+1
Krisg1 23 lutego 2020 10:58
WSTĘP

Pierwszy raz w życiu przed podróżą na Seszele przeczytałem relacje z podróżny innych forumowiczów (przede wszystkim utkwiły mi @Washington-a i @marcinsss-a) - postanowiłem też coś zostawić po sobie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. W głowie mam zamiar pokazać jak wyglądała podróż z rodzinką a w szczególności z prawie 14-miesięcznym niemowlakiem (którego była to pierwsza podróż w życiu).

Na szybko o moim stylu podróżowania - staram się podróżować tanio i interesująco. Na biznes klasę mnie nie stać więc latam economy. Już wyrosłem ze spania po hostelach ale w Hiltonach raczej też nie śpię. Szukam "rozsądnych" miejscówek - gdzie jest względnie czysto i woda w kibelku się spłukuje.
Czasami jednak lubię dołożyć sobie coś luksusowego do podróży. I tym razem coś takiego zrobiłem. Chociaż od razu uwaga - Seszele są dosyć drogie nawet w wersji budżetowej.

Same Seszele były już na mojej liście kierunków "do zrobienia" wcześniej, wiedziałem gdzie mniej więcej chcę spędzić większość czasu - wyspa La Digue, gdzie nie ma (prawie) samochodów, których nie znoszę oraz znajduje się sławna plaża Anse Source d'Argent. Jednocześnie po głowie chodził mi taki "family reunion" z moimi rodzicami, od których mieszkam raptem 100 km ale widujemy się w zasadzie tylko na święta bo nigdy nie ma czasu. Chciałem to zrobić w Zakopcu ale podłączyłem to pod Seszele. Tak więc do podróży dołączył mój ojciec, moja matka oraz moja młodsza siostra. W sumie 5 dorosłych, 1 dziecko 5 lat i 1 niemowlę.

LECIMY

Bilety kupiliśmy w maju 2019 sugerując się jakąś (już wtedy nieaktualną) promką z F4F - jednak zmodyfikowaliśmy ją pod nasze potrzeby - lot Swissem, wylot z Pragi. W naszym przypadku, jako że mieszkamy na południu Polski, nie było to bardziej wymagające niż lot np z WAW. Zaważyła cena. Całość kosztowała ok 12000 zł, z czego nasza rodzinka czyli 2 + 2 to było ok 6400 zł (rodzice płacili za siebie; dla porównania, lot Turkishem w aktualnej promce z wylotem z WAW to w naszym setupie ok 8000 zł).
Samej podróży do PRG nie będę jakoś dokładniej relacjonował bo taka opcja raczej będzie tutaj niszowa, wspomnę tylko, że jechaliśmy tam pociągiem Leo Express i za bilet z Bochumina (miasteczko tuż za Polską granicą) w jedna stronę zapłaciliśmy 128 zł a w druga 34 zł za 4 miejsca siedzące. Niech PKP się uczy!
Image

I przy okazji fajna inicjatywa na tamtejszym dworcu - pożyczasz sobie książkę na czas podróży, którą zwracasz na stacji docelowej:

Image

Odprawa w PRG bez problemów, zostaliśmy dokładnie odpytani czy w ostatnich 14 dniach nie byliśmy w Chinach i czy nie mieliśmy z Chińczykami jakiś bliższych kontaktów (koronawirus COVID-19).
Kontrola bezpieczeństwa z dwójką dzieciaków to już lekki hardcore, szczególnie, że dla małego mieliśmy w podręcznym całe mnóstwo słoiczków (papek) na podroż jak również na kolejne dzień czy dwa gdyby nasz bagaż nie doleciał (na Seszelach większość sklepów w niedzielę jest zamknięta a młody na razie się uczy jeść zwykłe "dorosłe" posiłki). Taki "bagaż" dla niemowląt jest dozwolony ale trzeba to wszystko wypakować do tego złożenie wózka do prześwietlenia. Robi się tego trochę. Jak lecicie bez dzieci to wybierajcie kolejkę gdzie nie ma takiej rodzinki bo to wszystko trochę trwa :lol: .

Po godzinie lotu, jesteśmy w Zurichu. I tutaj pierwsza wtopa - bo mając sporo gratów jako podręczny (plecaki, kurtki), zapomnieliśmy zabrać... mojego plecaka z pokładu samolotu (żona ściągała wszystko ze schowka i położyła na siedzeniu przed nami - nigdy tego nie róbcie). Zorientowałem się już za zatrzaskującymi się drzwiami gate'a więc uskuteczniłem szybki sprint piętro wyżej gdzie właśnie rozpoczynał się boarding na następny lot. Facet z obsługi gate'a poszedł do samolotu i na szczęście wrócił z plecakiem w ręce. Nie musiałem szukać go w "lost and found". Ufff.

Teraz został temat zagospodarowania 6h, do naszego następnego lotu (o 21:35). Wyskoczyliśmy szybko na land side do supermarketu aby kupić coś do wszamania. Później kontrola bezpieczeństwa (patrz powyżej). Następnie skorzystaliśmy z bezpłatnej usługi "Family Services". Super sprawa dla dzieciaków.
Image

Generalnie jest to pokój zabaw ale pochłonął nasze pociechy na tyle, że byliśmy w stanie sprawdzić sobie co tam w internetach piszą (bezpłatne WIFI na 4h dla 1 karty pokładowej).
Szybko u usłudze - jest bezpłatna dla pasażerów wszystkich linii i klas podróży. Są przewijaki, mokre chusteczki, czyste miseczki i talerzyki, krzesełka do karmienia, pokój do karmienia i drzemki. Jest też woda do picia (ale w Szwajcarii chyba z każdego kranu się nadaje). Nikt nie sprawdza krat pokładowych (no ale jest po stronie air side). Są 2 takie miejsca. To jest fota z terminalu A. Jest też strefa w terminalu E, z którego mieliśmy finalnie wylot na SEZ.
Wg mnie super sprawa. Takie coś powinno być na każdym średnim i większym lotnisku (no bo jaki jest koszt przygotowania takiego pomieszczenia + 2 etatów do obsługi)?

Dobra, zbliża się godzina boardingu, wychodzimy z pokoju chcąc się przedostać do terminalu E. Okazuje się, że E to takie "extension", na które jedzie się kolejką. Zostawcie sobie na to chwilę aby się nie stresować. Przy bramce obsługa skierowała naszą czwórkę na początek kolejki (maluchy). Inne dzieciate rodzinki oczywiście też. Finalnie w samolocie było 5 niemowlaków (kapitan ogłosił jak witał paxów).
Na tym etapie kilka spraw, które mnie zaskoczyły mimo iż nalot mam już konkretny.
1. Rodziny z niemowlakami dostają miejsca na środku środkowego rzędu (konfiguracja 2-4-2 w A340)... Mega uciążliwe dla paxów, którzy siedzą koło takiej rodzinki 2+1 po bokach od strony korytarza. Przed nami właśnie siedziała taka parka (nota bene z Polski). Tacy pasażerowi w zasadzie cały czas są przepraszani aby wstali bo z dzieckiem albo trzeba pochodzić albo przebrać albo coś. Nie wiem czy to standard we wszystkich liniach czy tylko w Edelweiss (należącym do Swissa).
My mieliśmy cięgiem 6 miejsc od okna więc wymieniliśmy się z rodzinką i żona siedziała przy oknie a ja obok.
2. Kołyska - kupując bilety liczyłem, że ją dostaniemy. Niestety, Swiss ma bardzo restrykcyjne podejście i już nie daje kołysek dzieciom po 7 miesiącu życia. W tym temacie najlepsze są linie z Zatoki (prawdopodobnie byśmy się załapali). Niestety nie wiedziałem tego przed kupnem biletu. Tak wiec młodszy przespał na naszych a szczególnie żony kolanach. Starsze dziecko bez problemu zasnęło na swoim fotelu zaraz po jedzeniu.

Po jako tako przespanej nocy lądujemy w SEZ zgodnie z rozkładem (ok 10 rano). Trochę kropi. Podczas lądowania widok na góry robi wrażenie. Mam jakiś filmik. Postaram się wrzucić.
Z samolotu schodzimy po schodkach i idziemy piechotą do terminala. Wózek będzie dopiero wydany razem z bagażem. W terminalu nie ma klimy. Są tylko wiatraki. Obsługa do odprawy paszportowej zaprosiła nas poza kolejką. Na bagaże czekamy jednak dość długo. Oby tylko doleciały i abyśmy zdążyli na samolot na Praslin o 12.05...
Są bagaże, wychodzimy na land side bo terminal krajowy jest 50 metrów po lewej. Po drodze wymieniamy pieniądze w jedynym otwartym banku/punkcie wymiany. Check in do krajowego na "świeżym" (gorącym) powietrzu. Kobitka sugeruje abyśmy schowali kurtki zimowe do bagażu głównego bo w samolocie jest gorąco. Było to nie lada wyzwanie bo o ile staraliśmy się spakować kompaktowo to jednak naładowaliśmy 2 duże walizki, przede wszystkim rzeczami najmłodszego. Kurki ledwo wlazły ale po walizkach trzeba było skakać aby się to udało :D .
Na szczęście po kontroli bezpieczeństwa była klima. Sama kontrola też przeszła lajtowo - połowę rzeczy zapomniałem w tym upale i będąc śniętym po nocy, wyciągnąć. Już po stronie air side, szybko do kibelka się przebrać bo ja tu przyleciałem w zimowych butach i już było mi w nich gorąco w Pradze a co dopiero na Mahe przy ~30 stopniach (zagrożenia "biologiczno-chemicznego" nie było gdyż używam antyperspirant Scholla do stóp, który naprawdę robi robotę nie tylko w podróży ale i na codzień).

Image

Samolot był opóźniony ale w końcu znaleźliśmy się na jego pokładzie. Faktycznie gorąco jak cholera, podczas postoju nie ma nawet nawiewu.
Image
Sam lot mega krótki, po chwili widać już w oknie Praslin. Dopiero jak zaczęliśmy zniżanie poczułem, że nawiew działa. Nie wiem czy w samolocie klima była czy nie (zdania w rodzinie podzielone) ale na lot trzeba się przygotować, że będzie jak w polskim autobusie w lecie :).
Image
Lądujemy
Image

https://i.imgur.com/anXFYin.jpg

Po odbioru bagażu z lotniska wychodzimy ostatni. Po lekturze Tripadvisora wiem, że Taxi na prom będzie kosztować około 30 euro. Nie mam ochoty się targować. Rzucam do taksiarzy, że potrzebujemy 2 auta po 30 euro za każde. Po 3 sekundach zastanowienia się zgadzają.
Wcześniej mieliśmy w planie po drodze zatrzymać się przy Valle dei mai, ale już w Mahe uzgodniliśmy, że nikt nie ma na to dziś ochoty (jesteśmy zbyt zmęczeni samolot był opóźniony o ok 25 minut i jest jest po prostu zbyt gorąco aby łazić po górach).
Po drodze na przystań zatrzymujemy się na czerwonym, jedynym na wyspie. Puszczamy kolejny samolot z SEZ (nasz był opóźniony więc wyloty były niemal po sobie).
Image

Rodzinka w aucie przed nami.
Swoją drogą polecam kierowcę. Nie dość, że auto ma nówkę sztukę to bardzo fajnie przez całą drogę opowiadał o wyspie, nawet się niemal zatrzymywał abyśmy mogli sobie jakąś fotkę zrobić. Tak więc jak ktoś potrzebuje kierowcy na Praslin to polecam (kontakt na priv).
Kierowca przed nami nic nie mówił.

Image
Image

Jak widzicie, w Valle dei mai maja jakieś luggage lockers, z których mieliśmy zamiar skorzystać. Niestety nie wiem czy to są małe skrytki czy faktycznie nasze walizy by tam weszły.

Dotarliśmy na przystań gdzie po około ~2h czekania powinniśmy trafić w końcu na katamaran na La Digue. Jest coś na kształt poczekalni, przez która hula wiatr więc nawet jest przyjemnie. Biuro Inter Islandera jest jeszcze zamknięte - czekamy więc cierpliwie na odbiór boarding passów karmiąc rybki pozostałościami naszych kanapek (miejsce wskazał taksiarz).
Image

Finalnie - boarding passy, katamaran, czekające na nas taxi załatwiona przez właściciela naszego przybytku i jesteśmy w punkcie docelowym, w niedzielę wieczorem.
Image

Image

Po dotarciu na miejsce i załatwieniu formalności, przez najbliższe 6 nocy będziemy tutaj mieszkać.Wspomniałem o luksusie - to zajawka na następny wpis - widok z łóżka :D ...

Image


A swoją drogą - jak się edytuje posty - nie widzę żadnego guzika zmień/edytuj coby literówki poprawić???Ehhh, faktycznie - początkowy brak zainteresowania tematem więc olałem wątek. Jako, że COVID nam się w Europie rozwinął to troche dałem sobie luzu z lataniem (ale rodzinnie Kos zrobiliśmy w sierpniu 2020). Żadziej też na fly4free zaglądam. Niemniej jak dotąd koronki nie zaliczyłem (robiłem test z Lidla :D - brak przeciwciał).

Wracam więc do Seszeli i La Digue...

Jak wspomniałem, właściciel naszego przybytku załatwił nam taxi. I faktycznie, po wyjściu z promu stał chłopaczek z napisem Lakaz An Bwa - czyli dom z drewna. Co prawda na samo auto chwilę musieliśmy poczekać ale w końcu się pojawiło.
Kilka minut i byliśmy na miejscu - tutaj przywitał nas gospodarz z żoną (starsze małżeństwo pochodzące z Europy), które wytłumaczyło co i jak (jak rówież wzięło kaucję, kasę i dało kwity). W międzyczasie przyjechały również nasze rowery, które miały być naszym środkiem transportu po wyspie. Nie udało mi się ich wynająć tak tanio jak @Washington (100 rupii / 150 z fotelikiem) ale za to wygodnie (czekały przed drzwiami). Dzieciaki miały foteliki dziecięce - na moim rowerze i mojego ojca (zapalonego rowerzysty).

Po paru chwilach pojawiła się "seszelska/kreolska" kolacja, przygotowana przez znajomych rodziny - cała pieczona, aromatyczna ryba, curry z kurczaka i ze 2 kilo ryżu :). Do tego deser. Danie miało być dla 5 osób. Było dobre (ale nie super rewelacyjne), my byliśmy głodni więc wygląda na to, że zapomnieliśmy o fotce. Wszystkiego nie przejedliśmy. Niemniej cena (300 rupii = 19 euro) za osobę nich pokaże czego można się tu spodziewać :? .

Jako, że chata była oddalona od małej plaży ze 30m (ale również i z 15m w pionie :) ), część rodzinki poszła na pierwszą kąpiel, ja z żoną musiałem ogarnąć dzieci.

A tak wyglądało nasze łoże (no dobra, moich rodziców, u nas było jeszcze łóżko malucha pod naszą moskitierą).
Image

A tak się prezentuje w całości
Image

Krótki opis chatki, którą naprawdę polecam - do znalezienia na booking.com. Idealna na taki rodzinny wypad jak my a jeszcze lepsza dla 2 zaprzyjaźnionych rodzin 2x2. W centralnej części znajduje się pokój dzienny z w pełni wyposażoną kuchnią. Po bokach sypialnie z centralnym łożem. każda sypialnia miała swoją łazienkę i osobno kibelek. Z sypialni było również wejście do pokoiku dziecięcego, w którym było piętrowe łóżko (trochę krótsze niż to główne więc trzeba to wziąć uwagę jak się podróżuje z dorosłymi dziećmi - niemniej właściciel przy bookowaniu o tym ostrzega).

Image

Trzeba też wspomnieć o okolicy. Z poziomu chatki nie widać żadnego innego zamieszkałego budynku (niestety to może się zmienić bo obok buduje się domek dla "służby" właściciela, niemniej dramatu nie będzie). Od domu Gerarda osłonięty bujną roślinnością. Z tarasu widać tylko światła super luksusowego hotelu Six Senses Zil Pasyon na sąsiedniej wyspie Felicite (poszukajcie fot na necie - wymiata). No ale może w kolejnym wcieleniu ;)

Image

Jeszcze a propos Lakaz An Bwa - dom nie posiada szyb w oknach... Tak więc pełne połącznie z naturą. Na szczęście moskitiera robi robotę (w pokoju dziecięcym też jest) więc pokąsani nie byliśmy (w odróżnieniu np. od Grecji, gdzie raz myślałem, że na pokład samolotu nas nie wpuszczą bo dziecko na twarzy tyle miało bąbli...). Trzeba być też przygotowanym na coś takiego :D :

Image

Niemniej noc z szumem oceanu - bezcenna (ja generalnie mam problem z zasypianiem gdy nie ma idealnej ciszy - tutaj jednak nie było żadnego problemu mimo, iż ocean wcale cichy nie jest). Brak klimy w naszym pokoju też nie był problemem - przewiew taki, że przykrywać się trzeba było. Trochę jednak gorzej było w pokojach dziecięcych.

Jako, że cały pobyt na Seszelach zapowiadał się na najdroższe jak dotąd wakacje w życiu, postanowiłem wstawać jak najwcześniej aby jak najwięcej z nich "wyciągnąć". I oto taka nagroda mnie czekała pierwszego, pełnego dnia na La Digue (dzień #2):

Image

Dzięki za motywację aby pisać to dalej, chociaż faktycznie ciężko się wraca po tak długiej chwili.

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

jekyll 23 lutego 2020 20:29 Odpowiedz
Na samym końcu posta, po prawej stronie "zmień". Obok "cytuj".
2catstrooper 27 sierpnia 2020 06:04 Odpowiedz
A ciag dalszy gdzie???Mam nadzieje, ze autor nie padl ofiara wirusa?
stasiek-t 27 sierpnia 2020 08:30 Odpowiedz
jekyll napisał:Na samym końcu posta, po prawej stronie "zmień". Obok "cytuj".Nie jestem pewien, czy opcja edycji postów nie działa dopiero jak się tych postów napisało więcej, a autor relacji ma 4 sztuki. Niech ktoś z administracji się wypowie. A samą relację dobrze się czyta :)
tjw1978 27 sierpnia 2020 08:51 Odpowiedz
Też bym chętnie poczytał więcej, bo właśnie seszele w planach na 2021
2catstrooper 29 sierpnia 2020 05:08 Odpowiedz
Ostatnia wizyta @Krisg1 na forum byla w kwietniu, wiec raczej kontynuacji nie bedzie...
klaudia23 6 września 2020 21:06 Odpowiedz
Cały temat przeczytałam, wielki szacun. Masz moze wiecej zdjęć? :)
juggler5 25 maja 2021 17:08 Odpowiedz
@Krisg1 chłopie ogarnij się, wszyscy czekają :)