół gotowania ma zarezerwowane terminy na kilka dni do przodu. Z tego względu nie było już miejsca tam gdzie planowałem pierwotnie się udać, ale sumarycznie to te szkoły gotowania maja bardzo zbliżony program i różnią się jedynie szczegółami i wystrojem samej kuchni. Co z tym idzie trzeba się zastanowić czy warto płacić gdzieś dwa razy tyle.

No i niezmiennie fascynuje mnie myśl techniczna Azjatów Lepiej dołożyć przewód niż naprawić stary :)

AnyConv.com__IMG_7961.jpg



Dzień 3 – Szkoła gotowania
Skorzystaliśmy z Asia Scenic Thai Cooking School. W zasadzie tak z dnia na dzień tam było wolne miejsce, a ogarnialiśmy to wieczorem z zajęciami na drugoi dzień rano. Zapłaciliśmy już po rabatach 700Baht za uczestnika, 300baht za „visitors” którzy nie gotują i za dziecko do 3 lat gratis.
W programie, transport, wizytę w ich „organic farm” z omówieniem tego co u nich tam rośnie (ciekawe), wizyta na lokalnym markecie po zakupy, napoje i oczywiście to co ugotujemy. Przygotowujemy 5 różnych dań z różnych kategorii. Stir Fried, Zupy, Robimy pasty curry, gotujemy wybrane curry i na koniec robimy Spring Rolls. Jako podsumowanie otrzymujemy tez ich książkę kucharską. Opcja na pół dnia była zdecydowanie wystarczająca.

Wg mnie całkiem sprawnie sobie radze na kuchni i ciężko powiedzieć czy się czegokolwiek nauczyłem, ale bawiliśmy się świetnie i było to warte swojej ceny. Dobrze spędzony czas.

428b18b6-231c-401f-98d7-8a947e0faf7b.jpg



IMG_7856.jpg



IMG_7437.jpg




Wieczorem udajemy się na Saturday Market, to cos w stylu targu rękodzieła. Wszystkiego dużo, najwięcej ludzi :).
No i próbujemy Duriana. Owoc którego wnoszenie do hoteli i środków komunikacji jest całkowicie zabronione. Tacka z owocem 200baht. Spróbowaliśmy dla części nie do przyjęcia, a cześć z nas uznała że dramatu nie ma :)
Lekko zmęczeni postanowiliśmy coś zjeść i wrócić do naszego hotelu, planując dalsze kroki umilając sobie czas zamiennie pomiędzy Changiem a Leo ;-).

IMG_8098.jpg



IMG_7430.jpg




Dzień 4 – Elefant Jungle Sanctuary + Night Sunday market
Już w Polsce wiedziałem że chce się wybrać do sanktuarium słoni. Przeglądałem sporo relacji i filmów na YT. Wybór padł na Elefant Jungle Sanctuary. W zasadzie spodobały mi się ubranka w jakie trzeba się ubrać i to być może przeważyło. Program takich atrakcji jest tez podobny do siebie.
Cena za dorosłego na stronie www 1700baht, my dostaliśmy na miejscu za 1500baht i wg mnie warte to było tych pieniędzy.
Start już o 6:30 i transport na południe miasta za pomocą Songthaew’a. 1,5h jazdy takim transportem mało wygodne, ale tez bez dramatu. Na miejscu dostajemy wszyscy takie same gustowne wdzianka, do których słonie są już przyzwyczajone. Na miejscu grupa około 30 osób, wiec nie jakoś mało, ale tez nie przesadnie tłumnie.Opcja na pół nia była zdecydowanie wystarczająca. Program ustalony i już w Polsce wiedziałem jak to będzie przebiegać. Najpierw pogadanka o słoniach, później karmienie słoni. Następnie słonie chodzą sobie swobodnie a my możemy porobić cała masę zdjęć ze słoniami, dotykając i karmiąc dalej. Całkiem ciekawe przeżycie, bo do tej pry słonie widziałem jedynie w zoo i to z oddali zza ogrodzenia. Kolejny punkt zabawy ze słoniami w błocie i wspólna kąpiel. Na koniec obiad i transport powrotny. Nie uczestniczyłem w zabawie wodnej, ale ludzie byli zadowoleni. Słonie chyba tez, choć ewidentnie były wytresowane w tym względzie. Zanim zdecydowałem na udział w tym, spotkaniu, sporo się zastanawiałem nad moralnością tego przedsięwzięcia. W Internecie sporo napisanych głupot, ale i też całkiem sporo sensownych artykułów na ten temat. Z pewnością nie jest to to samo co narkotyzowanie tygrysów ku radości zwiedzających. Czy słonie były zaopiekowane? Tak, tym bardziej że praktycznie nie ma zbyt wiele żyjących na wolności słoni w Tajlandii. Z pewnością znajda się i tacy którzy będą teraz krytykować, ale na słoniach nikt nie jeździł, choć wiadomo że to komercyjne przedsięwzięcie. Ja uważam że było warto.

Po powrocie udaliśmy się wieczorem na Sunday Night Market czyli największy market z ulicznymi straganami. Powłóczyliśmy się w sumie ponad 2h po tych uliczkach, a jest tego ogrom. Zjedliśmy kilka ciekawych potraw i kupili kilka pamiątek. Ja najbardziej czekałem i szukałem mięsa z krokodyla. Był tylko w jednym miejscu, a szaszłyk wyglądał mizernie. W końcu trafiłem tez na stragan z robactwem i chociaż jeszcze w Polsce zakładałem że będę wszystkiego próbował, to jednak finalnie nie zdecydowałem się. No może wrócę do tematu w Bangkoku.

AnyConv.com__IMG_8118.jpg



AnyConv.com__IMG_8247.jpg



AnyConv.com__IMG_8208.jpg




IMG_5333.jpg





AnyConv.com__IMG_8354.jpg



AnyConv.com__IMG_8995.jpg



AnyConv.com__IMG_9056.jpg



AnyConv.com__IMG_9066.jpg



AnyConv.com__IMG_9052.jpg




Dzień 5 – Chiang Rai
Na transport do Chiang Rai udaliśmy się autobusem. Koszt vipowskiego autobusu to 300baht więc całkiem spoko, tym bardziej ze to podróż na 3h. Autobus w połowie pusty, ale za to odnotowuje fakt, że jest na serio dużo miejsca. Tylko 3 fotele w rzędzie i sporo miejsca między rzędami. No a ponieważ mam dużo czasu teraz, to piszę tą relacje w zasadzie teraz online. Na tym zakończę, gdyż na miejsce jeszcze nie dojechałem :)

AnyConv.com__IMG_9098.jpg

nick napisał:
Kurde na swoim, wolność itd. a tylko 3 tygodnie urlopu? Zostałbyś z pół roku :D


Wiesz co, staram się raz w miesiące mieć wyjazd. Rok temu mialem 10. Ten jest dłuższy, ale to tez taki sprawdzian dla nas. Ostatnio myśleliśmy aby wyjechać na zimę właśnie do Tajlandii, albo gdzieś w cieple kraje przezimować. Kto wie, może nawet i emerytura :lol: . Uznałem jednak ze bezpieczniej będzie jak sprawdzę kraj, zanim rzucę się na kilka miesięcy. No i nie ma co ukrywać, podróż z dzieckiem to nie to samo co siedzenie w jednym miejscu na przysłowiowej du**e ;)

Jak wrócimy pod koniec lutego, to już mamy pomookowane bilety na Eurotriop mały, póki co siedzę się tym ze tutaj ponad 30 stopni, a znajomi wysyłają mi filmy jak to muszą odśnieżać swoje samochody :)Dzień 5 – Chiang Rai
Podróż przebiegła sprawnie i szybko, może dlatego że pisałem na laptopie relacje, a reszta składu spała. Mamy prawie dwa dni na to miasto, więc nie ma ciśnienia czasowego na nic. Tego dnia postanawiamy zobaczyć tzn Niebieską Świątynie (Blue Temple) - Wat Rong Suea Ten. Podjechaliśmy Grabem, koszt 100baht. Sama świątynia bardzo ładna, ale tez nie padłem jakoś przed nią na kolana. Może dlatego że widziałem ją wielokrotnie na zdjęciach i na filmach YT. Może to powoli wkradające się zmęczenie, gdyż poprzedniej nocy spałem tylko kilka godzin. Tzn sama świątynia jest atrakcyjna, wszystko na niebiesko i złoto. W środku duży posag buddy, ale chyba podświadomie już czekałem na spotkanie z Biała Świątynia, po której sobie sporo już obiecuję. Pomimo wszystko z pewnością warto. Po sprawdzeniu okazało się że do hotelu mamy 45minut pieszo, więc postanowiliśmy zwiedzić miasto pieszo. Nie było to jednak najlepsze rozwiązanie. Droga była długa i nudna. Kompletnie nic po drodze ciekawego. Miasto samo w sobie… no cóż, mało atrakcyjne, raczej przemysłowe. Bardzo duża ilość sklepów tzw „żelaznych” i stosunkowo mało knajp, restauracji. Zresztą po Chiang Mai, to tutaj jest bardzo mało turystów. Senne miasto, żyjące swoim rytmem. No chyba że chodziliśmy nie tym ścieżkami co trzeba.


IMG_9213.jpg



IMG_9161.jpg



IMG_9210.jpg



Wróciliśmy pod hotel już po 20 i o zgrozo w zasadzie nie było już otwartych żadnych knajp, albo nie potrafiliśmy na takie trafić. W sumie zmęczeni, mega głodni trafiliśmy do… włoskiej knajpy i zakończyliśmy dzień pizzą. Dobra była, ale to najdroższy posiłek tego wyjazdu póki co, i kompletnie nam nie o to chodziło. Może to kwestia ogólnego zmęczenia, ale jakoś tak uznaliśmy że w tym mieście nie ma co robić wieczorem. Taki dzień lekko na stratę ale czasami i takie będą. Postanowiliśmy więc zakończyć ten dzień Hong Thongiem, gdyż następnego dnia nie trzeba w końcu się wcześnie rano zrywać.

IMG_9755.jpg

Dzień 6
Rano udaliśmy się Boltem do Białej Świątyni czyli Wat Ron Khun (100baht). Właścicielem, pomysłodawca i w zasadzie twórcą jest Chalermchai Kositpipat. Uważany jest na najwybitniejszego tajskiego artystę i chyba takim jest. Świątynia jest stosunkowo nowa, bo jego budowę rozpoczęto 1997r, ale planowane zakończenie w 2070. Podobno artysta wydał na nią już ponad 30 milionów dolarów. Tajowie nie płaca za wejście, pozostali 100baht.
Przy samym zjeździe w ulicę gdzie mieści się świątynia znajduje także miejsc walk kogutów i czekające w klatce koguty. Nudzący się właściciel lekko przysypiał na krześle, ale na szczęście nie było nikogo kto chciałby uczestniczyć w tym przedstawieniu.


IMG_9574.jpg



Wracając do świątyni, to robi na nas ogromne wrażenie. Jest dziwna, ale jest piękna. Świątynia jest śnieżnobiała i powysadzana tysiącami małych rozbitych lusterek, co powoduje że mieni się w słońcu niesamowicie. Najbardziej spektakularnych miejscem jest tzw „most cyklu odrodzenia” prowadzący nad jeziorkiem wprost do środka świątyni. Wokół mosty setki wyciągniętych dłoni, robi nieco dziwne wrażenie, trochę straszne. Symbolizują one nieograniczone pożądanie. Uniesione w górze błagalne dłonie to również symbol cierpiących dusz w piekle. Tym samym most przypomina, że droga do prawdziwego szczęścia jest możliwa do osiągnięcia podobno tylko w przypadku rezygnacji z pokusy, chciwości i pragnienia. To na serio robi ogromne wrażenie. To miejsce gdzie widziałem że ludzie robią sobie dużo zdjęć. My tez, choć ochrona przegania aby nie blokować tam przejścia.


IMG_9385.jpg



IMG_9420.jpg



IMG_9425.jpg



IMG_9387.jpg



IMG_9488.jpg



Wiele elementów świątyni jest bardzo zaskakujących, bo można znaleźć wiele postaci filmu, aktorów, kreskówek ale i motywy z filmów fantastycznych. To dosyć dziwne i nieco zaburzające mój odbiór tego miejsca.


IMG_5537.jpg



W kompleksie znajduje się także toaleta i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że z zewnątrz wygląda jak bardzo ważny budynek, cały w złocie :)


IMG_9542.jpg



IMG_5539.jpg



Przy wejścia stoi czerwona skrzynka na listy. Tam można tez kupić kartki i znaczki na listy.
Dla fanów folkloru, można kupić tez całe Takie stroje. Fajne, ciekawe.


IMG_9309.jpg



Trzeba przyznać że Biała Świątynia zdecydowanie spełniła moje oczekiwania i choćby tylko dla niej, warto przyjechać do Chiang Rai.

Następny nasz cel to Wat Huay Pla Kang, czyli w zasadzie trzy świątynie. Pierwszy to błędnie oceniony jako budda, bo tak naprawdę Guan Yin, czyli chińską boginię płodności. Posąg ma 90m wysokości i robi całkiem spore wrażenie. Można na górę wjechać za 40bath. Warto zwiedzić. Druga świątynia nawiązuje trochę do tej wcześniejszej dużej białej świątyni i jest miejscem święceń młodych adeptów buddyzmu.
Trzecia budowla to czerwono, złoto, zielona pagoda. W środku pagody znajduje się drewniany posąg Guan Yin i jest to jedyny w całej Tajlandii posąg z drzewa sandałowego. Generalnie ładnie tutaj i warto przyjechać.


IMG_9642.jpg



IMG_9661.jpg



IMG_9633.jpg



IMG_9656.jpg



IMG_9667.jpg



IMG_9683.jpg



Kulinarne zakończenie dnia było bardzo okazałe. Tym razem poszliśmy w przeciwnym kierunku na kolację i trafiliśmy na zupełnie niepozorny hangar. To była prawdziwa uczta. Prawdziwe „all you can eat” w wydaniu tajskim. Kilkadziesiąt dodatków do wyboru, że nawet nie ma co wymieniac, gdyż połowy to z nazwy nawet nie znam. Do tego desery, sosy. Mistrzostwo świata.
Na stół dostaje się kociołek z żarzącymi się węglami, na niego metalowy grill, podlewa rosołkiem i dodaje wszystko to na co się ma ochotę. To wszystko za 168baht czyli 22zł. No i jesz ile chce i co chcesz, bez limitu czasu. Ogromna radość sprawiło nam gotowanie potraw, grillowanie i próbowanie wszystkich tych tajskich specjałów. Najedliśmy się jak „pumby”. To był do tej pory nasz najlepszy posiłek w Tajlandii i pomimo tego że w Chiang Mai nam mega smakowało, to tutaj wygrywa cała otoczka. Mega polecam!


IMG_9709.jpg



IMG_5671.jpg



IMG_9734.jpg



IMG_9743.jpg



IMG_9708.jpg



Wracając odebraliśmy jeszcze nasze pranie z pralni. Trzeba przyznać że pierwszy raz korzystamy z takich rozwiązań w podróży, ale w końca tym razem wybraliśmy się na 3 tygodnie tylko z podręcznymi bagażami. Koszt prania za 1kg to 40baht w tym mieście.

IMG_9757.jpg




Nie pozostaje nam nic innego niż udać się wieczorem do hotelu, gdyż kolejnego dnia mamy już samolot do Bangkoku.Bangkok
Rano szybkie śniadanie i próbujemy łapać Bolta na lotnisko. Jeszcze szybkie spojrzenie na nasz hotel i już wiem co mi on przypomina. Kadry z filmu „Squid Game”. Kto widział to może mieć takie skojarzenie :).



Dodaj Komentarz

Komentarze (14)

grzalka 7 lutego 2023 10:09 Odpowiedz
Czekam na ciąg dalszy, udanej podróży?
nick 7 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Kurde na swoim, wolność itd. a tylko 3 tygodnie urlopu? Zostałbyś z pół roku :D
grzalka 7 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Czekam na ciąg dalszy, udanej podróży?
dad 7 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
nick napisał:Kurde na swoim, wolność itd. a tylko 3 tygodnie urlopu? Zostałbyś z pół roku :DWiesz co, staram się raz w miesiące mieć wyjazd. Rok temu mialem 10. Ten jest dłuższy, ale to tez taki sprawdzian dla nas. Ostatnio myśleliśmy aby wyjechać na zimę właśnie do Tajlandii, albo gdzieś w cieple kraje przezimować. Kto wie, może nawet i emerytura :lol: . Uznałem jednak ze bezpieczniej będzie jak sprawdzę kraj, zanim rzucę się na kilka miesięcy. No i nie ma co ukrywać, podróż z dzieckiem to nie to samo co siedzenie w jednym miejscu na przysłowiowej du**e ;) Jak wrócimy pod koniec lutego, to już mamy pomookowane bilety na Eurotriop mały, póki co siedzę się tym ze tutaj ponad 30 stopni, a znajomi wysyłają mi filmy jak to muszą odśnieżać swoje samochody :)
nick 7 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
@DAD Wiadomo, niech Hong Thong Cię prowadzi, pozdro z Chiang Mai ;)
popcarol 14 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
Ekstra! Byłam w większości wymienionych miejsc parę lat temu, super sobie przypomnieć :) Miłej reszty podróży!
alesikpl 14 lutego 2023 23:08 Odpowiedz
Dopiero przygotowujemy się do wyjazdu, także z ciekawością czytam wasze najnowsze wskazówki! Szczególnie czekam na Kambodżę... ale info z Tajlandii też się przydadzą! ;) :) Udanego pobytu i jak najwięcej odpoczynku! :)
dad 15 lutego 2023 05:08 Odpowiedz
Relacje na pewno napisze w całości. Myślałem ze będzie w miarę regularnie, ale najnormalniej w świecie to duży problem dla mnie. Jesteśmy tak zmęczeni wieczorami ze masakra :). Wbrew pozorom trochę czasu to zajmuje, a jak się ma małego brzdąca na pokładzie, to nie tak łatwo sobie usiąść i spokojnie pisać. Póki co żyjemy, dzisiaj już w Malezji, ale systematycznie będę uzupełniał ;-)
mihal09 22 lutego 2023 12:08 Odpowiedz
Fajnie czytać takie relacje. Sami podróżujemy z dwójką małych urwisów i mimo to, że 3 lata temu byliśmy w Tajlandii, to rozglądamy się ponownie za biletami.
elwirka 22 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
Rejestrowałeś drona w Tajlandii czy latałeś na nielegalu?;-)
dad 23 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
-- 23 Lut 2023 15:15 -- Kurczę, nie ogarniam tych zdjęć. W edycji mam niektóre zupełnie w innych miejscach, a na forum niektóre się dublują, albo pojawiają się w innych akapitach :(Dotyczy tego ostatniego posta z Koh Lipe. Nie mam siły do tego już, jakoś mnie to zniechęca, albo mam zły system obsługi tych zdjęć.@elwirka - nie rejestrowałem. Latałem tylko w Chiang Rai, na Koh Lipę, Phuket i w Kambodży. Odpuściłem duże skupiska i przede wszystkim Bangkok.Krótkie loty, kilka ujęć do filmu, który zawsze robię z wyjazdu, ale to takie wiesz... pamiątki rodzinne. Żaden ze mnie operator.No a dron mały mini mavic2 - 249g. -- 23 Lut 2023 15:19 -- Mihal09 napisał:Fajnie czytać takie relacje. Sami podróżujemy z dwójką małych urwisów i mimo to, że 3 lata temu byliśmy w Tajlandii, to rozglądamy się ponownie za biletami.Postaram zrobić w podsumowanie kilku działów i jedno z nich poświęcę podróżowaniu z dzieckiem. Dzisiaj wróciliśmy do Polski i po ponad 3 tygodniach jesteśmy nieco... zmęczeni. I mówiąc wprost, zmęczył nas najbardziej chyba nasz 3 letni syn, z którym wcześniej problemów nie bylo. Ot bunt 3 latka, skoki rozwojowe etc etc, ale o tym mocniej ;-) Na forum brakuje mi trochę wymiany poglądów na takie tematy, aby się lepiej przygotowywać do takich podroży.
igore 23 lutego 2023 17:08 Odpowiedz
DAD napisał: I mówiąc wprost, zmęczył nas najbardziej chyba nasz 3 letni syn, z którym wcześniej problemów nie bylo. Ot bunt 3 latka, skoki rozwojowe etc etc, ale o tym mocniej ;-) Na forum brakuje mi trochę wymiany poglądów na takie tematy, aby się lepiej przygotowywać do takich podroży.To może zmienić tytył relacji na "Bunt trzylatka. Skoki rozwojowe w Azji Południowo- Wschodniej". Na pewno bardziej chwytliwy. Co do podróżowania z trzylatkiem, doskonale Cię rozumiem, dlatego ja na razie nie wybieram się rodzinnie dalej niż na Cypr. ;)
dryblas 6 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
@DAD wspaniała relacja, bardzo za nią dziękuje, wszystko wskazuje na to że cześć waszej wyprawy (Chiang Mai/Rai) będzie powielona przezemnie i przyjaciół.
dad 6 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
@Dryblas - dziękuję :).Ponieważ za miesiąc ruszam do Chin i Wietnamu, to moze tak zmotywowany napiszę relacje "Azja południowo-wschodnia rodzinnie - dwa lata później :lol: "