0
kubus571 2 czerwca 2022 08:26
Cześć wszystkim.

Chciałbym przedstawić relację z 8 dniowej wycieczki po Bośni i Hercegowinie z kulminacją na najwyższym punkcie tego kraju tj. Maglić 2386mnpm.

Kontekst

Co roku ta sama męska ekipa wybiera się w góry na kilka dni, był Nepal, Norwegia w tym roku miała być Szwajcaria, ale po norweskich przygodach w porze deszczowej stwierdziliśmy, że najpierw prognoza pogody a potem destynacja, było kilka planów jednak po sprawdzeniu, że w Grindewaldzie w tym czasie będzie 10-15st z deszczem a w Tjeniste pod Magliciem 25st z pełnym słońce wybór był prosty.
Od razu przypomniał mi się jeden z moich ulubionych filmów lat 90tych tj Demony Wojny wg Goi, jak dla mnie kultowy obraz, nagrywany głównie w Dolinie Chochołowskiej w Tatrach, która miała imitować górskie krajobrazy Bałkanów, chcieliśmy zobaczyć jak jest naprawdę masyw Maglicia, jezioro Blidnije i w bonusie pasmo Pranj czyli bośniackie Himalaje. Do tego tzw. bośniackie must see, szybkie Sarajewo, Mostar, Kravica.


Nie byliśmy niczym ograniczeni ponieważ postanowiliśmy jechać samochodem, VW Sharan 1.4 TSI w 3 osoby, plecaki, leżaczki kuchenki wszystko się spokojnie zmieściło.
W trasę wyruszyliśmy 23.05 z samego rana i planowaliśmy dojechać do Sarajewa aby nie rozbijać namiotu po nocy.

Poniżej trasa całego wyjazdu i zbliżenie na przejazd na terenie Bośni. Niestety z racji połączenia z VPNem w trakcie pracy zdalnej relacja będzie pojawiać się stopniowo. Mam nadzieję że chociaż trochę zachęciłem do czytania.Dzięki Tomo namówiłeś mnie do kolejnego postu.

Oto efekt pakowania, całkiem sprawnie, zabrałem z ogrodu również 3 leżaki :)

Image

A więc na początek dojechaliśmy do Sarajewa. Podróż na jeden strzał i dojechaliśmy na miejsce o 2 w nocy. Zakup winiet węgierskich i słowackich na granicy w Cieszynie, wiem, że trasę można zrobić bezpłatnie, ale jednak na drogach szybkiego ruchu można jechać te 10-20km/h szybciej i nieco czasu zaoszczędzić a poza tym podróżowaliśmy w ciągu dnia więc ruch na drogach lokalnych byłby spory czego uświadczyliśmy już na czeskim odcinku E75 do słowackiej Cadcy gdzie praktycznie całą trasę pokonaliśmy w sznureczku 40km/h z kilkoma mijankami.

Przejście graniczne Udvar między Węgrami a Chorwacją bez większego problemu mijamy około 22ej szybka kontrola dokumentów z pytaniem gdzie się udajemy i w drogę, w Svilaj na granicy chorwacko-bośniackiej już trochę dłużej. Covidpassy dokładniejsza kontrola dokumentów i szybka rewizja bagażnika z pytaniem po co nam tyle wody i alkoholu, którego wcale nie było tak dużo, bo raptem standardowy litr na głowę jednak rzucał się w oczy.
Na terenie Bośni już zdecydowanie zelżał jednak droga jest nużąca 50-60-80 i tak w kółko. Około 1 w nocy dojeżdżamy do Zenicy i tu niespodzianka autostrada do Sarajewa zamknięta w poprzek stroi samochód techniczny a nad wszystkimi bramkami czerwone światła widać nie tylko my byliśmy zdziwieni bo kilka pojazdów ustawiło się w kolejce ale nic próbujemy dalej. Kolejny węzeł też nieczynny dopiero w Biljesevo udaję się wjechać na autostradę, nie wiem czy były to jakieś planowane zamknięcia ale podejrzewam że z racji małego ruchu i drogi alternatywnej w postaci krajówki M-17 po prostu nie opłaca im się trzymać ludzi w pracy bo po prostu opłaty nie pokryją kosztów ich pracy, stacje benzynowe na autostradzie jak się później okazało też czynne jedynie do 22ej.

No ale udało się, o 2.00 meldujemy się w Hotelu Lula. Podróż o porannego wyjazdu z Warszawy zajęła nam dokładnie 16h z tankowaniami, papierosami i jedzeniem.
Hotel bardzo mały, 140EUR za dwie nocy 3 osoby ze śniadaniem, które codziennie jest takie samo ale smaczne i syte, dobre WiFI, łazienka w pokoju i parking. Lokalizacja sztos, pół minuty spacerem do Bascarsija de facto leży na jego granicy.

Po śniadanku wybieramy się na sam początek dnia na Trebević. Dojeżdżamy samochodem, kolejka nie działa. Jednak nie korzystamy z nawigacji bo trasa zaproponowana to jakiś żart, uliczki są tak strome i wąskie że nie ma szans by się przecisnąć dlatego jedziemy na azymut główną drogą, może na około ale do celu. Na wzgórzu znajduję się często odwiedzany tor saneczkowy z ZIO 1984 obecnie prezentuję się jak niżej. Wstęp darmowy, można sobie urządzić fajny spacer z kulminacją na szczycie przy forcie Draguljac.

Image

Image

Image

Ważna uwaga, po drodze znajduję się kilka knajp szczególnie fajnie wygląda tak w hotelu Pino Nature i Oxygen jakieś 2km przed szczytem jednak w żadnej nie serwują alkoholu. Tak więc dzida na dół, samochód na parking i w miasto.

Drugie śniadanko to cepavki miejscowe, trafiliśmy do polecanych na forum Ćevabdžinica Petica Ferhatović, które są z zegarkiem w ręku 40sekund marszu od naszego hotelu. Pyszne, ale nie ma piwa, nie można płacić kartą ani EUR.
Może ktoś mi zarzuci tu że skupiam się na alkoholu, ale piwko w upalny dzień do obiadu na wczasach to jednak fajna rzecz.

Tuż obok pierwsza "Róża Sarajewa". Czyli miejsce gdzie podczas wojny w wyniku ostrzału zginęły conajmniej 3 osoby, ślady po wybuchu wypełnioną czerwoną żywicą i zabezpieczono. Część z nich niestety się rozpadła ale czytałem że trwa proces ich renowacji i wyeksponowania.

Image

Dalsza cześć dnia to po prostu spacerek, nic nadzwyczajnego.
Znaleźliśmy fajny pub z piwkami kraftowymi mianowicie Board Room w zaułku przy ulicy Saraci i kupiliśmy kartę SIM 20KM za 15GB internetu, cena bardzo przyjazna, kartę można kupić w każdym kiosku których jest dużo ale zapłacić można jedynie miejscową walutą w gotówce. Pewnie w salonie operatora można inaczej ale trwa to po prostu dłużej ze względu na kolejki.

Na wieczór wybraliśmy na Białą Twierdzę do restauracje o tej samej nazwie którą zdążyłem polecić w odpowiednim wątku i po drodzę Żółtą Twierdzę, widoki super, o wiele lepsze niż te ze wzgórz, jako że jesteśmy bliżej mamy efekt 3D, różnica jak widok Paryża z wieży Eiffla a Łuku Triumfalnego.

Image

Image

Image

Biała Twierdza jest otwarta do 18ej, wstęp 5KM ale niestety jest w remoncie, są same fundamenty. W Żółtej Twierdzy przyjemny klimat sporo młodych ludzi, ktoś tam pogrywa na gitarce, wakacje pełną gębą i nie ma komarów!! Przynajmniej w maju.Wiem o tym, GPSa w trasie też nie używam i nie mam z tym problemu.
Ale można je kupić równie dobrze na granicy nie ma obowiązku kupna online. Poza tym nie ustalaliśmy trasy z góry, więc nie wiedziałem czy pojadę przez Czechy (Brno) czy przez Żilinę, zdecydowałem na MOPie przed granicą.Mocny alkohol było ciężko dostać w szczególności na południu kraju, że praktycznie nie ma supermarketów, nie chcieliśmy tracić czasu na szukanie tym bardziej że planowaliśmy spać na dziko, po za tym w Polsce trafiliśmy na fajne promocje.Kolejny dzień rozpoczęliśmy od poszukiwania czapki kolegi zgubionej w ferworze wieczornych spacerów. Okazało się że pozostawiona w ogródku w jednej z knajp, czekała na barze, u nas pewnie miała by nowego właściciela.
Po śniadaniu skierowaliśmy się w kierunku Alei Snajperów czyli ulica Zmaja od Bosne, nawet jadąc samochodem widać ślady ostrzałów serbskiej artylerii. Tuż przed wyjazdem z miasta odbijamy do Tunelu Nadziei pod lotniskiem. Wejście i malutkie muzeum znajduję się w dzielnicy Butmir na południowy-zachód od lotniska. Wejście na teren kosztuję 20KM nie można płacić kartą ani EUR, parking 2KM, można w lokalnym sklepiku wymienić walutę jednak nie znam kursu. Nie mieliśmy wystarczającej ilości gotówki w walucie a EUR mieliśmy tylko grube nominały więc jeden z nas wszedł jako student co było propozycją pana w kasie.
Samo muzeum składa się krótkiego kawałka oryginalnego tunelu oraz dłuższego odrestaurowanego który jest ciut szerszy i wyższy, poza tym są specjalne sale które wyświetlają film o budowie i przeznaczeniu tunelu, wystawa zdjęć przedstawiająca historię oblężenia miasta i kilku sal z eksponatami tj. mundury, dokumenty, amunicja, broń itp. Podobno możliwa audiodeskrypcja w języku polskim.

Image

Po tej wizycie ostatecznie wyjeżdżamy z Sarajewa i muszę stwierdzić że jeszcze tam wrócę, powłóczyć się po ciasnych uliczkach, zapalić sziszę po prostu pobyć tam bo naprawdę jest to fajne i przyjemne miasto.

Następnym punktem wycieczki jest wzgórze Igman a więc resztki kompleksu skoczni narciarskich. Obecnie "istnieją" dwa obiekty. Samochód można zaparkować spokojnie tuż pod progiem dużej skoczni i udać się na jej szczyt, warto to zrobić bo z góry robi ona większe wrażenie. Na dole jest mała knajpka w resztkach budynku administracyjnego, wygląda jakby w sezonie zimowym coś się tam działo, wyciąg na górę wygląda na nowy. Do tego mamy podium olimpijskie, ale z tego co wiem jest to replika prawdziwego ponieważ Serbowie podczas wojny używali go jako miejsca egzekucji, nie wiem jakoś tak dziwnie się czułem podchodząc bliżej i nie stanąłem na nim.

Image

Image

Image

Image

Miejsce jest też fajne pod kątem noclegu, w Bośni można spać na dziko jeśli znaki nie wskazują inaczej i ta okolica doskonale się do tego nadaję, jest tam praktycznie pusto, niedaleko znajduje się Mala Polana widać że tam się dzieje wiecej jakieś szkolne wycieczki boiska, miejsce na ogniska, jakaś rzeczka naprawdę świetne miejsce na kamping.
I tym samym opuściliśmy rejon Sajarewa i udaliśmy się na południe w kierunku miejscowości Foca a konkretniej Tjeniste. Droga jest naprawdę urocza, kilka przełomów rzeki Bystrzycy jest niesamowicie spektakularnych, po drodze już za Focą zatrzymujemy się w restauracji Bracia Kovacevic (FP4V+RFX, Bukovica bb, Foča 73309, Bośnia i Hercegowina) kapitalne jedzenie, wyśmienite grilowane papryczki, porcje dla naprawdę głodnego, za w pełni syty obiad z napojami dla trzech osób zapłacilismy niecałe 40EUR.
Uprzedzając dalszą część to chyba druga najlepsza knajpa jeśli chodzi o stosunek jakość cena i smak posiłku. Nam podeszło idealnie.

Po kolejnych 45minutach dojechaliśmy do Tjeniste, bramy do Parku Nardowego Sutjeska, gdzie znajdował się główny punkt wycieczki a mianowicie Maglić, dach Bośni i Hercegowiny. Próbowaliśmy na miejscu zdobyć jakies informacje na temat samego parku, mapki czy coś takiego. Niestety informacja turystyczna jako taka praktycznie tam nie istnieje.
Będąc w Tjeniste trzeba zobaczyć pomnik upamiętniający bitwę nad Sutjeską która miała zniszczyć partyzantkę na terenie Jugosławii, jednak otoczeni partyzanci pod wodzą Tito przedarli się przez 6-cio krotnie większe siły Państw Osi. Pomnik upamiętniający to wydarzenie jest dość spektakularny jednak mocno zaniedbany mimo to że jest często odwiedzany przez liczne wycieczki autokarowe, głównie młodzieży.

Image

Image

Miejscowość nie zachęca by pozostać tam dłużej, jest jeden sklep, camping i hotel. Ale tu też zaczyna się droga na Prijevor, czyli bramę do Maglicia. Sam Prijevor to rozległa polana na wysokości 1668mnpm do którego prowadzi 16km droga, ale to już temat na oddzielnego posta, niech poniższe zdjęcie będzie zajawką następnych kilkudziecięciu godzin.

Image

ImageCzas chyba wrócić do pisania..

Dojazd na Prijevor z Tjeniste mimo swojej różnicy wysokości jest dostępny praktycznie dla każdego auta osobowego, czy busa, droga wspina się bardzo powoli. Droga do Morskiego Oka jest w mojej opinii bardziej stroma, jednak tutaj nie ma asfaltu poza początkiem trasy, więc w przypadku deszczów można zostawić buty w błocie. Trasę pokonuję się samochodem w jakieś 1,5h spokojnej jazdy. Droga jest szeroka, w lesie, więc osoby mające problem z przestrzenią nie powinny mieć żadnych problemów.
Sam Prijevor to polana zawieszona trochę na końcu długiej doliny bodajże Suva, brak jakichkolwiek map spowodował że posługuję się Locusem a tam nazwy często są umowne.
Na miejscu jest miejsce na ognisko, kawałek dalej są domki do wynajęcia którymi zarządza Park Narodowy, jest źródło wody pitnej a kawałek niżej do niedawna były sławojki, jednak nie wytrzymały naporu wiatru więc zostały dwa betonowe otwory w lesie w wersji na Małysza :).

W Bośni można rozbijać się na dziko, jeśli nie ma wyraźnego zakazu. Rozkładamy namiot i cieszymy się widokiem. Obok nas miejscówkę zajmuję małżeństwo z Głogowa, którzy jak się okazuję też jutro mają w planach wejście na Maglić. Jest trochę silny wiatr jednak jak się potem okazało był zbawieniem. Rano już wiatru nie było ale za to było więcej komarów niż chyba widziałem przez te 30 parę lat życia, nie można się było od nich opędzić były wszędzie, doszlismy do wniosku że silny wiatr wieczorem spowodował że mieliśmy szczęście, bo naprawdę nie dało się wytrzymać.

Sam Maglić leży na granicy Bośni i Czarnogóry i ma 2386mnpm nie jest więc nie wiadomo jak wysoki. Na szczyt prowadzą 3 szlaki, ten najkrótszy ale też najbardziej ekstremalny właśnie z Prijevor. Długość zaledwie 3km do podejścia ponad 700m w pionie. Tak więc uciekając od komarów (tak sądziliśmy) ruszamy w górę. Znajomi wyszli godzinę przed nami więc wiemy że jednak kogoś w tych górach spotkamy.
Szlak początkowo wiedzie laskiem ale sprawnie nabiera wysokości. Po 15-20 minutach wchodzimy w strasznie sypkie piargi każdy kto chodził po górach wie co znaczy zrobić 3 szybkie kroki a następnie zjechać 2 z powrotem. Potem na dodatek dochodzi do tego śnieg zalegający w żlebach, tutaj jeszcze da się go ominąć kosówką, mamy raki jednak na nic by się przydały, letni śnieg jest jak piasek.
Po kolejnym przekroczeniu żlebu wchodzimy już w naprawdę skalny teren. Mamy trochę problemów z orientacją bo znaku są dość wyeksploatowane ale z pomocą znajomych udaję nam się odnaleźć szlak. Zadzierając głowę widzimy jak pokonują trudności w kopule szczytowej, jednak zwalajac na nas luźne kamienie które jak pociski przelatują obok nas, jednocześnie ostrzegając nas przed każdym kawałkiem skały. Świst jednego z nich mam w uszach do dziś. Sama kopuła szczytowa to trochę sztucznych ułatwień jednak tak zdezelowanych że lepiej sobie chyba radzić bez nich. Tak więc mamy kominki, trawersiki, eksponowane trawki itp atrakcje. Szczyt osiągamy po niecałych 3h - jest radość.
I tu chciałbym się zatrzymać na chwilę, bo czytałem sporo opisów wejścia na ten szczyt i w ŻĄDNYM nie było mowy o tym że ten szlak w rzeczywistości jest via ferratą, żelastwo jest tak zawieszone aby się do niego przypiąć, nie rozumiem jak można tego nie zauważyć idąc tym szlakiem i nie wspomnieć o tym pisząc bloga. Suma sumarum jak bym miał porównać to do tatrzańskich ścieżek to Rysy od Czarnego Stawu ale bez łańcuchów jak dla mnie trasa o wiele trudniejsza niż tatrzańskie percie. Albo ja już jestem za stary chociaż w Tatrach oblatałem wszystko.


Image

Image


Image

Image

Image
cdn.Teraz trzeba było wrócić, schodzenie tą samą drogą nie było nawet opcją. Pozostaliśmy przy pierwotnym planie zakładającym zejście na stronę czarnogórska do jeziora Trnovacko. Szlak początkowo idealny, fajne przejście granią, raz w górę i w dół, trochę jak Czerwone Wierchy czy Wołowiec - Ornak, naprawdę sama przyjemność. Jednak zaczęło nas zastanawiać że idziemy a wysokości wcale nie ubywa, jezioro jest doskonale widoczne i jednak cały czas jesteśmy dość wysoko. Przełamania przychodzi na niewielkiej przełęczy po jakiejś godzinie od szczytu, zejścia zaczyna się 10-15m kominkiem i idzie wzdłuż ściany trawersem w kierunku jeziora, problem był tylko taki że pod ścianą leżał śnieg i wejście na niego skończyć by się mogło w najlepszym wypadku wpadnięciem w jakąś dziurę pod spodem. Trzeba było zejść trawkami, które były solidnie strome a do tego ledwo co wygrzebały się spod śniegu więc oparcia nie dawały. Odcinek który pewnie zajmuję w dół jakieś 15-20minut nam zajął grubo ponad godzinę plus do tego kilka upadków, nogi były jak z waty a kijki ratowały sytuację.

Poniżej zdjęcie przedstawiające szlak zejściowy do jeziora. Szlak idzie dokładnie pod śniegiem widocznym wzdłuż ściany, my schodziliśmy środkiem trawnika po lewej od niego.

Image

Zachodnia ściana Maglicia. Właśnie tędy prowadzi najkrótszy szlak.

Image

Image


Ale jak już dotarliśmy nad jezioro czekała nagroda. Po pierwsze to byliśmy w rezerwacie więc należało zapłacić 2EUR po drugie mieć dokument tożsamości bo jednak przeszliśmy przez granicę, po trzecie usiąść i napić się piwa z panem co żył sobie nad brzegiem jeziora, w między czasie dogoniliśmy naszych znajomych i razem spędziliśmy czas nad jeziorem. Droga powrotna do Bośni najpierw idzie ostro w dół a następnie wspina się trawersem wzdłuż wspomnianej w poście wcześniej doliny Suva. Z jeziora na Prijevor jest jakieś 1,5h marszu. Co po 20km i przy ostrym słońcu popołudniu daję trochę w kość. W sumie po niecałych 10h docieramy do namiotu.
I tu kolejny problem. Wiatru nie ma, a komarów jest znowu nieprawdopodobnie dużo, ognisko, muga, spirale nic nie pomaga tną jak szalone. Dlatego niechętnie zbieramy mandżur i jedziemy na dół. W Tieniste okazuje się że cały dzień padało i ledwie chwilę temu skończyło aż takiej inwersji się nie spodziewałem. Bierzemy w sumie jedyną opcję noclegową w miejscowości a mianowicie pokoje nad sklepem i pocztą po 20EUR (za pokój!!!). Luksusów nie ma ale łazienka, kuchnia, wygodne łóżka i klima.

Cel wycieczki został zrealizowany, więc co dalej.-- 03 Sie 2022 13:01 --

Dalej miały być góry Pranj, jednak uprzedzając fakty nie udało się nam tam dostać głównie ze względu na pogodę, która akurat w końcówce maja przypominała tą letnią czy porno i duszno a do tego burzowo.

Po nocy w Tjeniste skierowaliśmy się na północny-zachód. Celem był Blagaj. Nie jechaliśmy jakoś na gwałt i podziwialiśmy piękne przełomy rzeki Zalomka, a także zrobiliśmy krótki odpoczynek nad jeziorem Algovac, swoją drogą fajne miejsce na kemping, woda płytka, ciepła no i główny argument nie było nikogo!!

Do Blagaj dojechaliśmy około południa, pierwsze kroki skierowaliśmy do klasztoru i mimo że miejsce faktycznie urokliwe i ciekawe to deptak we Władku czy Krupówki to przy tym szczyt wysumblimowanego gustu, takiego kiczu nie widziałem dawno, ludzi było pełno, słońce prażyło więc po prostu zrobiliśmy zdjęcie i odjechaliśmy bo się po prostu nie dało.

Image

Na obiad wybraliśmy z dala od tego pier.... bałaganu i pojechaliśmy do knajpy Restoran i Pansion Most i tu muszę wstawić plus i to ogromny, niesamowicie dobre jedzenie, ryba wyciągnięta z wody przy nas, mięso idealnie dopieczone i doprawione. Za poniższą porcje w menu opisaną jak dla dwojga daliśmy 20EUR a spokojnie z szopską sałatką 3 chłopa się naje.

Image

Po obiedzie wiedzieliśmy że nie spędzimy tu nocy tak jak planowaliśmy, a więc pojechaliśmy do wodospadów Kravica i tu kolejna szpila, 10EUR za wjazd byliśmy po południu więc ludzi było mniej ale i tak miejsca żeby spokojnie posiedzieć było jak na lekarstwo, nawet nie chce sobie wyobrażać co tam się dzieję w sezonie. Zdjęcia na folderach są piękne, ale ilość retuszu jest niesamowita, podobne wodospady można zobaczyć w niedalekiej Stubicy, za darmo i bez ludzi a do tego rozbić tam namiot.

Image

Jednak my chcieliśmy jednak wrócić w okolice Pranj więc zrobiliśmy jeszcze rundkę do Medugorje i wróciliśmy na północ a dzień zakończyliśmy na nad najwyżej położonym jeziorem w Bośni a mianowicie Blidinje. Fantastyczne miejsce. na kampingu było jeszcze 5 osób, kamping "co łaska". Bieżąca woda, zimne piwo, toi toi codziennie sprzątany, prąd, ławeczki - bajeczka takiego miejsca szukaliśmy. Tym bardziej że to ponad 1200mnpm więc było przyjemnie chłodno i nie było komarów :)

Image

Image

Image

-- 03 Sie 2022 13:31 --

Na jednym ze zdjęć widać już charakterystyczne kowadełko które niechybnie zwiastuję burzę. Następny dzień zaczął się pochmurnie, jednak cały czas myśleliśmy, że Pranj jest w zasięgu. Obok jeziora Blidnije też są fajne górki ze słynnymi Hrvatskimi Vrotami jednak wycieczka tam byłaby możliwa gdybyśmy sobie odpuścili Pranj lub Mostar. Tak więc ruszyliśmy na północ, pierwszy przystanek Jablanica i słynny most nad Neretwą i muzeum bitwy nad tą rzeką. Co ciekawe most pochodzi z lat 70tych gdy kręcono film o tej bitwie, został zburzony na potrzeby filmu i tak pozostał. Lada dzień pewnie będzie puszczona kładka tuż obok niego jednak wtedy była zamknięta.

Image

Image

Dalej udaliśmy się w kierunku Konjic, jednak po drodze przy panującym już upale nie mogliśmy sobie odmówić odpoczynku nad jeziorem Jablanicko, fajne miejsce, szczególnie po drugiej stronie względem szosy Sarajewo - Mostar, trochę przypominało mi Polańczyk, na pewno alternatywa dla Neum czy miejsce relaksu przy jakiejś objazdówce.

Image

Image

Image

Swoją drogą dziwie się, że Bośniacy w herbie nie mają znaczku Volkswagena. Ilość Golfów jest nie do policzenia, ilość ich odmian również, stan rozkładu/zużycia różny jednak jak ktoś ma jednego na podwórku to znaczy że drugim jeździ na co dzień. Ten drugi w różnym stopniu dewastacji służy za magazyn części zamiennych.

Po krótkiej kontemplacji jeziora udaliśmy do Konjic, znanego na forum z bunkra Tito, który nie wiedzieć czemu był tego dnia nieczynny, nie to że jakoś nam bardzo zależało, ale jak już byliśmy to chcieliśmy zajrzeć. W Konjic polecam knajpę z pysznymi cepavici. Retoran Maksumić - Konjić, niech człon restauracja nie zamydla obrazu bo jest to po prostu bar, ale jedzeniem bardzo smacznym. Konjic w czasie konfliktu jugosłowiańskiego było silnie ostrzeliwane z pobliskich wzgórz, jadąc na południa można się natknąć na stanowiska artyleryjskie.

Image

Image

Image

Bilet na Top Gun za 2EUR ;)

Z Konjic chcieliśmy się dostać do resortu narciarskiego Śnieżna Kuca, który leży u stóp pasma Pranj dlatego wybraliśmy drogę na południe do Jezero a następnie w prawo. Tu się jednak okazało że asfaltu brak, czas przejazdu tempem żółwia to jakieś 1,5h a nie mamy gwarancji że w ogóle da się tam tą drogą dojechać pomimo znaków wskazujących kierunek. Powiem że droga była całkiem przyjemna jednak bardzo dziurawa, a woleliśmy nie zostawić zawieszenia na tym odludziu. Po 30minutach mozolnej wspinaczki zdecydowaliśmy od odwrocie, nie wiem co jest dalej, do Śnieżnej Kucy da się dojechać od strony Mostaru i na zdjęciach wygląda to na nówkę sztukę z asfaltem, jednak objechanie gór przekreślało możliwość chodzenia po nich ponieważ było za późno, poza tym po raz kolejny na horyzoncie pojawiły się chmury więc daliśmy spokój. I wróciliśmy na utratą ścieżkę w kierunku Mostaru wracając de facto tą samą drogą.

Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

tomo14 2 czerwca 2022 12:08 Odpowiedz
Z przyjemnością będę dalej obserwował relację.Też lubię ten film, a Bośnia to moja biała plama na mapie Europy.
sranda 2 czerwca 2022 17:08 Odpowiedz
kubus571 napisał:Zakup winiet węgierskich i słowackich na granicy w CieszynieKiedy Ty jechałeś do tej Bośni? 10 lat temu? ;) Teraz przecież e-winiety kupuje się online.
kubus571 2 czerwca 2022 17:08 Odpowiedz
Wiem o tym, GPSa w trasie też nie używam i nie mam z tym problemu.Ale można je kupić równie dobrze na granicy nie ma obowiązku kupna online. Poza tym nie ustalaliśmy trasy z góry, więc nie wiedziałem czy pojadę przez Czechy (Brno) czy przez Żilinę, zdecydowałem na MOPie przed granicą.
pabien 2 czerwca 2022 17:08 Odpowiedz
kubus571 napisał: z pytaniem po co nam tyle [...] alkoholu Też bym o to zapytał, bo to jak wożenie drewna do lasu