0
Tom Stedd 22 listopada 2022 16:39
Siedząc w Kutaisi uświadomiłem sobie, że więcej już z tego miasta nie wycisnę i trzeba wybrać się gdzieś indziej. W Batumi byłem, do Tbilisi za daleko, więc szukałem dalej. Patrzę na mapę, a tam miasto o nazwie Borjomi. Skądś mi się kojarzyła ta nazwa …. A tak, jest taka woda mineralna, raczej z górnej półki cenowej. Skonsultowałem swój pomysł z Google i już wiedziałem, że czeka mnie dniówka w tej lokalizacji.
Marszrutki do Borjomi jadą z dworca przy McDonald’s. Oczywiście trzeba pytać, który busik jedzie do interesującego nas miasta, bo Gruzini nie wiedzieć czemu używają prawie zawsze jedynie swoich literek, a nie naszego alfabetu. Ewentualnie kierowcy wydzierają się na cały głos informując, dokąd jadą.

1.jpg


Trochę zdziwiłem się, że ruszyliśmy praktycznie w momencie, gdy siadłem w marszrutce. Mocniej zdziwiłem się widząc, że jestem w pojeździe jedynie z szoferem. Hmmm, do tej pory myślałem, że rozkład jazdy jest abstrakcją, że czeka się na uzupełnienie składu pasażerów, a tymczasem przez wiele kilometrów jechałem jak VIP. Za kurs do Borjomi zapłaciłem 15 lari (1 lari = 1,75 zł).
Dojazd do tego miasta był bardzo niekomfortowy. Cała trasa to 130 km, ale na wielu odcinkach prowadzone są roboty drogowe. Mają one wielki zakres i rozmach, jednocześnie budowanych jest kilkadziesiąt tunelów, mostów, estakad, nowych dróg, więc można sobie łatwo wyobrazić utrudnienia. Co ciekawe, głównym wykonawcą jest firma z Chin i przy pracy widać wielu Azjatów. Ekspansja Chińczyków dotknęła już nawet Gruzję.
Wreszcie dojechaliśmy. Pan szofer zatrzymał się przy dworcu autobusowym w Borjomi, a sam jechał jeszcze dalej. A na dworcu spory ruch, kilkanaście marszrutek, kilkanaście taryf, wielu ludzi i oczywiście wszechobecny handel. Z ulicy miejsce to jest średnio widoczne, ale dworzec znajduje się tam w dole.

2.jpg


Borjomi to uzdrowisko znane od wielu, wielu lat. Jak można wyczytać w internetach, lubił tu przyjeżdżać tfu Stalin i wielu działaczy komunistycznych z czasów ZSRR. To było też ulubione miejsce wypoczynku dla zwykłych mieszkańców i odniosłem wrażenie, że język rosyjski jest tutaj częściej słyszany, niż gruziński. Nie zdziwiłem się za bardzo, gdy zobaczyłem na chodniku napisane sprayem „Fuck Russia”, jednak to pierwsze słowo było zamazane i trudne do odczytania.
Skoro to uzdrowisko, to muszą być i góry, i miejsca do spaceru, i legenda o mikroklimacie, i cudowna woda zdrowotna, i sanatoria, i hotele. Miejscowe władze postawiły na turystykę, dbają o wygląd miasteczka, wystawiły wiele obiektów małej infrastruktury znanych ze współczesnych kurortów.

3.jpg



4.jpg



5.jpg



6.jpg



7.jpg



8.jpg



9.jpg



10.jpg


Wielkim plusem była informacja turystyczna. A że nieczynna? Cóż, szczegół.

11.jpg


W Borjomi mają nawet ładny, niewielki stadion piłkarski, na którym trenowało kilkudziesięciu młodych piłkarzy. Jedna z trybun to było odwzorowanie flagi narodowej. Akurat nie mam zdjęcia stadionu, tylko widoczek z pobliskiej ulicy.

12.jpg


A ten nietypowy budynek to miejsce spotkań świadków Jehowy.

13.jpg


Pora zagłębić się w część typowo turystyczną. Na pewno przejdziecie przez taki most i znajdziecie się w części wybitnie komercyjnej.

14.jpg



15.jpg



16.jpg


Największe zdziwienie z Borjomi. Otóż w kilku miejscach stały takie oto pojazdy, w których można było zwiedzać miasteczko. Jeepy, czy inne terenówki – o ile nie były jakimiś chińskimi podróbkami – musiały kosztować krocie i ktoś musiał zainwestować w ten biznes naprawdę wielkie pieniądze.

17.jpg


Jeden z najbardziej charakterystycznych symboli Borjomi – most o nietypowej konstrukcji przypominającej ślimaka. Warto skopiować ten pomysł na polski grunt.

18.jpg


W części zdrojowej ulokowanych jest kilkanaście hoteli z wyższej półki cenowej.

19.jpg



20.jpg


No i dochodzimy do bram parku zdrojowego, który miał skrywać mnóstwo atrakcji. W relacjach sprzed lat można było wyczytać, że wstęp był darmowy, jednak obecnie trzeba wysupłać z kieszeni 5 lari.

21.jpg



22.jpg


Albo coś przeoczyłem w opisach, albo spodziewałem się nie wiadomo czego w temacie wody mineralnej. W Truskawcu w Ukrainie w podobnym miejscu jest kilkanaście rodzajów wód leczniczych, mnóstwo kraników i setki turystów. Tymczasem w Borjomi mamy do dyspozycji jeden smak i dwa kraniki. Woda jest ciepła, lekko słona i podobno bardzo lecznicza. Przed wejściem do parku są wyraźne znaki zakazujące używania baniek 5- i 10-cio litrowych, więc musiał być chyba kiedyś problem z zachłannymi turystami.

23.jpg



24.jpg



25.jpg


Niedaleko wodopoju jest budynek dawnej pijalni wody, który wygląda po latach całkiem przyzwoicie. Oczywiście nawiązuje do minionych lat i swojej świetności.

26.jpg



27.jpg



28.jpg


Wodopój i budynek znajdują się na początku parku. Jako że byłem po sezonie, to praktycznie wszystko w dalszej części parku było nieczynne. Atrakcje sezonowe mają charakter wybitnie rodzinny i dziecięcy, więc są wszelkiego rodzaju place zabaw, symulatory, park linowy, punkty gastronomiczne itp., które zadbają, żebyście wyszli z parku biedniejsi o wiele, wiele lari.

29.jpg



30.jpg



31.jpg


Park to także oczywiście fajne widoczki, m.in. wodospady i pomnik Prometeusza. Zdjęcie tego nie oddaje, ale góra jest całkiem, całkiem spora, podobnie jak pomnik wyżej wspomnianego jegomościa.

32.jpg


Park w pewnym momencie kończy się. Dalej jest jeszcze jedna atrakcja, ale do niej nie pomaszerowałem – po około 3 km można spotkać otwarty „basen” z wodą leczniczą, ale podejrzewałem, że w listopadzie może być już nieczynny.

33.jpg


O tym, że woda Borjomi produkowana jest od lat i ma swoją bogatą historię, przypominają stare fotografie przy jednym z budynków.

34.jpg



35.jpg


Dochodząc do parku widziałem diabelski młyn na szczycie góry i linię kolejki tam jeżdżącej. Pomyślałem sobie, że mają ci Gruzini rozmach i fantazję… Zapamiętałem z dawnych opisów, że wjazd na górę kosztował bodajże 0,5 lari, więc chętnie podszedłem do stacji kolejki.

36.jpg



37.jpg


A tam zonk – cena mnie zatkała. Pierwszy raz poczułem, że ktoś chce ze mnie zedrzeć pieniądze. Można oczywiście dotrzeć na górę piechotą, ale nie miałem za bardzo czasu na kilkugodzinny marsz. Efekt? Nie byłem na górze przy diabelskim młynie.

38.jpg


Handel jest istotnym elementem w Gruzji, nic więc dziwnego, że okolice parku to miejsce łowów na klientów. Tam normalne, a u nas nie do pomyślenia – wino, czacza (odmiana mocnego alkoholu), koniak swojej produkcji, bez kontroli skarbówki, Sanepidu itp.

39.jpg



40.jpg


Postanowiłem zobaczyć zakład, gdzie słynna woda Borjomi jest rozlewana. Wymagało to spacerku półgodzinnego i zagłębienia się w okolice wybitnie nieturystyczne.

41.jpg



42.jpg


W pewnej chwili zachciało mi się – co tu ukrywać – sikać, więc poleciałem do obiecującego z zewnątrz centrum handlowego. No, może do budynku a’la komunistyczny SuperSam. Oczywiście kibelka brak, ale skierowano mnie do sracza z boku budynku. Wszedłem – wyszedłem – wysikałem się w plenerze. Łatwo domyśleć się, dlaczego wybrałem taką opcję. Na szczęście nie natknąłem się na wypróżniającego się delikwenta, bo wymioty byłyby gwarantowane.

43.jpg


W Borjomi jest też stacja kolejowa, ale tradycyjnie pociągów ani widu, ani słychu.

44.jpg


Z Borjomi do Kutaisi wracałem już niestety z przesiadką. Najpierw dojechałem marszrutką do Chaszuri (3 lari), a potem do celu kolejnym busikiem za 20 lari. Naprawdę, czy to jest wielki problem, żeby nazwy Kutaisi, Tbilisi, czy Batumi pisać na marszrutkach naszymi literami? Otworzyłem Google, wpisałem Kutaisi po gruzińsku, potem wpatrywałem się w te szlaczki na każdym busie i nie trafiłem ani razu. W końcu pytałem zatrzymujących się kierowców i okazało się, że praktycznie co drugi jedzie do Kutaisi.
I to by było na tyle. Warto jechać do Borjomi? Jeśli się wybitnie nudzicie, to tak. Jeśli macie inną alternatywę, to wybierzcie to miasto jako kolejne.

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

kostek966 22 listopada 2022 23:08 Odpowiedz
Chyba też warto dodać przynajmniej jeden specyficzny efekt picia wody, jeśli ktoś jeszcze tego nie robił to nie polecam pić borjomi osobą w podróży, a zwłaszcza jeśli nie mają dostępu do WC.