0
Tom Stedd 11 czerwca 2022 07:24
Nie, nie będzie tutaj zniszczeń, ruin, przemocy, wraków itp. Nie, nie byłem w miejscach zniszczonych podczas walk z Rosją. Po prostu przekroczyłem po ponad pięciu miesiącach przerwy granicę z Ukrainą, bo … chciałem. Na razie nie odważyłem się na dalszą eskapadę, ale kto wie, co strzeli mi do pustej głowy.
Skorzystałem z przejazdu Neobusem do Przemyśla (znów piękne, promocyjne 2 zł). Kiedyś autokary dojeżdżały do Medyki, 500 metrów od przejścia granicznego, ale odkąd zaczął się masowy napływ Ukraińców uciekających przed wojną, to ograniczono trasę do Przemyśla. Niestety, nikt z Neobusa nie usunął tablicy reklamowej, która – o czym przekonałem się pomagając przypadkowo spotkanej kobiecie – wprowadza ludzi w błąd i niepotrzebnie czekają oni na autokar. Warto zatem podkreślić: Neobus dojeżdża/odjeżdża z Przemyśla z dworca PKS (tuż przy dworcu PKP), a do Medyki na razie nie ma kursów.

foto01.jpg


Z Przemyśla na granicę przejechałem pociągiem regionalnym, bo akurat godziny idealnie mi się ułożyły. Bilet za przejechanie kilku kilometrów kosztuje 3 zł, a podróż zajmuje kwadrans. Alternatywą jest transport lokalny, np. niektórzy busiarze biorą po 5 zł od osoby. Dla bogatszych klientów są taksówki lub nieoficjalne usługi a’la taksi (50 zł).

foto02.jpg


Dotarłem na piesze przejście graniczne przed 7 rano. Na razie po stronie polskiej było spokojnie, namioty organizacji pomocowych były w większości pozamykane na głucho. Jako że miałem problem z telefonem, poszedłem do budynku, gdzie jeden z operatorów komórkowych rozdawał darmowe karty sim. Siedząca tam zaspana dziewczyna automatycznie spytała „Kartę…?” nawet na mnie nie patrząc. I to był jedyny objaw życia na granicy.
Przed budynkiem granicznym zero kolejek, do odprawy podszedłem z marszu. Upewniłem się jeszcze po polskiej stronie, czy Ukraińcy normalnie wpuszczają na swoje terytorium i czy po powrocie nadal obowiązuje osobne przejście dla obywateli Unii Europejskiej. Po dwóch pozytywnych odpowiedziach pomaszerowałem dalej.
Po stronie ukraińskiej w kolejce czekało pięć osób. Po dwóch minutach znalazłem się przed jakże gadatliwym ukraińskim pogranicznikiem. Rozmowa przebiegła tak:
- Dokąd?
- Mościska.
- Cel?
- Bez celu, tylko na kilka godzin.
I pieczątka znalazła się w paszporcie. W porównaniu do przekraczania granicy sprzed 5 miesięcy, to pogranicznik nie wymagał ubezpieczenia zdrowotnego i papierów covidowych. Normalne, w czasie wojny te rzeczy są nieważne.
Specjalnie patrzyłem, czy są kolejki na powrocie, czyli przed budynkiem polskich (stało ze sto osób) i ukraińskich pograniczników (z dziesięć osób). To standardy, norma.
Tuż przy wyjściu z terenu przygranicznego znajdował się namiot, w którym można było zgłosić się do … walki po stronie ukraińskiej. Ruchu nie było, znudzeni panowie gapili się w telefony, ale na pewno raz na jakiś czas trafia im się zagraniczny ochotnik. Słyszy się o tym, że w Ukrainie służą weterani z USA, Wielkiej Brytanii, Polski, więc część z nich musiało przejść przez ten lub inne podobne punkty.

foto03.jpg



foto04.jpg


Tuż obok ich namiotu było stanowisko dobroczynnej organizacji z Londynu, zarządzanej przez … Sikhów. Zapewne słyszeliście o nich, a jak nie, to polecam zajrzeć do internetu. SWAT kojarzy się z oddziałami specjalnymi, ale sądzę, że tym razem to gra słów i Sikhowie udzielają na miejscu jedynie pomocy humanitarnej.

foto05.jpg


Po stronie ukraińskiej ruch pojazdów jak zawsze, czyli spory. Rzucało się w oczy, że na granicy było mało młodych mężczyzn – nadal obowiązuje prawo o tym, że nie mogą oni legalnie wyjechać z kraju (bodajże do 60, czy 65 roku życia).
Od początku miałem w planach dojechać jedynie do Mościsk, czyli 16 kilometrów od granicy, więc poszedłem na marszrutkę. Od ostatniej mojej wizyty na Ukrainie cena za przewóz zwiększyła się, o czym informowało ogłoszenie w pojeździe, że od 1 czerwca ceny autobusików miejskich i regionalnych w obwodzie lwowskim zwiększyły się. Za przejazd do Mościsk musiałem zapłacić 29 hrywien, czyli o 9 więcej, niż w styczniu. Dodam, że z powrotem na granicę jechałem z typowym prywaciarzem jeżdżącym tylko na trasie Mościska – granica i przejazd kosztował u niego 25 hrywien.
Na odcinku 16 kilometrów znajduje się kilkanaście stacji paliwowych. Niestety, część z nich była zamknięta lub miała mocno ograniczony asortyment paliwowy. Cena benzyny, czy ropy jest bardzo wysoka jak na standardy ukraińskie, dlatego dla bezpieczeństwa lepiej zatankować jeszcze po stronie polskiej. Ech, jakich to dożyliśmy czasów, że paliwa w Polsce są tańsze, niż w przygranicznej Ukrainie … Właśnie przeliczyłem sobie, że płacąc kartą za litr (nie pamiętam już, czy diesla, czy benzyny), zapłaciłbym na jednej z przygranicznych stacji 9,11 zł (58 hrywien). Dla mnie szok. Zapewne w głębi Ukrainy ceny są niższe. Może. Chyba. Nie jestem pewien.

foto06.jpg



foto07.jpg


Jako że w Mościskach byłem już wiele razy, to niczego nowego nie odkryłem, nie zrobiłem, nie przeżyłem. Trochę pokrążyłem pieszo po mieście i okolicy, trochę popiłem, trochę pojadłem, trochę zrobiłem zakupów. Jakie odczucia?
Na pewno jest drożej, niż kilka miesięcy temu. Ceny artykułów spożywczych mogą zaboleć. W supermarkecie ATB najtańsze piwko, jakie znalazłem, kosztowało 25 hrywien, czyli około 3,5 zł. Wędliny i mięso od zawsze były drogie, a teraz to są już bardzo drogie. W niektórych sklepach brakowało części asortymentu. Papierosy, które zawsze przywożę dla znajomej, niedawno kosztowały 56 hrywien, a teraz już 77 hrywny. W aptekach również jest bardzo drogo, ale to był już problem wcześniejszy. Plusem jest to, że recepty są prawie nieużywane i klient może kupić wszystko, co chce. Aż nieswojo zrobiło mi się na targu, gdzie starsze panie sprzedawały wiązki jakiejś zieleniny po 5 hrywien, czyli po 75 groszy. I nic więcej nie miały do sprzedania, tylko to zielsko.
Z drugiej strony życie toczyło się normalnie. Marszrutki do Lwowa nadal jeżdżą co kilkanaście minut, także do innych miast i miasteczek ruch jest praktycznie przedwojenny. Ludzi sporo i patrząc z boku nikt by nie przypuszczał, że w Ukrainie toczy się wojna. W Mościskach i okolicy nie było żadnych zdarzeń wojennych, ale już nieodległe Jaworów, czy Sambor były ostrzelane rosyjskimi rakietami. Jak powiedziała jedna z kobiet, wojna wojną, ale trzeba żyć dalej, pojechać do rodziny, kupić jedzenie, remontować dom itp. Inaczej możnaby oszaleć. Jedynym objawem, że coś nie jest w porządku, było obstawienie workami z piaskiem wejścia do posterunku policji. Na ulicach nie było żołnierzy, pojazdów bojowych itp.

foto08.jpg


Po kilku godzinach w Mościskach wróciłem na granicę, chociaż bardzo ciągnęło, żeby pojechać gdzieś głębiej w Ukrainę. Bus na granicę, o którym pisałem wyżej, wyglądał dość porządnie, jak na lokalne warunki transportowe. Na oko miał tylko z ćwierć wieku.

foto09.jpg


Na granicy nigdy nie wiadomo, czy jest mało osób, czy dużo, bo tego po prostu nie widać, dlatego warto zjawić się nieco wcześniej. Tak też zrobiłem, ale jeszcze wstąpiłem do sklepiku, w którym postanowiłem wypić ostatni ukraiński napój chmielowy. Niestety/stety przysiadłem się do pewnego pana, z którym wkrótce ucieliśmy sobie przydługą pogawędkę. Był on Uzbekiem z paszportem ukraińskim, miał żonę Ukrainkę, troje dzieci i czekał właśnie na ich powrót z Polski. Ogólnie porozmawialiśmy o wojnie, o życiu w Ukrainie, o relacjach dawnych krajów ZSRR z Rosją. Bardzo interesująca pogawędka spowodowała, że limit czasu na przejście granicy mocno mi się skurczył, więc czym prędzej pomaszerowałem ku Polsce.
Z daleka widać było wielkie namioty, oczywiście jeszcze po stronie ukraińskiej. Myślę sobie – wow, poszli na całość, pomoc jest z najwyższej półki.

foto10.jpg


A w środku co? To. Potem pomyślałem sobie, że może te namioty nie miały być pomocowe, a tylko chronić przed słońcem/deszczem tłumy przekraczające granicę? Jeśli tak, to pomysł był genialny w prostocie i wielkie brawa.

foto11.jpg



foto12.jpg


Kolejki do ukraińskich pograniczników nie było, przeszedłem z marszu. Przy wyjściu jest jedyny sklep, szumnie nazywany duty free, w którym mrówki kupowały przed wojną najtańsze / najgorsze papierosy po niecałe 3 zł i zaraz sprzedawały przy medykowym bazarku za 7 zł. Teraz najtańsze kosztują 50 hrywien, czyli 7,5 zł, co jeden z klientów skomentował: „Pani, kto normalny kupi cygarety po takiej cenie?”.

foto13.jpg


Rano w tym miejscu stało sto osób, a na powrocie nie było nikogo.

foto14.jpg


Nadal obowiązują przy przekraczaniu granicy limity papierosowe i alkoholowe, więc nie ma co szaleć w tym zakresie. Pamiętam, jak kilka miesięcy temu Ukrainiec miał przy sobie blisko dwadzieścia paczek papierosów przy limicie dwóch paczek. Pani celnik grzecznie mu powiedziała: „Pan wraca na Ukrainę, spokojnie wypali te papierosy i wróci ponownie”. I facet musiał wrócić, nie wiem, co zrobił z cygaretami, ale na pewno znów musiał stać w kolejce, która była dłuuuuga. Jeszcze raz przypomnę, że obywatele UE mają odrębne wejście, więc jeśli zobaczycie tłum przed granicą, to nie ma co się zwykle nadmiernie przejmować i trzeba spokojnie przedrzeć się przez ludzi i stanąć przed wejściem dla UE.
Po wyjściu ze strefy przygranicznej rozpoczyna się duże miasteczko pomocowe. Rano było martwe, po południu było w połowie żywe. Kilkanaście namiotów zamkniętych na głucho, kilkanaście działało. W moim odczuciu przeważały stanowiska organizacji międzynarodowych, a polskich było już zdecydowanie mniej, niż na początku wojny.

foto15.jpg



foto16.jpg



foto17.jpg



foto18.jpg



foto19.jpg



foto20.jpg



foto21.jpg



foto22.jpg



foto23.jpg


Do Przemyśla znów wróciłem pociągiem. Dworzec kolejowy kiedyś był zapchany do granic możliwości, a obecnie jest prawie że pusty. Stanowiska pomocowe też zostały ograniczone, ale ważne, że pomoc nadal jest udzielana. Brawa dla wszystkich zaangażowanych.

foto24.jpg



foto25.jpg



foto26.jpg


Na koniec dodam jeszcze słodko / gorzką refleksję. Jakiś czas temu podobno dość mocno poluzowano tematy ceł, opłat itp. na liniach handlowych Ukraina – Unia Europejska. Może skutkiem tego jest masowy import samochodów, zarówno uszkodzonych, jak i całych? Po stronie polskiej widziałem kilkadziesiąt wielkich lawet, a na każdej z nich komplet aut. Taki handel zapewnia dochody przeważnie osobom bogatszym, których stać na wydanie kilkudziesięciu tysięcy euro na kilka, czy kilkanaście „rozbitków” z Zachodu. Starsi forumowicze na pewno pamiętają, jak do Polski tzw. „szrot” przywożony był dziesiątkami, setkami tysięcy z Niemiec, czy z Niderlandów. Teraz taka sytuacja ma miejsce w Ukrainie. Kto zarobi? Kto straci?

foto27.jpg



foto28.jpg



foto29.jpg


Ten wyjazd do Mościsk był mi bardzo potrzebny i cieszę się, że minął tak lekko i przyjemnie. Zastanawiam się teraz nad Lwowem, ale z tyłu głowy są te filmy, które pokazywały pożary po wybuchach rakiet w tym pięknym mieście. Zobaczymy, czy zwycięży rozsądek, czy brawura.

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

tiffany 11 czerwca 2022 12:08 Odpowiedz
też mi chodziło po głowie żeby skoczyć na chwilę na drugą stronę granicy ale koniec końców musiał mi starczyć Przemyśl. Jakoś nie chciał mi się zbilansować taki wyjazd przy obecnych cenach w sklepach i za transport. A same Szeginie jakoś mało ponętne mimo że też były do rozważenia.Brak większości stanowisk pomocowych wynika z tego, że o ile w pierwszej fazie każdy stawiał namiot gdzie chciał bez porozumienia z innymi i robiono ogólnie co tylko dusza zapragnie, to w międzyczasie Przemyśl ogarnął temat całkiem nieźle i przeniósł większość pomocy do centrum na rogatkach miasta i zwozi tam ludzi prosto z granicy. Ku mojemu rozczarowaniu (choć może raczej zadowoleniu?) niestety z tej pomocy zamiast Ukrainców korzystają obecnie (czerwiec) głównie bandy Cyganów, naskakujące na kierowcę autobusu w niewybrednych słowach "żeby natychmiast otworzył tylne drzwi" (drzwi otwierane przyciskiem, sic :roll: ) bo głowa rodziny umiała wysiąść z przodu ale dzieco zostawiła z tyłu i dopiero sobie przypomniała o nich jak wysiadła. Co tam jedno dziecko mniej przy ~15, prawda? :lol: Mają tam zapewniony nocleg i często dalszy transport w potrzebnym kierunku a także ewentualne inne sprawy formalne.Sam dworzec kolejowy może się zdawać pusty ale ponad połowę do lutego dostępnej przestrzeni zajmują sale zarezerwowane dla uchodźców: dzienna i nocna, obie pełne całą dobę. Neobus niestety nie dba o aktualność informacji na przystankach, nawet na autobusach wciąż reklamuje "nową" trasę do Zakopanego. Tak nowa że aż zapadła się pod ziemię i przestała istnieć...
pietia 11 czerwca 2022 12:08 Odpowiedz
Fajna relacja. Lwów, jako główna metropolia zachodniej Ukrainy, to może ciut większe ryzyko, sam natomiast spędziłem niedawno kilka dni w Tarnopolu i tam również życie toczy się normalnie. O tym, że w kraju toczy się wojna przypominają tylko punkty kontrolne na drogach dojazdowych oraz ogłaszane średnio co drugi dzień alarmy przeciwlotnicze, które zresztą też większego wrażenia już nie robią. A, i jeszcze zauważyłem, że zamknięta jest większość biur podróży, zapewne słusznie stwierdzili, że chętnych na odpoczynek w Turcji czy Egipcie zbyt wielu teraz nie będzie ;)
wtak 23 czerwca 2023 12:08 Odpowiedz
Obecnie Neobus znów jeżdzi do Medyki :)