W mieście można odwiedzić muzeum pomidora, które zostało przekształcone z upadłej fabryki. Przy plaży jest parking i tam zaparkowaliśmy. Jeśli nie ma miejsca, samochody parkują wzdłuż drogi.
Położone mniej więcej pośrodku, w najwyższym punkcie kaldery. Nazwa miasteczka pochodzi od greckich słów: imera – dzień i vigla – punkt widokowy. Mieścina znana jest z luksusowych hoteli, spektakularnych zachodów słońca i skały Skaros, na której była zbudowana jedna z pięciu zamkowych fortec. Najważniejsza ze względu na swoje położenie.
Wybraliśmy się trochę za późno. Słońce było już dosyć nisko. Przeszliśmy się szlakiem Fira – Oia, a następnie szukaliśmy miejsca na zachód słońca.
W drodze powrotnej znaleźliśmy opustoszały hotel, z którego były fajne widoki.
To jednak nas długo nie zadowala. Przyciąga nas skała
:)
W drodze do auta zaglądamy jeszcze w jedno miejsce. Zaciekawiły nas chmury, które było widać w wąskim przejściu, nad kalderą
:) Okazało się, bardzo fajna miejscówka.
Tutaj zaparkowaliśmy, parking jest oznaczony: https://www.google.com/maps/@36.4334694 ... 312!8i6656Kolejny dzień zaczynamy od wizyty w najwyżej położonym punkcie na wyspie, czyli Pyrgos. Miasteczko dumnie osiadło na zboczach góry Profitis Ilias, co sprawia, że wyróżnia się z daleka. Natomiast z góry zapewnia niesamowite widoki. Mieszkańcy mówią, że jest to ukryta perła w środku wyspy.
Zostawiamy auto na parkingu i plątaniną wąskich i krętych uliczek wspinamy się na wzgórze, na którym zbudowano jeden z pięciu kasteli (ufortyfikowanych osad) na wyspie. Najmłodszy.
Jest jak wisienka na torcie. Znaczy był, bo ucierpiał podczas trzęsienia ziemi w 1956 r. Wewnątrz miasta znajdowały się kościoły oraz ciasno postawione obok siebie kamienne domy. Pośrodku stała wieża – gulas, która została zniszczona.
Do zamku prowadziło jedno wejście, co wykorzystywali mieszkańcy do odstraszenia intruzów. Wylewali na nich wrzątek.
Obecnie Pyrgos zachwyca biało niebieską architekturą. Z dala od zgiełku i rzeszy turystów. Spacerując w górę, wąskimi uliczkami, zaglądamy do mijanych domostw. Co mnie bardzo dziwi, nie spotkaliśmy żadnego kota.
Nam to miasteczko, tak przypadło do gustu, że byliśmy tam na kawę, na coś słodkiego, na obiad, czy na zachód słońca. Jest tam jakaś autentyczność, urok i klimat, że chce tam się wracać.
Z zamku jest fajny widok na lotnisko i startujące samoloty. My akurat trafiliśmy na jakąś wycieczkę i na każdym zdjęciu kogoś widać. Zdjęcie z kolejnego dnia. Tym razem samolot nie startuje.
Megalochori Nazwa w tłumaczeniu oznacza dużą wioskę, co nijak się ma do rzeczywistości. Bo to jest mała wioska z dala od gwaru i turystyki. Centralny plac jest sercem wioski. Wśród rozłożystych drzew, które dają ukojenie przed upałem, znajdują się tawerny, restauracje i kawiarnie.
Spacerując brukowanymi, wąskimi i krętymi uliczkami można podziwiać stare tradycyjne domy i rezydencje. Istotną cechą tych domostw są wysokie mury, wewnętrzne dziedzińce i solidne drzwi wejściowe.
Podobno miejscowi mieszkańcy, bardziej majętni, dokładają wszelkich starań, aby zachować cechy i piękno tej tradycyjnej osady. Przez co wiele oryginalnych domów, które popadły w ruinę, zostało przywróconych do swojej świetności.
My spacerując, przechodziliśmy obok tego budynku, przy którym stała grupka ludzi, prawdopodobnie przewodnik opowiadał, że to najstarszy budynek w mieście. Czy to prawda, nie wiem.
Bardzo nam się podobało to miasteczko. Turystów jak na lekarstwo. Wszędzie spokój i cisza. Samochód można zaparkować na tym parkingu
Po odwiedzinach Megalochori pojechaliśmy w stronę miasteczka Akrotiri. Na południe od niego znajduje się najsłynniejsze stanowisko archeologiczne Grecji. Po drodze znajdujemy wiatrak, który dekorowany jest na ślub oraz parking, z którego widoki są "nienormalne"
:D
Akrotiri – stanowisko archeologiczne Akrotiri jest określane jako „greckie Pompeje” i to zadziałało na moją wyobraźnię. Pompeje wywarły na mnie ogromne wrażenie, więc bardzo chciałam odwiedzić to miejsce. Prehistoryczna osada rybacka (pierwsze oznaki ludzkiej działalności sięgają późnego neolitu) na przestrzeni wieków wyrosła na jedno z ważniejszych miast portowych w basenie Morza Egejskiego. Okres największego rozwoju datuje się na pierwszą połowę drugiego tysiąclecia p.n.e. Bogactwo i jakość domów świadczą o dobrobycie i kwitnącym stylu życia miasta. Wzdłuż domów biegły wąskie, bukowane uliczki, poprzecinane placami.
Domy były przestronne, zazwyczaj do trzech kondygnacji, zbudowane z cegły glinianej. Budynki posiadały balkony a wyposażone były w ogrzewanie podłogowe, toalety połączone z miejską kanalizacją. Do niektórych domów doprowadzone były dwie rury z wodą. Prawdopodobnie w jednej z nich była ciepła woda, pochodząca ze źródeł termalnych. Ściany pokrywały okazałe malowidła i freski, przedstawiające życie codzienne ówczesnych ludzi.
Znaleziska dowodzą, że mieszkańcy utrzymywali bardzo dobre relacje z Kretą minojską i prowadzili interesy w basenie Morza Śródziemnego, m.in. z Cyprem, Syrią i Egiptem. Kres prężnie rozwijającego się Akrotiri przyniosły potężne trzęsienia ziemi, kiedy to mieszkańcy w pośpiechu, opuścili swoje domostwa, a dopełnił wybuch wulkanu (ok. 1600 r. p.n.e.), który przykrył miasto grubą warstwą pyłów wulkanicznych i pumeksu. Ta straszna erupcja doprowadziła do rozpadu wyspy i powstaniu kaldery.
Wykopaliska rozpoczęły się w 1967 r. i trwają do dziś. Odkopana została tylko część osady. Wokół wykopalisk wybudowano ścieżkę. Można też zejść na poziom ulicy.
Jak widać podobieństwo z Pompejami jest tylko, co do pokrycia miasta pyłami i pumeksem. Istotną różnicą jest to, że nie znaleziono szczątków ludzi ani zwierząt. Poza tym Pompeje są sporo młodsze. Znaleziska z wykopalisk można oglądać w Muzeum Prehistorycznej Thiry w Firze.
Parking przy stanowisku 5 euro. Wstęp 12 euro. Można kupić bilet łączony na 3 atrakcje: Akrotiri, antyczną Therę i to ww. muzeum w Firze, za 15 euro. My się o tym dowiedzieliśmy dopiero, jak kupowaliśmy bilet do antycznej Thery.
Red beach – Czerwona plaża Niedaleko stanowiska archeologicznego znajduje się najsłynniejsza i najpiękniejsza (tak mówią) plaża na Santorini. Jej nazwa pochodzi od czerwonych, górujących nad nią klifach, powstałych z lawy wulkanicznej. Czerwono czarny żwir pokrywający plażę w połączeniu z ciemnoniebieską wodą tworzy dość niepowtarzalne połączenie. Parking przy plaży jest zapchany, pomimo że jest oficjalny zakaz wstępu na nią. Jak widzicie, amatorów kąpieli jest całkiem sporo. Z czerwonej plaży można popłynąć na kolejną atrakcję, plażę białą.
Niedaleko Akrotiri znajduje się Faros z latarnią morską. Do zachodu trochę czasu zostało, więc dzisiaj sobie darujemy zachód, ale jedziemy ją zobaczyć. Zbudowana w 1892 r., wysoka na 10 m. Uważana za jedną z piękniejszych na Cykladach.
Bardzo dziękuję za relację, była przydatna podczas mojej 4 dniówki na Santorini. Szczególnie za miejscówkę Paralia Vlichada - plaża Vlichada. Tylko tu jest autentycznie wulkaniczny czarny piasek - w reszcie miejscówek jak np Perissa tylko "żwirek", no i przede wszystkim te klify - poezja.
W mieście można odwiedzić muzeum pomidora, które zostało przekształcone z upadłej fabryki.
Przy plaży jest parking i tam zaparkowaliśmy. Jeśli nie ma miejsca, samochody parkują wzdłuż drogi.
Wracając, przystajemy na parkingu skąd mamy widok na kalderę.
https://www.google.com/maps/@36.3826366 ... 312!8i6656
Imerovigli
Położone mniej więcej pośrodku, w najwyższym punkcie kaldery. Nazwa miasteczka pochodzi od greckich słów: imera – dzień i vigla – punkt widokowy.
Mieścina znana jest z luksusowych hoteli, spektakularnych zachodów słońca i skały Skaros, na której była zbudowana jedna z pięciu zamkowych fortec.
Najważniejsza ze względu na swoje położenie.
Wybraliśmy się trochę za późno. Słońce było już dosyć nisko. Przeszliśmy się szlakiem Fira – Oia, a następnie szukaliśmy miejsca na zachód słońca.
W drodze powrotnej znaleźliśmy opustoszały hotel, z którego były fajne widoki.
To jednak nas długo nie zadowala. Przyciąga nas skała :)
W drodze do auta zaglądamy jeszcze w jedno miejsce. Zaciekawiły nas chmury, które było widać w wąskim przejściu, nad kalderą :) Okazało się, bardzo fajna miejscówka.
Tutaj zaparkowaliśmy, parking jest oznaczony:
https://www.google.com/maps/@36.4334694 ... 312!8i6656Kolejny dzień zaczynamy od wizyty w najwyżej położonym punkcie na wyspie, czyli Pyrgos.
Miasteczko dumnie osiadło na zboczach góry Profitis Ilias, co sprawia, że wyróżnia się z daleka.
Natomiast z góry zapewnia niesamowite widoki.
Mieszkańcy mówią, że jest to ukryta perła w środku wyspy.
Zostawiamy auto na parkingu i plątaniną wąskich i krętych uliczek wspinamy się na wzgórze, na którym zbudowano jeden z pięciu kasteli (ufortyfikowanych osad) na wyspie. Najmłodszy.
Jest jak wisienka na torcie. Znaczy był, bo ucierpiał podczas trzęsienia ziemi w 1956 r.
Wewnątrz miasta znajdowały się kościoły oraz ciasno postawione obok siebie kamienne domy.
Pośrodku stała wieża – gulas, która została zniszczona.
Do zamku prowadziło jedno wejście, co wykorzystywali mieszkańcy do odstraszenia intruzów. Wylewali na nich wrzątek.
Obecnie Pyrgos zachwyca biało niebieską architekturą. Z dala od zgiełku i rzeszy turystów.
Spacerując w górę, wąskimi uliczkami, zaglądamy do mijanych domostw.
Co mnie bardzo dziwi, nie spotkaliśmy żadnego kota.
Nam to miasteczko, tak przypadło do gustu, że byliśmy tam na kawę, na coś słodkiego, na obiad, czy na zachód słońca.
Jest tam jakaś autentyczność, urok i klimat, że chce tam się wracać.
Z zamku jest fajny widok na lotnisko i startujące samoloty. My akurat trafiliśmy na jakąś wycieczkę i na każdym zdjęciu kogoś widać.
Zdjęcie z kolejnego dnia. Tym razem samolot nie startuje.
Megalochori
Nazwa w tłumaczeniu oznacza dużą wioskę, co nijak się ma do rzeczywistości. Bo to jest mała wioska z dala od gwaru i turystyki.
Centralny plac jest sercem wioski. Wśród rozłożystych drzew, które dają ukojenie przed upałem, znajdują się tawerny, restauracje i kawiarnie.
Spacerując brukowanymi, wąskimi i krętymi uliczkami można podziwiać stare tradycyjne domy i rezydencje. Istotną cechą tych domostw są wysokie mury, wewnętrzne dziedzińce i solidne drzwi wejściowe.
Podobno miejscowi mieszkańcy, bardziej majętni, dokładają wszelkich starań, aby zachować cechy i piękno tej tradycyjnej osady.
Przez co wiele oryginalnych domów, które popadły w ruinę, zostało przywróconych do swojej świetności.
My spacerując, przechodziliśmy obok tego budynku, przy którym stała grupka ludzi, prawdopodobnie przewodnik opowiadał, że to najstarszy budynek w mieście.
Czy to prawda, nie wiem.
Bardzo nam się podobało to miasteczko. Turystów jak na lekarstwo. Wszędzie spokój i cisza.
Samochód można zaparkować na tym parkingu
Po odwiedzinach Megalochori pojechaliśmy w stronę miasteczka Akrotiri.
Na południe od niego znajduje się najsłynniejsze stanowisko archeologiczne Grecji.
Po drodze znajdujemy wiatrak, który dekorowany jest na ślub oraz parking, z którego widoki są "nienormalne" :D
Akrotiri – stanowisko archeologiczne
Akrotiri jest określane jako „greckie Pompeje” i to zadziałało na moją wyobraźnię.
Pompeje wywarły na mnie ogromne wrażenie, więc bardzo chciałam odwiedzić to miejsce.
Prehistoryczna osada rybacka (pierwsze oznaki ludzkiej działalności sięgają późnego neolitu) na przestrzeni wieków wyrosła na jedno z ważniejszych miast portowych w basenie Morza Egejskiego. Okres największego rozwoju datuje się na pierwszą połowę drugiego tysiąclecia p.n.e.
Bogactwo i jakość domów świadczą o dobrobycie i kwitnącym stylu życia miasta. Wzdłuż domów biegły wąskie, bukowane uliczki, poprzecinane placami.
Domy były przestronne, zazwyczaj do trzech kondygnacji, zbudowane z cegły glinianej.
Budynki posiadały balkony a wyposażone były w ogrzewanie podłogowe, toalety połączone z miejską kanalizacją.
Do niektórych domów doprowadzone były dwie rury z wodą.
Prawdopodobnie w jednej z nich była ciepła woda, pochodząca ze źródeł termalnych.
Ściany pokrywały okazałe malowidła i freski, przedstawiające życie codzienne ówczesnych ludzi.
Znaleziska dowodzą, że mieszkańcy utrzymywali bardzo dobre relacje z Kretą minojską i prowadzili interesy w basenie Morza Śródziemnego, m.in. z Cyprem, Syrią i Egiptem.
Kres prężnie rozwijającego się Akrotiri przyniosły potężne trzęsienia ziemi, kiedy to mieszkańcy w pośpiechu, opuścili swoje domostwa, a dopełnił wybuch wulkanu (ok. 1600 r. p.n.e.), który przykrył miasto grubą warstwą pyłów wulkanicznych i pumeksu. Ta straszna erupcja doprowadziła do rozpadu wyspy i powstaniu kaldery.
Wykopaliska rozpoczęły się w 1967 r. i trwają do dziś. Odkopana została tylko część osady. Wokół wykopalisk wybudowano ścieżkę.
Można też zejść na poziom ulicy.
Jak widać podobieństwo z Pompejami jest tylko, co do pokrycia miasta pyłami i pumeksem.
Istotną różnicą jest to, że nie znaleziono szczątków ludzi ani zwierząt. Poza tym Pompeje są sporo młodsze.
Znaleziska z wykopalisk można oglądać w Muzeum Prehistorycznej Thiry w Firze.
Parking przy stanowisku 5 euro. Wstęp 12 euro. Można kupić bilet łączony na 3 atrakcje: Akrotiri, antyczną Therę i to ww. muzeum w Firze, za 15 euro.
My się o tym dowiedzieliśmy dopiero, jak kupowaliśmy bilet do antycznej Thery.
Red beach – Czerwona plaża
Niedaleko stanowiska archeologicznego znajduje się najsłynniejsza i najpiękniejsza (tak mówią) plaża na Santorini.
Jej nazwa pochodzi od czerwonych, górujących nad nią klifach, powstałych z lawy wulkanicznej.
Czerwono czarny żwir pokrywający plażę w połączeniu z ciemnoniebieską wodą tworzy dość niepowtarzalne połączenie.
Parking przy plaży jest zapchany, pomimo że jest oficjalny zakaz wstępu na nią. Jak widzicie, amatorów kąpieli jest całkiem sporo.
Z czerwonej plaży można popłynąć na kolejną atrakcję, plażę białą.
Niedaleko Akrotiri znajduje się Faros z latarnią morską. Do zachodu trochę czasu zostało, więc dzisiaj sobie darujemy zachód, ale jedziemy ją zobaczyć.
Zbudowana w 1892 r., wysoka na 10 m. Uważana za jedną z piękniejszych na Cykladach.
Dzień kończymy na plaży, mojej ulubionej :D