Z góry zawsze lepiej widać. Ktoś mnie ostrzega, żeby nie iść bo tak wieje. Kiwam z politowaniem i sobie myślę, że co ja nie wejdę!?
Na końcu nagroda - klify.
Na powrocie tak się napatrzyłem na Kalsoy, że coraz bardziej byłem przekonany by tam jechać nastepnego dnia. W planie miałem trekking na Dragarnir. Stwierdziłem, że decyzję podejmę wieczorem na trzeźwo przy piwku
;-)
Jadę szukać piwka, bo już po 15. Ruszyłem najpierw w stronę zatoki Skálabotnur, gdzie odbyła się 3 tygodnie temu rzeź delfinów. Śladu nie było. Cisza i spokój jakby nigdy się nic nie wydarzyło. Obok na stacji mogę zjeść w końcu jakiś posiłek - burger za 60 zł był bardzo smaczny.
Jadę dalej do Leirvik.
W Leirvik jest sklep alkoholowy. I nawet otwarty. I nawet mieli North Atlantic IPA! Pytam się ile kosztuje, a pani mówi, że 45 zł. Chyba mi szczęka spadła do podłogi, bo pani zaraz powiedziała, że za 6 sztuk
:). Uff, w takim razie cena akceptowalna, nawet za 0,33l butelki. Zbieram szczękę, płacę i wracam do mojego miejsca noclegowego.
Pogoda na następny dzień zapowiadała się słoneczna. Oby tym razem prognoza się sprawdziła. Po spożyciu 3 butelek stwierdziłem jednak, że płacenie 580 DKK za trekking na Dragarnir + kolejną stówkę za tunele jest bez sensu i pojadę na Kalsoy. Nie chciało mi się też iść 5-6h trekkingu. W środy poza sezonem prom odpływa także o 10 rano (w pozostałe dni o 8), więc mogłem sobie wyjechać na spokojnie po świcie zamiast się zrywać o 6.A piwko naprawdę bardzo dobre.Czas na Kalsoy. Od rana piękna pogoda i słoneczko. Temperatura przez mój pobyt oscylowała w okolicach 10-12 stopni, więc idealnie na trekkingi. Do Klaksvik dojeżdżam po ponad godzinie jazdy i jestem pierwszy w kolejce do promu, staję już o 8:30 na 1.5h przed. Wolałem nie ryzykować braku miejsca. Czas szybko zlatuje na kawie z pobliskiej stacji i oglądaniu portu. Wjeżdżając na prom, płacę 180 DKK (huh, sporo), mając nadzieję, że to cena w 2 strony. Kilka samochodów niestety nie znalazło miejsca na promie... Prom płynie tylko 15 minut. Wyjeżdżam pierwszy i pruję od razu na koniec, żeby mieć latarnię i szlak dla siebie.
Szlak jest dość błotnisty i zaliczam poślizg 2 razy. Na początku Kalsoy nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, ale tam ten czubek tej wyspy to jest prawdziwy kosmos. Szczególnie w pięknej pogodzie.
Słowa są zbędne, lepiej pooglądać zdjęcia
;-)
Można znowu dostrzec Olbrzyma i Wiedźmę:
A tutaj latarnia:
Chodzę sobie po kilku szlakach tutaj, do różnych punktów widokowych.
Na skraju po prawej widać Gjogv, gdzie byłem wczoraj.
Wracam powoli. Najpierw zaglądam do Mikladalur obejrzeć syrenkę. Stoi sobie w pięknych okolicznościach przyrody
Z powrotem do promu są jeszcze jakieś wymarłe miejscowości, więcej jak zwykle widać owiec niż ludzi.
Dojeżdżam do promu, czeka już kilka samochodów, ale jest jeszcze prawie 2h. Jest tu krótki szlak do pobliskiej latarni, a ja knuję jak tu jeszcze wejść na widoczny pośrodku tego zdjęcia Klakkur.
Warto jednak czasami się odwrócić by złapać takie momenty...
O 16 byłem w Klaksvik i od razu pojechałem jak najdalej się da pod Klakkur. Idę na kolejny trek. Widoczki znowu piękne, po prawej stronie zostawiam Klaksvik.
Jestem w połowie drogi. Tutaj widać dokładnie wulkaniczne pochodzenie wysp.
Jak tu nie odpocząć w takich okolicznościach przyrody?
:)
Widok na Kalsoy:
No i widok z góry. Coś wspaniałego!! Moje 18mm niestety za wąskie by wszystko objąć. Przed nami Kunoy, po lewej Kalsoy, po prawej Borðoy
Owcy też się spodobało
:D
Jestem zmęczony. Wracam powoli, bo jeszcze czeka mnie długa jazda do noclegowni.
Co za dzień!!!hehe. @pabien ja pochodzę z Lublina i do Kraśnika to ja rowerem jeździłem za młodu. A i w Zawichoście byłem
:DTeż nie ma tego szlaku...W przedostatni dzień prognozy niestety były niezbyt dobre. Rano ciężkie chmury, a od południa miało mocno padać. No nic, może się coś poprawi. Jadę z powrotem do Klaksvik przez 1.5h i chciałem dotrzeć do najdalszych miejsc, gdzie da się dotrzeć bez promu. Chciałem też zrobić trek z Viðareiði.
Od rana oglądam Klakkur z wyspy Borðoy, na północ od Klaksvik.
Tutaj widać groblę na Kunoy, która jest moim następnym celem.
Widok na Kalsoy i Klakkur z zachodniego brzegu Kunoy:
I jeszcze przesmyk pomiędzy Klakkur i Kunoy:
Jadę do Múli. Końcówka to już szutr. Jest tu wioska na kilka domów, ale opuszczona kilkanaście lat temu. Jest tu krótki szlak do kanionu i piękne widoki na Malinsfjall:
W końcu dojeżdżam do Viðareiði skąd miałem rozpocząć trekking. Niestety zaczęło mocno padać. Oglądam kościółek i cmentarz. Na zdjęciu tego nie widać, ale padało...
A tam miałem iść:
Czekam ponad godzinę, ale niestety nie przestaje padać. Decyduję się wracać do hotelu, pomimo, że dopiero jest 12. Prognozy fatalne. Jeszcze widok na Hattarvik:
Quote:Miałem w garści bilety do Belgradu, ale po lekturze forum i zachęcie @BooBooZB, zdecydowałem, że ostatni tydzień września spędzę na Wyspach Owczych.I to rozumiem! Kapitalne zdjęcia, co tylko potwierdzają prawidłową decyzję. Czekamy na ciąg dalszy.
;)
@j_a każdy ma własne zdanie, ale nie polecam patrzeć na grind zero-jedynkowo. To poniżej nie jest copy-pastą, tylko moimi słowami:1)grindwale nie są stricte delfinami, a z rodziny delfinowatych,2)wszyscy wiemy, gdzie na mapie są Wyspy Owcze. Ci ludzie jedzą to, co mają, jeśli chodzi o świeżą żywność. Mięso grindwali jest rozprowadzane do lokalnej ludności, a nie na eksport.3)Grindwale zabijane są wyłącznie przez wykwalifikowanych ku temu ludzi specjalistycznym sprzętem.4)Rocznie zabijany jest mniej niż promil populacji.5)Grindwale wiodą szczęśliwe życie, a w niewoli są przez ostatnie 5-10 minut życia. A jak z naszymi krówkami i kurczaczkami?6)Tak, cała zatoka jest we krwi. Nie budzi to dobrych skojarzeń.7)Nie jest to żaden rytualny mord delfinów i namaszczenie młodych Farerczyków. Poluje się wówczas, gdy są blisko archipelagu.Proszę sobie wyrobić własne zdanie i nie łykać wyłącznie clickbajtowych nagłówków. A najlepiej samemu polecieć na Wyspy Owcze.p.s. @cart Sory za wbicie w relację. Jak coś - można usunąć.
Co by nie mówić to w tym roku to przegięli. Na pewno zaszlachtowali dużo więcej niż było im potrzeba. Oczywiście podjechałem do tej zatoki 3 tygodnie po masakrze i nie było ani śladu niczego.
Bez urazy @BooBooZB bo jestem wielkim fanem Twoich relacji z północy ale w mojej opinii rzezi grindwali obronić się nie da. Wystarczającym komentarzem dla mnie jest informacja, że część ciał trafia do utylizacji. @cart jak zawszę super relacja, dokładne opisy i ekstra zdjęcia. Ciekaw jestem całościowego podsumowania co do kosztów bo to chyba jeden z droższych kierunków w Europie
:)
Ja się tylko wypowiedziałem, by inni mieli jakkolwiek pogląd na sytuację z drugiej strony. Ten artykuł z gazeta.pl totalnie ukierunkowany słowami "rzeź" i "szlachtowanie", by tylko zwrócić uwagę tych bardziej wrażliwych. Jeśli w tym roku, w grindzie brał udział ktoś nieuprawniony, jest to oczywiście godne potępienia plus liczba grindwali na plaży rzeczywiście duża. Ale bywały lata, że złapano raptem kilkanaście sztuk w całym roku. Tak naprawdę na cały proceder będzie z roku na rok skierowanych jeszcze więcej oczu całego świata, bo odbywa się na otwartej przestrzeni. Wszyscy to mogą zobaczyć. I tyle. Zalecam przejrzeć się temu, co dzieje się w hodowlach na naszym rodzimym podwórku, pod zamkniętym dachem.Kto mnie zna, wie jaki mam stosunek do zwierzaków wszelkiej maści. Pośród grindwali pływałem w zeszłym roku na Islandii kajakiem i to jedno z najbardziej niezwykłych, namacalnych doświadczeń w moim życiu. Ale nie jestem hipokrytą. Rocznie na świecie zabijanych jest 70 miliardów zwierząt. W Polsce 840 milionów samych zwierząt lądowych.Ode mnie EOT. Jeszcze raz sory @cart za ingerencję w relację
;)
To nie były grindwale tylko ogromne stado delfinów białobokich. Ponad 1400 sztuk, nie zmieni tego faktu to, że ktoś napisał emocjonalny artykuł. Nie ma co relatywizować wrzucając jakiś cyfry. Coś było jednak nie tak w tej całej sytuacji. Mój entuzjazm do odwiedzenia tego zakątka świata po prostu trochę opadł, tylko tyle. Mam nadzieję, że chociaż wyciągną wnioski na przyszłość. EOT.Oczywiście z niecierpliwością czekam na dalsze zdjęcia i wrażenia.
75 koron za krafta to nie jest niespotykana cena w supermarkecie w Danii - za sztukę. Więc sześciopak za tyle, to nic tylko zazdrościć. Nawet jeśli to tylko 0,33
:D
Ja też bardzo lubię relacje @cart - oglądam zdjęcia, sam robię znacznie gorsze, więc mogę uznać dane miejsce za niewarte odwidzenia i wyruszyć tam, gdzie @cart nie dotrze np. do Zawichostu, gdzie nie ma żadnego mostu
albo do Kraśnika, gdzie podstępni Niemcy jednak oferują 5G
Przepraszam za tego offtopa (to wszystko przez Żabkę)
Tak jak mi sie podobalo juz do tej pory, to tymi fotami po prostu mnie....(chcialem napisac weekendowo slowo na zaj...) ale niech bedzie...rozwaliles, Genialne!.
Stevens Klint jest bardzo ładne, ale po Wyspach Owczych może być lekko rozczarowujące. (Ale, jak to mawiał pan Wołoszański - nie uprzedzajmy faktów)Swoją drogą, jeśli interesują Cię ciekawe krajobrazy, może rzucisz okiem na nieodległą kopalnie kredy w Faxe? (Ale znowu, ładne, nie do końca przepiękne)
Z góry zawsze lepiej widać. Ktoś mnie ostrzega, żeby nie iść bo tak wieje. Kiwam z politowaniem i sobie myślę, że co ja nie wejdę!?
Na końcu nagroda - klify.
Na powrocie tak się napatrzyłem na Kalsoy, że coraz bardziej byłem przekonany by tam jechać nastepnego dnia. W planie miałem trekking na Dragarnir. Stwierdziłem, że decyzję podejmę wieczorem na trzeźwo przy piwku ;-)
Jadę szukać piwka, bo już po 15. Ruszyłem najpierw w stronę zatoki Skálabotnur, gdzie odbyła się 3 tygodnie temu rzeź delfinów. Śladu nie było. Cisza i spokój jakby nigdy się nic nie wydarzyło.
Obok na stacji mogę zjeść w końcu jakiś posiłek - burger za 60 zł był bardzo smaczny.
Jadę dalej do Leirvik.
W Leirvik jest sklep alkoholowy. I nawet otwarty. I nawet mieli North Atlantic IPA! Pytam się ile kosztuje, a pani mówi, że 45 zł. Chyba mi szczęka spadła do podłogi, bo pani zaraz powiedziała, że za 6 sztuk :). Uff, w takim razie cena akceptowalna, nawet za 0,33l butelki. Zbieram szczękę, płacę i wracam do mojego miejsca noclegowego.
Pogoda na następny dzień zapowiadała się słoneczna. Oby tym razem prognoza się sprawdziła. Po spożyciu 3 butelek stwierdziłem jednak, że płacenie 580 DKK za trekking na Dragarnir + kolejną stówkę za tunele jest bez sensu i pojadę na Kalsoy. Nie chciało mi się też iść 5-6h trekkingu. W środy poza sezonem prom odpływa także o 10 rano (w pozostałe dni o 8), więc mogłem sobie wyjechać na spokojnie po świcie zamiast się zrywać o 6.A piwko naprawdę bardzo dobre.Czas na Kalsoy. Od rana piękna pogoda i słoneczko. Temperatura przez mój pobyt oscylowała w okolicach 10-12 stopni, więc idealnie na trekkingi.
Do Klaksvik dojeżdżam po ponad godzinie jazdy i jestem pierwszy w kolejce do promu, staję już o 8:30 na 1.5h przed. Wolałem nie ryzykować braku miejsca. Czas szybko zlatuje na kawie z pobliskiej stacji i oglądaniu portu. Wjeżdżając na prom, płacę 180 DKK (huh, sporo), mając nadzieję, że to cena w 2 strony. Kilka samochodów niestety nie znalazło miejsca na promie...
Prom płynie tylko 15 minut. Wyjeżdżam pierwszy i pruję od razu na koniec, żeby mieć latarnię i szlak dla siebie.
Szlak jest dość błotnisty i zaliczam poślizg 2 razy. Na początku Kalsoy nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, ale tam ten czubek tej wyspy to jest prawdziwy kosmos. Szczególnie w pięknej pogodzie.
Słowa są zbędne, lepiej pooglądać zdjęcia ;-)
Można znowu dostrzec Olbrzyma i Wiedźmę:
A tutaj latarnia:
Chodzę sobie po kilku szlakach tutaj, do różnych punktów widokowych.
Na skraju po prawej widać Gjogv, gdzie byłem wczoraj.
Wracam powoli. Najpierw zaglądam do Mikladalur obejrzeć syrenkę. Stoi sobie w pięknych okolicznościach przyrody
Z powrotem do promu są jeszcze jakieś wymarłe miejscowości, więcej jak zwykle widać owiec niż ludzi.
Dojeżdżam do promu, czeka już kilka samochodów, ale jest jeszcze prawie 2h. Jest tu krótki szlak do pobliskiej latarni, a ja knuję jak tu jeszcze wejść na widoczny pośrodku tego zdjęcia Klakkur.
Warto jednak czasami się odwrócić by złapać takie momenty...
O 16 byłem w Klaksvik i od razu pojechałem jak najdalej się da pod Klakkur. Idę na kolejny trek. Widoczki znowu piękne, po prawej stronie zostawiam Klaksvik.
Jestem w połowie drogi. Tutaj widać dokładnie wulkaniczne pochodzenie wysp.
Jak tu nie odpocząć w takich okolicznościach przyrody? :)
Widok na Kalsoy:
No i widok z góry. Coś wspaniałego!! Moje 18mm niestety za wąskie by wszystko objąć. Przed nami Kunoy, po lewej Kalsoy, po prawej Borðoy
Owcy też się spodobało :D
Jestem zmęczony. Wracam powoli, bo jeszcze czeka mnie długa jazda do noclegowni.
Co za dzień!!!hehe. @pabien ja pochodzę z Lublina i do Kraśnika to ja rowerem jeździłem za młodu. A i w Zawichoście byłem :DTeż nie ma tego szlaku...W przedostatni dzień prognozy niestety były niezbyt dobre. Rano ciężkie chmury, a od południa miało mocno padać. No nic, może się coś poprawi. Jadę z powrotem do Klaksvik przez 1.5h i chciałem dotrzeć do najdalszych miejsc, gdzie da się dotrzeć bez promu. Chciałem też zrobić trek z Viðareiði.
Od rana oglądam Klakkur z wyspy Borðoy, na północ od Klaksvik.
Tutaj widać groblę na Kunoy, która jest moim następnym celem.
Widok na Kalsoy i Klakkur z zachodniego brzegu Kunoy:
I jeszcze przesmyk pomiędzy Klakkur i Kunoy:
Jadę do Múli. Końcówka to już szutr. Jest tu wioska na kilka domów, ale opuszczona kilkanaście lat temu. Jest tu krótki szlak do kanionu i piękne widoki na Malinsfjall:
W końcu dojeżdżam do Viðareiði skąd miałem rozpocząć trekking. Niestety zaczęło mocno padać. Oglądam kościółek i cmentarz. Na zdjęciu tego nie widać, ale padało...
A tam miałem iść:
Czekam ponad godzinę, ale niestety nie przestaje padać. Decyduję się wracać do hotelu, pomimo, że dopiero jest 12. Prognozy fatalne.
Jeszcze widok na Hattarvik:
I tam gdzie miałem wejść: