Jordania miała być celem już ponad rok temu, ale wiadomo co i jak
;) Poluzowanie polityki dla turystów oraz bezpośrednie połączenie do Ammanu (Ryanair) skutkowało decyzją o odwiedzeniu tego kraju. Czas trwania to 4 dni. Tylko tyle, ale kraj nie jest specjalnie rozległy, więc poza jednym miejscem (o tym potem) udało się zrealizować plan.
Przed wylotem należy wykonać test PCR (u mnie koszt 280 zł w języku angielskim). Lot w praktycznie pustym samolocie (może 20-30 osób), lądowanie o 11. Procedury przeszły dość sprawnie, wielokrotne sprawdzanie paszportu, okazanie w międzyczasie kwitu pobranego z pacjent.gov.pl o zaszczepieniu 2 dawkami. Przy okazji osoby niezaszczepione dodatkowo na miejscu robią test za 150 zł (wynik właściwie po chwili). Jako, że czas naglił (krótki wyjazd), jedyną opcją było wypożyczenie samochodu. Auto wziąłem z Sixta (jakoś jestem przekonany do tej marki, w sumie to mnie nie zawiedli w żadnym kraju).
Pierwszy cel to pustynia Wadi Rum, gdzie mieliśmy zarezerwowaną miejscówkę w jednym z hoteli w kształcie szklanej kuli (bubble), jednakże niejako po drodzę odwiedziliśmy pierwszy punkt z listy UNESCO -
:arrow: Umm ar-Rasas, czyli starożytne miejsce, o którym podobno wzmianki znajdziemy już w Starym Testamencie . Pokrótce opisując są to ruiny, niektóre miejsca zostały jako tako zachowane, ale bardzo dużo jest tam gruzowisk. Miejscami można odkryć jeszcze przepiękną mozaikę. Szkoda, że w sumie nie użyto więcej sił na odrestaurowanie, bo miejsce ma gigantyczny potencjał. Weszliśmy tam za darmo, brama była otwarta, w biurze biletowym nikogo nie było.Po drodze zaliczyliśmy jeszcze nieczynną stację kolejową.
Jeśli chodzi o pustynię to muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego co tam zastanę. Naprawdę jest to magiczne miejsce. Piasek jak popiół w kolorze czerwonym, wystające "góry" i niesamowita przestrzeń. Uderzające było to, że coś co wydaje się blisko po jeździe samochodem okazuje się być kilka minut drogi. Pieszo można się naprawdę oszukać
:) Hotel wewnątrz Parku ze wszystkich miejsc w jakich spałem (a był to np. pociąg w Mauretanii, domek nad samą plażą w Tajlandii, Park Narodowy w Senegalu czy hotel-burdel w Wietnamie) jest niewątpliwie top1 (przynajmniej narazie
:) Pierwszy wieczór po dojeździe spędziliśmy na delektowaniu się widokiem, obserwacją absolutnie rozgwieżdżonego nieba z konturami skał-gór w tle.
Jako, że czasu było niewiele, kolejny dzień to pobudka skoro świt, spacer po absolutnie cichej pustyni - wspaniałe uczucie - a następnie wyjazd do obowiązkowego punktu na mapie zabytków całego świata - Petry.Koszt wejścia to 50 JOD za osobę (czyli jakieś 260 zł). Nie kupujcie magnesików na wejściu, przepłacicie conajmniej 5 zł
:) Tego dnia było szalenie gorąco - około 34-35 stopni. Żeby przejść cały kompleks potrzeba od 4 do 6 godzin, zależy od kondycji i tego jak bardzo skupiamy się na detalach. Czytałem opinie, że na Petrę potrzeba 2 dni i szczerze to nie wiem co trzeba by było tam robić przez ten czas. Dwa dni to jest na Angkor Wat, ale nie na Petrę.
Dojście do głównego zabytku, czyli Skarbca właśnie zajmuje może 60-90 minut wolnym krokiem, potem jest King's Tomb - przewspaniałe miejsce wykuta wysoko na skale (do mnie przemawiało chyba najbardziej). Na końcu mamy Monastyr i od niego możemy odbić do Kościoła Bizantyjskiego. Przez całą drogę towarzyszą nam naganiacze na jazdę osiołkami. Tak jak brzydzę się jazdą końmi nad Morskie Oko, tak samo nie wsiądę na biednego osiołka, zwłaszcza, że z moją wagę to biedak miałby problem
:)
Tutaj mała dygresja, którą pewnie powtórzę jeszcze. Jordańczycy są naprawdę przemili i nie są w żaden sposób nachalni. Rozumieją w większości pierwszą odmowę i żegnają się nieustannym "welcome". Turystów było naprawdę niewielu. Pokuszę się o stwierdzenie, że więcej było lokalsów, którzy za opłatą proponowali jazdę na osłach czy wielbłądach czy też, że zaprowadzą nas na górę skąd można zrobić zdjęcie Petry. Dla mnie idealnie bo można było się skupić na oglądaniu, a nie omijaniu się nawzajem, dla zarobku osób tam na miejscu napewno gorzej.
Ciekawe jest to, że wokół Petry zbudowane jest całe ogromne miasto Wadi Musa. Ciekawe dlatego, że okolica nie sprzyja rozwojowi - głównie są tam nagie skały i piasek. Akurat w Wadi Musa udało nam się zjeść wybitnego kebaba - koszt 7,50 zł, ale nie pokieruję bo była to jakas przydrożna budka.Powrót do Wadi Rum upłynął pod znakiem ogromnego skwaru, jako że byliśmy dość wcześnie mogliśmy sobie pozwolić na 2-godzinną wycieczkę na pustynię z naszym przewodnikiem. Obwiózł nas po kilku ciekawych miejscach jak np. miejsce kręcenia Lawrence'a z Arabii, Kanionu z napisami sprzed 1500 lat i tzw. mostu, skąd mamy naprawdę fenomenalne foty na pustynię. Wycieczka zakończyła się wyrywaniem suchych drzew z pustyni na których ugotowana została herbata, którą mogliśmy popijać przy zachodzie słońca. Coś cudownego.
Kolejnego dnia pojechaliśmy do miasta Aqaba. Myślę, że osobom interesującym się tym co się dzieje na świecie nie trzeba przedstawiać tego miejsca. Zatoka Akaba to miejsce przy którym leżą Jordania, Izrael, Egipt i trochę dalej Arabia Saudyjska. Iskrzenia nie brakuje. W mieście niestety załapałem się na mandat - 25 zł, źle stanąłem podobno. Jeśli chodzi o samo miasto to nie wgłębialiśmy się w nie, trochę przypominało resort, sporo hoteli, sporo buduje się apartamentów. Powrót do Ammany do droga wzdłuż granicy z Izraelem. Decyzja jak się okazało była doskonała. Trasa jest niesamowita - tak brutalna, wyzuta z życia, tylko biały piasek, upał i dobry asfalt. Samochodów całe nic, stacji benzynowych też, więc trzeba uważać. Coraz przez drogę przechodziły wielbłądy. Końcówka drogi do Ammana prowadzi wzdłuż Morza Martwego, również doskonałe widoki.
Cele mieliśmy dwa. Góra Nebo i miejsce wpisane na UNESCO gdzie Jan Chrzciciel ochrził Jezusa. Niestety do Jana Chrzciciela nie udało się dotrzeć, bo spóźniliśmy się o 30 minut. Zamykali o 16. Muszę przyznać, że do teraz trzymają mnie nerwy, bo wystarczyło trochę podgonić samochodem, albo rzadziej stawać po drodze. Mniejsza o to. Góra Nebo to miejsce gdzie Mojżesz wszedł i zobaczył ziemię obiecaną. Na szczyt można dojechać samochodem, wejście to 4 JOD chyba. Jest tam katolicki kościół - przepiękny. Z ciekawostek to jest tam dużo odniesień do pobytu Jana Pawła 2 w tym miejscu. Upamiętnia to tabliczka oraz drzewo oliwne. Miejsce jak najbardziej do zobaczenia.
Dzień zakończyliśmy w wydawało się, że w dość nobliwej restauracji - nazwy nie pamiętam, ale i tak nie warto, bo jedzenie było średnie, w kiblach nie było wody.Ostatniego dnia wzięliśmy hotel Opal, trochę wyglądający jak kasyno, ale miał dwie idealne cechy. Ceny była normalne i był blisko lotniska. Z takich nieprzyjemnych to sprawdzali samochód pod kątem bomby i potem przechodziło się przez wykrywacz metali - taka sytuacja. Do przeżycia
:)Podsumowując, jak ktoś duma czy jechać, to jechać nie dumać. Kraj cudowny, pustynny, gorący, dobry asfalt. Oddzielny akapit wypada poświęcić Jordańczykom. Z doświadczenia byłem nastawiony na krojenie turysty. Pomyliłem się straszliwie. Ludzie serdeczni, przyjaźni, otwarci. Wiadomo, że każdy chce zarobić, ale nie było w tym przesady i nachalności. Policjanci bardzo mili, pierwsze pytanie to zawsze skąd jesteśmy, jeśli padała odpowiedź "Poland" od razu "welcome" bez wyciągania paszportów. Myślę, że nieśmiały żart w postaci odpowiedzi, że jesteśmy z Izraela skończyłby się zupełnie inaczej, może nawet solidnym wpierd....kto wie.Z wyjazdem trafiłem idealnie, bo turystów było tylu co kot napłakał. Począwszy od samolotu na pustyni kończąc, gdzie tak naprawdę na herbatce byliśmy tylko my i dalej jacyś Amerykanie (jak oni się tu dostali?). Beduin opowiadał, że przed pandemią na pustyni paliły się setki ognisk. Tak to już jest. Tylko Jordańczyków szkoda, bo podobno 8-10% PKB to właśnie turystyka.
Hotele: Memories Aicha Luxury Camp, Opal Hotel. Łącznie km - 960. Rent car - Sixt (Renault Duster). Foty - Sony a7r4 + sigma 35 2.0 + Iphone 12 Pro Max
Dzięki za przeczytanie. Jak coś to nieśmiało zapraszam na inne swoje relacje: linki poniżej
:) Piona.
Ten hotel na Wadi Rum to żenada, koncertowo spierd... krajobraz dokąd ten świat zmierza
Pustynia jest duża, hotele zajmują naprawdę małą powierzchnię w stosunku do całości. Dużo jest namiotów, ale zamknięte - bo nie ma turystów. Jak popatrzysz na moje zdjęcia to chyba zobaczysz, że są zdjęcia na których widać ogromną przestrzeń bez zabudowań. Z dupy czepianie się nie wiadomo o co.
irae napisał:Hotel wewnątrz Parku ze wszystkich miejsc w jakich spałem (a był to np. pociąg w Mauretanii, domek nad samą plażą w Tajlandii, Park Narodowy w Senegalu czy hotel-burdel w Wietnamie, Sosnowiec) jest niewątpliwie top1 (przynajmniej narazie
:)Z ciekawości, jakież to przeżycia spotkały Cię w Sosnowcu, że nocleg tamże wymieniasz w jednym ciągu z np. hotelem-burdelem w Wietnamie?
cypel napisał:Ten hotel na Wadi Rum to żenada, koncertowo spierd... krajobrazdokąd ten świat zmierzaPustynia jest duża, hotele zajmują naprawdę małą powierzchnię w stosunku do całości. Dużo jest namiotów, ale zamknięte - bo nie ma turystów.Jak popatrzysz na moje zdjęcia to chyba zobaczysz, że są zdjęcia na których widać ogromną przestrzeń bez zabudowań.Z dupy czepianie się nie wiadomo o co.
Byłem tam za czasów kiedy ty byłeś w epoce berka kucanego.Pustynia nie jest duża, a dzięki takim mietkom jak ty, takie ścierwa powstają i funkcjonują.EOT
cypel napisał:Byłem tam za czasów kiedy ty byłeś w epoce berka kucanego.Pustynia nie jest duża, a dzięki takim mietkom jak ty, takie ścierwa powstają i funkcjonują.EOTTrollu marny, idź sapać na elektrodę
Marzy mi sie Jordania juz od dawna, tylko czasu wiecznie za malo i kazdy kto tam byl pisze, ze trzeba co najmniej tydzien poswiecic a ja moge najwyzej 4 dni. Wiec dziekuje irae za relacje bo mi sie przyda. O tym gdzie bede spac, sama zdecyduje ale dobrze wiedziec (i widziec) jakie sa mozliwosci.
Wizę kupiłem już na lotnisku, Jordan Pass nie kupowałem, ale 50 JOD za Petrę + 40 JOD za wizę to już wychodzi taniej niż oddzielnie - kwestia pododawania cen.Podsyłam linki chociaż pewnie już je masz ogarnięte
:)https://jordanpass.jo/Contents/Prices.aspxhttps://visitpetra.jo/Pages/viewpage.aspx?pageID=138Ubezpieczenie miałem, ale nikt nie sprawdzał (koszt za 3 osoby wyniósł chyba 80 zł). Sprawdzali jedynie testy + te poświadczenia o zaszczepieniu, ale bez jakiegoś większego entuzjazmu.
super relacja, dużo się można dowiedzieć, Jeśli ktoś był w międzyczasie w Jordanii to prosiłbym o info jak wygląda kwestia po wylądowaniu w Polsce czy potrzeba jakieś testy znowu zrobić? Kwarantanna?
Hej @irae dzięki za relację. Właśnie planuje swój wypad do Jordanii i mam pytanie odnośnie tego testu PCR - gdzie robiłeś? Jestem z Trójmiasta i wstępnie jak sprawdzałem to ceny 400 zł lub czasem ciut więcej
tasko0 napisał:Hej @irae dzięki za relację. Właśnie planuje swój wypad do Jordanii i mam pytanie odnośnie tego testu PCR - gdzie robiłeś? Jestem z Trójmiasta i wstępnie jak sprawdzałem to ceny 400 zł lub czasem ciut więcejU siebie płacę za PCR 230 zł po angielsku.Za antygena chyba około 75 zł.Może poszukaj przy szpitalach jakichś labów?Drugi test robili po przylocie (siedziały kobiety w budkach i pobierały wymaz) - 28 JOD kosztował (coś ponad 100 zł). Szczepionka zwalniała.
Poluzowanie polityki dla turystów oraz bezpośrednie połączenie do Ammanu (Ryanair) skutkowało decyzją o odwiedzeniu tego kraju.
Czas trwania to 4 dni. Tylko tyle, ale kraj nie jest specjalnie rozległy, więc poza jednym miejscem (o tym potem) udało się zrealizować plan.
Przed wylotem należy wykonać test PCR (u mnie koszt 280 zł w języku angielskim). Lot w praktycznie pustym samolocie (może 20-30 osób), lądowanie o 11. Procedury przeszły dość sprawnie, wielokrotne sprawdzanie paszportu, okazanie w międzyczasie kwitu pobranego z pacjent.gov.pl o zaszczepieniu 2 dawkami. Przy okazji osoby niezaszczepione dodatkowo na miejscu robią test za 150 zł (wynik właściwie po chwili). Jako, że czas naglił (krótki wyjazd), jedyną opcją było wypożyczenie samochodu. Auto wziąłem z Sixta (jakoś jestem przekonany do tej marki, w sumie to mnie nie zawiedli w żadnym kraju).
Pierwszy cel to pustynia Wadi Rum, gdzie mieliśmy zarezerwowaną miejscówkę w jednym z hoteli w kształcie szklanej kuli (bubble), jednakże niejako po drodzę odwiedziliśmy pierwszy punkt z listy UNESCO - :arrow: Umm ar-Rasas, czyli starożytne miejsce, o którym podobno wzmianki znajdziemy już w Starym Testamencie . Pokrótce opisując są to ruiny, niektóre miejsca zostały jako tako zachowane, ale bardzo dużo jest tam gruzowisk. Miejscami można odkryć jeszcze przepiękną mozaikę. Szkoda, że w sumie nie użyto więcej sił na odrestaurowanie, bo miejsce ma gigantyczny potencjał. Weszliśmy tam za darmo, brama była otwarta, w biurze biletowym nikogo nie było.Po drodze zaliczyliśmy jeszcze nieczynną stację kolejową.
Jeśli chodzi o pustynię to muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego co tam zastanę. Naprawdę jest to magiczne miejsce. Piasek jak popiół w kolorze czerwonym, wystające "góry" i niesamowita przestrzeń. Uderzające było to, że coś co wydaje się blisko po jeździe samochodem okazuje się być kilka minut drogi. Pieszo można się naprawdę oszukać :) Hotel wewnątrz Parku ze wszystkich miejsc w jakich spałem (a był to np. pociąg w Mauretanii, domek nad samą plażą w Tajlandii, Park Narodowy w Senegalu czy hotel-burdel w Wietnamie) jest niewątpliwie top1 (przynajmniej narazie :) Pierwszy wieczór po dojeździe spędziliśmy na delektowaniu się widokiem, obserwacją absolutnie rozgwieżdżonego nieba z konturami skał-gór w tle.
Jako, że czasu było niewiele, kolejny dzień to pobudka skoro świt, spacer po absolutnie cichej pustyni - wspaniałe uczucie - a następnie wyjazd do obowiązkowego punktu na mapie zabytków całego świata - Petry.Koszt wejścia to 50 JOD za osobę (czyli jakieś 260 zł). Nie kupujcie magnesików na wejściu, przepłacicie conajmniej 5 zł :) Tego dnia było szalenie gorąco - około 34-35 stopni. Żeby przejść cały kompleks potrzeba od 4 do 6 godzin, zależy od kondycji i tego jak bardzo skupiamy się na detalach. Czytałem opinie, że na Petrę potrzeba 2 dni i szczerze to nie wiem co trzeba by było tam robić przez ten czas. Dwa dni to jest na Angkor Wat, ale nie na Petrę.
Dojście do głównego zabytku, czyli Skarbca właśnie zajmuje może 60-90 minut wolnym krokiem, potem jest King's Tomb - przewspaniałe miejsce wykuta wysoko na skale (do mnie przemawiało chyba najbardziej). Na końcu mamy Monastyr i od niego możemy odbić do Kościoła Bizantyjskiego. Przez całą drogę towarzyszą nam naganiacze na jazdę osiołkami. Tak jak brzydzę się jazdą końmi nad Morskie Oko, tak samo nie wsiądę na biednego osiołka, zwłaszcza, że z moją wagę to biedak miałby problem :)
Tutaj mała dygresja, którą pewnie powtórzę jeszcze. Jordańczycy są naprawdę przemili i nie są w żaden sposób nachalni. Rozumieją w większości pierwszą odmowę i żegnają się nieustannym "welcome". Turystów było naprawdę niewielu. Pokuszę się o stwierdzenie, że więcej było lokalsów, którzy za opłatą proponowali jazdę na osłach czy wielbłądach czy też, że zaprowadzą nas na górę skąd można zrobić zdjęcie Petry. Dla mnie idealnie bo można było się skupić na oglądaniu, a nie omijaniu się nawzajem, dla zarobku osób tam na miejscu napewno gorzej.
Ciekawe jest to, że wokół Petry zbudowane jest całe ogromne miasto Wadi Musa. Ciekawe dlatego, że okolica nie sprzyja rozwojowi - głównie są tam nagie skały i piasek. Akurat w Wadi Musa udało nam się zjeść wybitnego kebaba - koszt 7,50 zł, ale nie pokieruję bo była to jakas przydrożna budka.Powrót do Wadi Rum upłynął pod znakiem ogromnego skwaru, jako że byliśmy dość wcześnie mogliśmy sobie pozwolić na 2-godzinną wycieczkę na pustynię z naszym przewodnikiem. Obwiózł nas po kilku ciekawych miejscach jak np. miejsce kręcenia Lawrence'a z Arabii, Kanionu z napisami sprzed 1500 lat i tzw. mostu, skąd mamy naprawdę fenomenalne foty na pustynię. Wycieczka zakończyła się wyrywaniem suchych drzew z pustyni na których ugotowana została herbata, którą mogliśmy popijać przy zachodzie słońca. Coś cudownego.
Kolejnego dnia pojechaliśmy do miasta Aqaba. Myślę, że osobom interesującym się tym co się dzieje na świecie nie trzeba przedstawiać tego miejsca. Zatoka Akaba to miejsce przy którym leżą Jordania, Izrael, Egipt i trochę dalej Arabia Saudyjska. Iskrzenia nie brakuje. W mieście niestety załapałem się na mandat - 25 zł, źle stanąłem podobno. Jeśli chodzi o samo miasto to nie wgłębialiśmy się w nie, trochę przypominało resort, sporo hoteli, sporo buduje się apartamentów. Powrót do Ammany do droga wzdłuż granicy z Izraelem. Decyzja jak się okazało była doskonała. Trasa jest niesamowita - tak brutalna, wyzuta z życia, tylko biały piasek, upał i dobry asfalt. Samochodów całe nic, stacji benzynowych też, więc trzeba uważać. Coraz przez drogę przechodziły wielbłądy. Końcówka drogi do Ammana prowadzi wzdłuż Morza Martwego, również doskonałe widoki.
Cele mieliśmy dwa. Góra Nebo i miejsce wpisane na UNESCO gdzie Jan Chrzciciel ochrził Jezusa. Niestety do Jana Chrzciciela nie udało się dotrzeć, bo spóźniliśmy się o 30 minut. Zamykali o 16. Muszę przyznać, że do teraz trzymają mnie nerwy, bo wystarczyło trochę podgonić samochodem, albo rzadziej stawać po drodze. Mniejsza o to. Góra Nebo to miejsce gdzie Mojżesz wszedł i zobaczył ziemię obiecaną. Na szczyt można dojechać samochodem, wejście to 4 JOD chyba. Jest tam katolicki kościół - przepiękny. Z ciekawostek to jest tam dużo odniesień do pobytu Jana Pawła 2 w tym miejscu. Upamiętnia to tabliczka oraz drzewo oliwne. Miejsce jak najbardziej do zobaczenia.
Dzień zakończyliśmy w wydawało się, że w dość nobliwej restauracji - nazwy nie pamiętam, ale i tak nie warto, bo jedzenie było średnie, w kiblach nie było wody.Ostatniego dnia wzięliśmy hotel Opal, trochę wyglądający jak kasyno, ale miał dwie idealne cechy. Ceny była normalne i był blisko lotniska. Z takich nieprzyjemnych to sprawdzali samochód pod kątem bomby i potem przechodziło się przez wykrywacz metali - taka sytuacja. Do przeżycia :)Podsumowując, jak ktoś duma czy jechać, to jechać nie dumać. Kraj cudowny, pustynny, gorący, dobry asfalt. Oddzielny akapit wypada poświęcić Jordańczykom. Z doświadczenia byłem nastawiony na krojenie turysty. Pomyliłem się straszliwie. Ludzie serdeczni, przyjaźni, otwarci. Wiadomo, że każdy chce zarobić, ale nie było w tym przesady i nachalności. Policjanci bardzo mili, pierwsze pytanie to zawsze skąd jesteśmy, jeśli padała odpowiedź "Poland" od razu "welcome" bez wyciągania paszportów. Myślę, że nieśmiały żart w postaci odpowiedzi, że jesteśmy z Izraela skończyłby się zupełnie inaczej, może nawet solidnym wpierd....kto wie.Z wyjazdem trafiłem idealnie, bo turystów było tylu co kot napłakał. Począwszy od samolotu na pustyni kończąc, gdzie tak naprawdę na herbatce byliśmy tylko my i dalej jacyś Amerykanie (jak oni się tu dostali?). Beduin opowiadał, że przed pandemią na pustyni paliły się setki ognisk. Tak to już jest. Tylko Jordańczyków szkoda, bo podobno 8-10% PKB to właśnie turystyka.
Hotele: Memories Aicha Luxury Camp, Opal Hotel.
Łącznie km - 960. Rent car - Sixt (Renault Duster).
Foty - Sony a7r4 + sigma 35 2.0 + Iphone 12 Pro Max
Dzięki za przeczytanie. Jak coś to nieśmiało zapraszam na inne swoje relacje: linki poniżej :) Piona.
mauretanian-trip-dakhla-noc-w-pociagu-atar,213,145513
islandia-8dni-2000-km-czemu-nie,1507,153940
dokąd ten świat zmierza
Pustynia jest duża, hotele zajmują naprawdę małą powierzchnię w stosunku do całości. Dużo jest namiotów, ale zamknięte - bo nie ma turystów.
Jak popatrzysz na moje zdjęcia to chyba zobaczysz, że są zdjęcia na których widać ogromną przestrzeń bez zabudowań.
Z dupy czepianie się nie wiadomo o co.