0
jasiub 10 marca 2019 20:56
Było nas trzech
w każdym z nas inna krew,
ale jeden przyświecał nam cel,
za kilka lat
mieć u stóp cały świat-w Sudanie być.

Perfect, feat. @becek



Na wycieczkę do Sudanu wybrałem się razem z kolegami @becek i @novart, którzy będą współautorami tej relacji. W drodze podobno byliśmy jak Staś, Nel i Kali, tyle, że nie doszliśmy do porozumienia kto z nas jest kim … Planując wyjazd sądziliśmy, że mamy wszystko świetnie zaplanowane, tymczasem kolejne dni pokazały, że nasze plany zmieniały się jak w kalejdoskopie. Mam nadzieję, że w tej relacji nie wprowadzimy tyle zamieszania i uda nam się z sukcesem dobrnąć do końca...

Kilka słów o przygotowaniach

Podstawową kwestią jest zdobycie wizy. Mając sporo czasu i gotówki (150$) można bezproblemowo uzyskać wizę w Kairze lub w Aswan. My zdecydowaliśmy się na wyrobienie wizy w konsulacie w Berlinie (60Euro). Proces jest nieco upierdliwy, ale wizę można załatwić bez problemu. Szczególy opisałem tu - viewtopic.php?f=608&p=1188494#p1188440.

Szczepienia nie są obowiązkowe (lista zalecanych szczepień jest oczywiście długa), a żółta książeczka nie jest kontrolowana.

Lotniczo nasza trasa wyglądała tak:

22.02. WAW-ATH-CAI A3
4(5).03. KRT-ADD-FRA(VIE)-WAW ET/LO

Image

A część lądowa okazała się wielką improwizacją …

Dzień 1

By @becek:
To o której się widzimy? Artur proponuje 9, bo o 9:10 otwiera się checkiin, mnie pasuje, Jasiu że, nie bo on dzieci musi odwieźć i przyjedzie na 9:15.
Spox.
Po 9 dostajemy sms że on stoi w korku na moście (o wypadku trąbią wszystkie media), czekamy. Po 30 min, zaczynamy się denerwować, obmyślać plany innego dotarcia do Kairu….ja już w myślach kupuje nowy bilet, ale CUD , Jasiu pisze że się przedarł, a Uber pruje 120 km/h do celu.
Udało się, lecimy !!!
Następny przystanek Ateny, Artur już wszystko widział, ja nic , Jasiu chce do Pireusu, zatem tam jedziemy, spacerujemy między portami, zjadamy świetny kebab, kawka i lecimy do Kairu.
W Kairze błyskawicznie wychodzimy, łapiemy ubera i jedziemy do hotelu. Na miejscu kierowca nie może go znaleźć, jest 2 w nocy nie ma kogo spytać. Ja wychodzę z samochodu i wchodzę w uliczkę szukając naszego noclegu, gdy wracam po chłopakach ani śladu. Kręce się w kółku wierząc, że po mnie wrócą, zatrzymują się przy mnie jakieś samochody i tubylcy mnie zaczepiają. Po 15 min. mam dość i dzwonię do Artura “gdzie jesteście?”, dowiaduje się, że kierowca ich wozi po okolicy szukając tego hotelu, przez następne kilka minut szwędając się w kółko znajduję hotel i dzwonię do Artura, ale oni już idą.W hotelu miły pan mówi, że to ten hotel ale oni mają dwa a my właśnie śpimy w tym drugim i rysuje mapkę jak iść na serwetce - docieramy na miejsce, jest 4 rano, dobranoc.

Kilka zdjęć z Pireusu:

Image
Powitano nas z pompą. fot. @becek

Image
Limenas Zeas, fot. @becek

Image
Pireus, Limenas Zeas - rybki prosto z kutra, fot. @jasiub

Image
fot. @becek

Image
Port, Brama 8, fot. @jasiub

Image
Fajna knajpka, mega pity z souvlaki za 2-2,5Eur, fot. @jasub. Lokalizacja: https://www.google.com/maps/place/Stree ... 23.6488894

CDN.
pabien napisał:
A zastanawialiście się, co będzie jeśli relacja zdobędzie tytuł relacji roku i dostaniecie nagrodę? Kto nie leci? Staś, Nell czy Kali?

el sueño de la razon produce monstruos


Ninoczka napisał:
Kali, bo on woli zostać z krowami :)

Wysłane z mojego SM-J510FN przy użyciu Tapatalka


Jeśli zaszłoby takie nieprawdopodobne zdarzenie musielibyśmy najpierw ustalić kto jest Kalim :)

@peta, ogólnie południowy Egipt, jaki i Sudan są bardzo wdzięcznym miejscem do fotografowania zabytkowych jeżdzących wraków. W Asuan królują Peugeoty, tyle 504 co tam w ciągu kilku godzin widziałem, wcześniej nie zobaczyłem przez całe życie. Dodatkowo ciekawą modą jest zostawianie (@becek twierdzi, że są to fejki ) niemieckich blach i na nich przykręcanie lokalnych. W Sudanie za to jest motoryzacyjny ultra miszmasz, królują kilkudziesięcioletnie japończyki. Stawki dopełniają nastoletnie małe samochody koreańskie, które wyglądają nie lepiej od 40-letnich Toyot i owoc gospodarczej kolonizacji kraju - nowe BYD-y.Nie ma technicznej możliwości by zdjęcia pokazały się w Społeczności, w związku z tym zachęcam do korzystania z wersji na forum F4F -> viewtopic.php?f=213&t=139650 @miriam,mówisz i masz :)

Nasz luksusowy apartament w Bashir Palace Hotel

Image
Salon

Image
Jedna z sypialni

I tak dla porównania część salonowa w poprzednim hotelu:

ImageByliśmy tak pochłonięci wybieraniem noży i negocjacjami ceny, że żaden z nas nie zrobił zdjęcia, ale jak przyjdę do domu sfotografuję nóż :) Jako,że jest to model "bojowy", który mocuje się na ramieniu nie miałem jeszcze potrzeby go zakładać (inna sprawa, że Sudańczycy są zazwyczaj troszkę mniejsi i chudsi ode mnie, więc przy moim obwodzie ramienia to mogę wsunąć go co najwyżej nieco powyżej nadgarstka) ...Podsumowanie (by @jasiub)

Wyjazd do Sudanu wymagał sporej ilości przygotowań i planowania (wizy, bilety, ew. szczepienia, ograniczona ilość informacji dostępnych w necie). Czy warto? Zdecydowanie tak. W zamian możemy zwiedzić jeden z najmniej turystycznych krajów świata z fantastycznymi, nieznanymi zabytkami Królestwa Kusz i okresu wczesnego chrześcijaństwa. Ludzie są życzliwi i nie nastawieni na dojenie obcokrajowców. Podróżowanie jest bezpieczne i relatywnie proste (porównując do innych krajów afrykańskich). Dzięki temu był to chyba najtańszy z odwiedzonych przeze mnie krajów (drugim była Wenezuela w czasie hiperinflacji …).

Największym problemem w podróży do Sudanu jest sytuacja polityczna. Mieliśmy dużo szczęścia, ponieważ próba przewrotu, która odbyła się dzień przed naszym wjazdem do kraju była nieudana, a wprowadzony stan wyjątkowy w praktyce nie wpłynął na naszą podróż. Miesiąc po naszym wyjeździe z Sudanu, 11 kwietnia ostatecznie przewrót się dokonał, prezydent Bashir został obalony i aresztowany. Władzę przejęło wojsko, granice zostały czasowo zamknięte. W związku z tym większość krajów wprowadziła najwyższy poziom ryzyka związanego z podróżami do Sudanu (oczywiście nasze MSZ nic nie zauważyło i na polskich stronach nie ma ani słowa o tych wydarzeniach). Obecnie sytuacja się uspokoiła i podobno jest “prawie normalnie”.

No i na sam koniec kilka słów o kosztach - bardzo wiele cen było w tekście więc podsumowanie będzie zbiorcze. Nie uwzględniłem pewnych drobiazgów: jedzenia w Egipcie, krótkiego pobytu w Pireusie itp.


kosztysudan.jpg



Teraz to już naprawdę koniec. Dziękujemy za wszystkie komentarze :D
e-prezes napisał:
Początek był trochę chaotycznie napisany, ale potem narracja mnie wciągnęła.


Co do narracji: pisaliśmy w 3 osoby. Każdy z nas ma inny styl, więc pewnego chaosu nie dało się uniknąć :roll:

e-prezes napisał:
I zachęciła na razie wstępnie do wyjazdu, choć nadal mam opory w odwiedzaniu takich krajów. Przy słabej i na dość podstawowym poziomie znajomości europejskich języków u tubylców a braku znajomości języka miejscowego nie wyobrażam sobie tam wyjazdu, bez kogoś kto tam chociaż był. Tym bardziej szacun!


Językiem aż tak bym się nie przejmował, byłem w wielu miejscach, gdzie było mi się znacznie trudniej się skomunikować niż w Sudanie. Warto nauczyć się współczesnych cyfr arabskich :)

e-prezes napisał:
Rozumiem, że oba ##### przeszły granicę ;)


Te niestety nie przeszły:
Image

Image

e-prezes napisał:
BTW, symbolem obecnej waluty nie jest SDG?

Jest, zdaje się, że gdzieniegdzie pisaliśmy źle. Licząc na domyślność czytelników nie poprawiałem tego później :lol:

novart napisał:
@jasiub ma jeszcze inny, faktycznie wyglądający interesująco, ale to już inna historia i będzie o niej w dalszej cześci relacji.


To mój nóż, zdaniem sprzedawcy jest to darfurski nóż bojowy. Diabli widzą ile w tym prawdy, ale znalezione w necie zabytkowe noże na zdjęciach wyglądają podobnie, więc może nie jest "made in china".

Image

Zauważyłem, że nie wrzuciliśmy wcześniej filmiku z naszego najsympatyczniejszego momentu podróży, więc wrzucam go jako post scriptum (sorry za jakość, kamerzysta ze mnie żaden, ale klimat oddaje):

https://www.youtube.com/watch?v=BTH19LcHE1M

Dodaj Komentarz

Komentarze (49)

novart 11 marca 2019 18:09 Odpowiedz
Dzień 2By @novartWcześnie rano – około 8:00, zważywszy na porę o której poszliśmy wstać, wstajemy. W hotelu dostajemy śniadanie i pierwszą rzeczą którą musimy zrobić jest znalezienie biura firmy promowej w której wcześniej zarezerwowaliśmy bilety na prom z Asuanu do Wadi Halfa w Sudanie. Na całe szczęście w recepcji naszego hotelu zapytaliśmy gdzie to może być, podając oczywiście znaleziony przez nas wcześniej adres. Po kilku próbach udało nam się dodzwonić do biura i na kartce napisano nam po arabsku czego szukamy co później okazało się niezwykle pomocne. Bierzemy Ubera i jedziemy w okolice dworca kolejowego gdzie miało znajdować się owe biuro. Tam posiłkując się kartką dość długo szukamy biura, które okazuje się małą budką przy peronach lokalnych pociągów w zasadzie na końcu głównego dworca. Po drodze nawet dostajemy własną ochronę która nas tam zaprowadziła a potem wyprowadziła.Po odebraniu biletów postanawiamy usiąść na kawę i potem powłóczyć się po okolicy. Jedyne zachęcające miejsce jakie znaleźliśmy na odpoczynek to była dworcowa kawiarnia położona na I piętrze nad peronami. Nie udało nam się zamówić do końca tego czego chcieliśmy, gdyż okazało się, że dla nas zostały tylko droższe pozycje w karcie☺...a inni jakoś dostawali..Pokrzepieni wyszliśmy powłóczyć się po okolicach dworca. Tuż obok, po drugiej stronie głównej ulicy weszliśmy do dzielnicy małych sklepików i budynków o ciekawej architekturze. Znaleźliśmy też zaułek z ikonami Matki Boskiej. Jako, że spacerowaliśmy z całym ekwipunkiem wzbudzaliśmy zainteresowanie…okazało się, że też te niezdrowe. Na szczęście w porę zorientowaliśmy się, iż podąża za nami grupka miejscowych nastolatków, czekając tylko na swoją okazję, i patrząc im głęboko w oczy daliśmy do zrozumienia, że tej okazji na nas nie znajdą.Jako, że @jasiub nie widział piramid przyszła kolej nie. Łapiemy Ubera i do Gizy. Po drodze @jasiub otrzymał sms-a, który mocno wpłynął na nasze najbliższe dni – w Sudanie wprowadzono stan wyjątkowy…sięgamy po internet i okazuje się, że zdymisjonowano rząd, na ulicach największych miast są zamieszki i zginęło w nich już kilkadziesiąt osób… Jechać - nie jechać – co robić?!!?!? Szybko ustaliliśmy, że ten i pierwsza część następnego dnia pozostaje bez zmian (Giza, przejazd nocnym pociągiem do Asuanu, Asuan) a potem może coś się wyjaśni…W Gizie kupiliśmy bilety na cały teren (160 EGP) oraz do jednego z grobowców (50 EGP) bo nie starczyło nam kasy na pełen bilet. Po wejściu na teren dość szybko obstąpili nas przewodnicy przed którymi dość długo się broniliśmy. Jednak po drodze do grobowca już nie mieliśmy wyjścia. Przy wejściu do tegoż grobowca widniał napis o zakazie robienia zdjęć, ale nasz przewodnik powiedział że tylko nam pozwoli robić zdjęcia. Żadnych zdjęć nie zrobiliśmy i dobrze, gdyż za chwilę, dziwnym trafem, pojawił się w grobowcu policjant… Po wyjściu oferowano nam jeszcze przejażdżkę konno lub na wielbłądach do Sfinksa, który jest bardzo, ale to bardzo daleko i nie damy rady sami tam dojść – jak się okazało daliśmy radę☺Po opuszczeniu terenu piramid uzupełniliśmy zapasy napojów i baklawy na najbliższy czas, zamówiliśmy Ubera i udaliśmy się na dworzec kolejowy w Gizie, skąd za jakieś dwie godziny miał odjechać nasz pociąg do Asuanu. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc postanowiliśmy znaleźć coś do jedzenia. Dość szybko nam się udało i zjedliśmy całkiem niezłe krewetki a w sąsiedniej herbaciarni popiliśmy je kawą i herbatą☺ ucinając sobie przy okazji pogawędkę na temat islamu z miejscowymi…@becek zobowiązał się pogłębić swoją wiedzę...Aby dostać się na peron przechodzimy przez kontrolę bagażu i biletów a obsługa wskazuje w którym miejscu mamy stanąć aby nasz wagon zatrzymał się tuż przy nas. Mamy czas aby mocniej zastanowić się co dalej z nasza podróżą, m.in. zasięgamy rady naszych forumowiczów. Pociąg przyjeżdża o czasie. Pakujemy się na swoje dość wygodne miejsca i mamy przed sobą 12 godzin jazdy. Wszystkie miejsca w naszym wagonie są zajęte – warto było kupić bilety sporo wcześniej. W pociągu serwują catering, wyglądał całkiem fajnie i nawet nieźle smakuje, choć nie jesteśmy głodni. Sądziliśmy, że jest on w cenie biletu gdyż ochoczo rozdawany był wszystkim...ale nie była to jednak prawda jak okazało się rano – za to można się targować ☺. Sprawdzamy różne warianty naszej dalszej podróży, aż w końcu idziemy spać.Uwagi praktyczne by @jasiub:Przy okazji uwaga praktyczna na temat kolei. Na trasie Kair-Asuan jeździ kilka rodzajów pociągów. Najlepsze “turystyczne” są sypialne i mają specjalną taryfę dla obcokrajowców - 80$-100$ (w zależności od klasy podróży). Innych biletów podobno nie da się kupić w kasie. Za to bez problemu kupimy je przez internet na stronie kolei egipskich - https://enr.gov.eg. Cena biletu wynosi między 60-240 EGP (13-52 PLN) w zależności od klasy podróży i typu pociągu. My jechaliśmy 1-szą klasą droższego pociągu i zarówno komfort, jak i poczucie bezpieczeństwa były niezłe. Ponadto zdecydowanie polecam wspomnianego przez Artura Ubera. W Kairze funkcjonuje on świetnie - dostępność jest olbrzymia, a przejazdy są śmiesznie tanie (np. kurs z lotniska do centrum 100EGP, kurs z centrum pod piramidy 60GBP itp.) i … bezgotówkowe. W kraju, w którym słowa bakszysz dzieci uczą się wcześniej niż mama - bezcenne. CDN
j-a 11 marca 2019 21:00 Odpowiedz
Super relacja :) Lubię takie klimaty. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
novart 14 marca 2019 22:13 Odpowiedz
Dzień 3By @novartPociąg na stację końcową przyjechał punktualnie. Asuan przywitał nas na tyle rześką pogodą, że założyliśmy czapki (nie, nie te od słońca) i kaptury. Przed 6 rano opuściliśmy dworzec kolejowy i natychmiast obstąpili nas taksówkarze chcący zawieźć nas tam gdzie tylko zapragniemy my…lub oni. Nie skorzystaliśmy z ich usług, gdyż prawdę mówiąc nie bardzo wiedzieliśmy gdzie chcemy jechać. Plan zrodzony w nocnym pociągu zakładał najpierw znalezienie biura firmy promowej (miało być gdzieś w centrum) aby dowiedzieć się jaka jest sytuacja w Sudanie, czy w ogóle prom będzie płynął i czy możemy oddać bilety wczoraj zakupione w kairskim biurze – jakże nierealne mieliśmy oczekiwania już niedługo mieliśmy się przekonać. Wiedzieliśmy, że biuro mieści się na tyłach komisariatu miejscowej policji i obok centrum handlowego – wybraliśmy się na poszukiwania. Komisariat jak się okazało miał dość rozległy teren i nie tak prosto było ustalić właściwe miejsce, więc przy okazji zwiedziliśmy centrum miasta. Sam komisariat, jak i pobliski kościół był mocno strzeżony przez uzbrojonych po zęby policjantów. Najciekawszym miejscem wydawał nam się położony nieopodal bazar dla turystów – tak się chyba z resztą nazywał :D . Bazar to była jedna uliczka wokół której ustawione były stragany i pawilony - o tej porze, czyli przed 8 rano dopiero budził się do życia. Usiedliśmy sobie w jednej z hmmm…kawiarni na kawę, herbatę i papieroska, dokończyliśmy też baklawę zakupioną jeszcze w Gizie. Niedługo potem znaleźliśmy biuro, położone niedaleko komisariatu Policji…ale turystycznej :D , które jeszcze było nieczynne, więc włócząc się po centrum zastanawialiśmy się co powinniśmy robić w związku ze stanem wyjątkowym w Sudanie – jechać, nie jechać…a może tylko trochę pojechać???Otworzyli biuro…którym okazał się mały pokoik w suterenie budynku. Pracownik biura świetnie mówił po arabsku…ale tylko po arabsku…więc z tysiąca pytań i wątpliwości jakie miał nam rozwiać dowiedzieliśmy się tylko, że prom wypływa z portu i tam mamy jechać :D Nie mieliśmy innego wyjścia tylko ruszyć do portu. O 7:15 odjeżdża tam pociąg, ale już było po 9 więc została nam tylko taksówka (z przykrością stwierdziliśmy, że Uber w Asuanie nie działa :( ). Znaleźliśmy więc taksówkę, ustaliliśmy gdzie chcemy jechać, cenę (60EGP) i ruszyliśmy. Daleko nie ujechaliśmy, gdyż jak się zaraz okazało kierowca uznał, że może od nas wyciągnąć dużo więcej – zatrzymaliśmy się przy chodniku i kierowca zaczął krzyczeć coś do stojącego tam chłopaka. Okazało się, że chłopak ten miał tłumaczyć gdyż nas taksówkarz przecież nie zna angielskiego…no i do portu to bardzo daleko i cena jest 150EGP a wcześniej to on nie zrozumiał dokąd chcemy jechać…Tak więc zrobiono nas klasycznie…tyle co naszego, że zbiliśmy cenę do 120 EGP. Taksówkarz po drodze jeszcze zajechał do kuzyna sprzedającego papierosy, wziął od niego gotówkę, potem na stację benzynową, gdzie z plastikowej bańki zatankował i mogliśmy opuścić Asuan w drodze do portu.Dość szybko dojechaliśmy bo to tylko 15km. Tu jeszcze nasz taksówkarz chciał dodatkowo bakszysz…ale nie spotkał się ze zrozumieniem z naszej strony. W kolejce do portu na prom spotkaliśmy Mikko z Finalndii. Przedyskutowaliśmy z nim kwestię podróży – on na pewno płynie i uważa, że nic strasznego się tam nie dzieje. Co więcej, dowiedzieliśmy się, że w Wadi Halfa jest konsulat egipski i w razie czego wydadzą nam tam wizy wjazdowe do Egiptu (gdyż mieliśmy tylko wizy jednokrotnego przekroczenia granicy egipskiej) – to chyba ostatecznie przechyliło szalę i zdecydowaliśmy, że wsiadamy na prom. Muszę dodać jeszcze, że zanim dojechaliśmy do portu to zdania co do dalszej podróży mieliśmy mocno podzielone: @becek chciał jechać zdecydowanie bez względu na to co się dzieje, @jasiub zakładał ewentualny powrót z Wadi Halfa do Asuanu drogą lądową a ja chciałem zostać w Egipcie (mimo, że bardzo mnie korciła dalsza podróż do Sudanu).Na rozmowach w kolejce do portu zeszło nam sporo czasu i niestety musieliśmy zrezygnować ze zrealizowania planu jaki mieliśmy na Asuan a spokojnie przez jeden dzień byłoby tu co robić (np. Mauzoleum Aga Khan, Grobowiec Nobles czy Muzeum Nubijskie). Przeszliśmy się tylko kawałek Wielką Tamą… w okolicach portu zbierał się coraz większy tłumek chętnych na wejście na prom. Każdy miał ze sobą jakieś towary…chyba co drugi wiózł płaski telewizor (żadnej z marek telewizorów nie znaliśmy :D ). W końcu po kilku godzinach stania w kolejce otworzyli okienko, w którym opłacając „serwis fee” (50EGP) można było się dostać do portu. Oczywiście natychmiast kolejka się rozproszyła i wszyscy ruszyli do okienka na zasadzie kto pierwszy ten lepszy – więc wszystko trwało dużo dłużej niż powinno :D . Panowie w okienku dokładnie spisali nasze dane z paszportów i dostaliśmy potwierdzenie wpłaty. Potem tylko kontrola bagażu i kontrola celno-paszportowa. Co ciekawe aby dostać deklarację wyjazdową, która jest niezbędna do uzyskania pieczątki wyjazdowej każdy musi zapłacić 2EGP… Zanim dotarliśmy do promu czekał nas jeszcze jeden przystanek, gdzie znów kontrolowali nam paszporty i odnotowywali, że jesteśmy (na tej samej liście co przy wejściu do portu) oraz zabrali nasze bilety na prom.Wchodzimy na prom. Mamy wykupione bilety I klasy – czyli 2-os kajuty. Bilet II klasy to miejsca siedzące pod pokładem. Ktoś z obsługi przydzielił nam kabiny…każdemu inną. Oczywiście, żeby mieć kabiny obok siebie i jedną chociaż wspólną trzeba uiścić pewną sumę pieniędzy…zależną od zdolności negocjacyjnych. Nasze zdolności zostały wycenione na 20EGP… :D Dostaliśmy kajuty z bulajem…były też takie bez… Sam statek to 40-letnia jednostka zwodowana w Hamburgu – czyli całkiem nowa jak na standardy tego regionu :D Domyślaliśmy się, iż pierwotnie był to kuter rybacki dopiero później przerobiony na jednostkę pasażerską. Na statku były też sanitariaty oraz mesa w której zaoferowano nam jeden posiłek w cenie biletu. Catering…no cóż…ja zjadłem jedynie chlebek…odważniejsi byli moi koledzy którzy uszczknęli jeszcze trochę ziemniaczków :D Sporą część wieczoru spędziliśmy na górnym pokładzie obserwując światła brzegu oraz rozkoszując się delikatnym wiatrem :D W sumie wypłynęliśmy około 18 – już zmierzchało. Później poproszono nas do jednej z kajut z paszportami, gdzie przeszliśmy kontrolę paszportową sudańską (ostemplowano nam wizy i wbito pieczątkę informującą o konieczności rejestracji w ciągu 3 dni od wjazdu), także formalnie znaleźliśmy się w Sudanie, mimo, że z wód terytorialnych egipskich wypłynęliśmy dopiero około południa następnego dnia. Na statku cały czas przebywali żołnierze egipscy, którzy zostali odebrani przez łódź patrolową przy opuszczaniu wód terytorialnych Egiptu. Niedługo po kontroli paszportowej poszliśmy spać zastanawiając się co nas spotka w Sudanie i jak na to wszystko wpłynie świeżo ogłoszony stan wyjątkowy… Warto wspomnieć, że statek miał własnego muezina, który przypomniał wszystkim przez radiowęzeł o 4 rano, że czas na modlitwę...Jeszcze sprawa gotówki…w Sudanie nie ma szans na korzystanie z bankomatów, jest ich sporo, ale nie mają znaczków światowych organizacji płatniczych, poza tym stoją zawsze przed nimi spore kolejki. Przed terminalem oferowano nam za 1USD – 50SDG. Tam też zaczepił nas Egipcjanin, który twierdził, że nie są mu potrzebne funty sudańskie i nam je może po uczciwym kursie odsprzedać i że nie ma ich dużo a znajdziemy go w porcie gdzie prowadzi sklep. Faktycznie w porcie odnaleźliśmy go i po przekroczeniu kontroli granicznej wymieniliśmy dolary po kursie 1USD-55SDG. Oficjalny kurs to 47,5SDG a czarnorynkowy wg naszej wiedzy mógł oscylować nawet w granicach 75SDG, jednak zdecydowaliśmy się trochę wymienić aby na początek mieć jakąkolwiek miejscową walutę. Później okazało się iż w porcie w Wadi Halfa oferują 61SDG za 1 USD.
peta 15 marca 2019 19:53 Odpowiedz
Coś czuje, że będzie super relacja, tym bardziej, że pisana przez 3 osoby.Będę śledził na bieżąco.Tyle VW T2 na jednym zdjęciu w dzisiejszych czasach to jeszcze nie widziałem ;) nawet jeden jeszcze na europejskich blachach ;)
ewaolivka 15 marca 2019 20:34 Odpowiedz
Ależ to pyszna relacja (i zdjęcia) ! :) Świetny tekst!
pabien 16 marca 2019 09:20 Odpowiedz
A zastanawialiście się, co będzie jeśli relacja zdobędzie tytuł relacji roku i dostaniecie nagrodę? Kto nie leci? Staś, Nell czy Kali?el sueño de la razon produce monstruos
ninoczka 16 marca 2019 09:20 Odpowiedz
Kali, bo on woli zostać z krowami :)Wysłane z mojego SM-J510FN przy użyciu Tapatalka
booboozb 16 marca 2019 10:08 Odpowiedz
Z pierwszej ręki sporo już usłyszałem przy okazji Kolosów, ale niezmiennie śledzę i będę śledził.No i chyba pierwsza taka relacja, pisana docelowo przez 3 osoby.A może się mylę ;)
novart 17 marca 2019 12:15 Odpowiedz
Dzień 4by @jasiubNa statku spało się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Może miały na to wpływ trzy wcześniejsze prawie nie przespane noce. Miejsce w kajucie uważam za luksus, za który warto dopłacić wbrew opinii jaką przeczytałem na jakimś blogu, że syf jest taki, że lepiej siedzieć na pokładzie.Zauważyłem, że Artur nie napisał wcześniej jak rezerwuje się bilet na prom. Więc teraz wrzucę podpowiedź praktyczną. Najważniejsza informacja - prom wypływa z Asuan raz w tygodniu - w niedzielę. Bilety można zarezerwować wcześniej dzwoniąc do biura w Kairze (nie udało mi się skontaktować mailowo i telefonicznie z biurem w Aswan), tel. +20225789256 rozmawiając z managerem (jeśli odbierze Pani, która włada bardzo podstawowym angielskim najlepiej spytać się kiedy będzie manager :)). Koszt biletu to 480EGP za 1 klasę, i chyba 360EGP za drugą. Bilet możemy odebrać w opisanych wyżej biurach. Wracając do relacji… Wstaliśmy gdzieś koło 7:30, przeszukaliśmy plecaki w poszukiwaniu resztek pożywienia i ruszyliśmy na pokład aby nie przegapić największej atrakcji rejsu - Abu Simbel. Prom oczywiście się nie zatrzymuje, ale świątynie Ramzesa II i Nefertari mijamy dość blisko. Nie tylko na nas robią duże wrażenie, na pokładzie jest też sporo tubylców, którzy zapamiętale fotografują się na tle świątyń. Na wikipedii przeczytałem, że świątynie nie znajdują się w swojej oryginalnej lokalizacji. W latach 60. XX wieku budowa Tamy Asuańskiej na Nilu zagroziła całkowitym zalaniem budowli, w związku z tym została przeprowadzona operacja przeniesienia świątyń ponad lustro wody. Abu Simbel, fot. @becek Świątynia Ramzesa II fot. @becekNastępne godziny upływają na nicnierobieniu przeplatanym sprawdzaniem na MapsME czy już jesteśmy naprawdę w Sudanie. W końcu około 14 dopływamy do przystani w Wadi Halfa. Zanim opuściliśmy statek oczywiście należało wypełnić kolejne kwitki wjazdowe, co zabrało nam cenne minuty. Nawet mieliśmy krótką rozmowę w jakim celu odwiedzamy Sudan. Rozmowa była nie bardzo wiadomo z kim, gdyż wszyscy którzy weszli na prom i sprawdzali dokumenty byli jakby...po cywilnemu. W końcu schodzimy na ląd i wchodzimy do hali gdzie przechodzimy przez kontrolę celną, która w naszym wypadku ogranicza się do naklejenia naklejki na plecak. Tuż przed wyjściem z tejże hali naklejka jest sprawdzana i już możemy wyjść. Od razu zostajemy otoczeni przez wianuszek cinkciarzy których omijamy. Przystań znajduje się kawałek za miastem, więc szybko ładujemy się na pierwszego pickupa (20 SGP) i jedziemy … mniej więcej do bramy portu, gdzie łapiemy gumę. Upał jest niemiłosierny, więc ochrona pozwala nam się skryć w klimatyzowanym biurze. Naprawa odbyła się zupełnie nie po afrykańsku - szybko i skutecznie. Schodzimy na ląd w Wadi Halfa fot. @jasiub Mamy dowód- jesteśmy w Sudanie fot. @becek fot. @becek Wymiana opony fot. @becekPo chwili jesteśmy w centrum Wadi Halfa, które nie jest najpiękniejszym miasteczkiem na świecie, ale po niewielkiej odbudowie mogłoby służyć jako plan zdjęciowy do następnej części Mad Maxa. W Sudanie jest obowiązek rejestracji na policji w ciągu 3 dni od przybycia (to potwierdzenie rejestracji było później wielokrotnie sprawdzane), więc w związku ze stanem wyjątkowym postanawiamy załatwić to od razu. W tym celu udajemy się na komisariat, niestety jest już po 15 - szef umiejący obsługiwać komputer wyszedł do domu a policjant pełniący dyżur zna dobrze po angielsku chyba tylko słowo - “tomorrow”, więc tego dnia nie uda nam się nic załatwić. Podejmujemy szybką decyzję - wymieniamy pieniądze i uciekamy z Wadi Halfa. Transport znalazł nas sam jakąś minutę po wyjściu z komisariatu. Minibus mimo, że siedzą w nim pasażerowie poczeka aż wymienimy pieniądze i zrobimy zakupy :) W międzyczasie zajęci przyziemnymi problemami zapominamy, że przecież mieliśmy zdecydować czy w ogóle jechać dalej … Pieniądze wymieniamy bez problemu po kursie 67SDP/1$, co było najlepszym kursem podczas wyjazdu i później żałowaliśmy, że nie wymieniliśmy większego zapasu gotówki. Centrum Wadi Halfa fot. @jasiub Nawet w najgorszej dziurze porządny meczet musi być. fot. @jasiub Dworzec autobusowy fot. @becekW końcu ruszamy, jedziemy do Dongoli. mamy przed sobą ponad 400 km jazdy przez pustynię (150 SDP). Widoki są fantastyczne, choć monotonne. W trakcie jazdy ucinam sobie pogawędkę z jednym z pasażerów, mówi dobrze po angielsku i co chwilę zaskakuje mnie sporą wiedzą na temat Polski. Po drodze mamy jeden postój przy pustynnej knajpce, w której zanotowałem życiową porażkę. Zawsze wydawało mi się, że zamówienie herbaty jest prostą sprawą. Podchodzę do lady, zamawiam ”ti”, a nawet “szaj”, wydaje się, że poszło łatwo i sprawnie i … dostaję kawę. No nic, to tylko 60 groszy, więc robię drugie podejście. Teraz musi się udać - zamawiam nie “kofi”, ale “szaj”. Nalewacz kiwa głową ze zrozumieniem i po chwili dostaję ...kolejną kawę. Chłopacy omal nie popłakali się ze śmiechu, a ja pojechałem dalej o suchym pysku.Późnym wieczorem docieramy na miejsce. Bus podrzuca nas do hotelu Almullen (cena 500SDP/2os.). Hotel szałowy nie jest, ale nie wybrzydzamy i chwilę później idziemy spać. Przy okazji - w żadnym z sudańskich hoteli nie było moskitier nad łóżkami a komarów było chwilami sporo. Dlatego zabranie własnych moskitier okazało się dobrym pomysłem. Pustynny zachód słońca - na trasie Wadi Halfa - Dongola fot. @jasiub
peta 17 marca 2019 13:59 Odpowiedz
Zawsze co oglądam zdjęcia tych wszystkich pozostałości aut, którymi poruszają się tubylcy zastanawiam się po co ja się przejmuję tym, że to mi w moim gdzieś olej cieknie, tam żarówka się przepaliła. Tam wszystko skręcone drutem, paskie, zardzewiałe, pogniecione ale jedzie. Ma tyłek zawieźć z punktu A do B. Nawet chyba ich właściciele są bardziej szczęśliwi bo każda usterka i niedogodność nic na nich nie robi.
jasiub 18 marca 2019 11:41 Odpowiedz
pabien napisał:A zastanawialiście się, co będzie jeśli relacja zdobędzie tytuł relacji roku i dostaniecie nagrodę? Kto nie leci? Staś, Nell czy Kali?el sueño de la razon produce monstruosNinoczka napisał:Kali, bo on woli zostać z krowami :)Wysłane z mojego SM-J510FN przy użyciu TapatalkaJeśli zaszłoby takie nieprawdopodobne zdarzenie musielibyśmy najpierw ustalić kto jest Kalim :)@peta, ogólnie południowy Egipt, jaki i Sudan są bardzo wdzięcznym miejscem do fotografowania zabytkowych jeżdzących wraków. W Asuan królują Peugeoty, tyle 504 co tam w ciągu kilku godzin widziałem, wcześniej nie zobaczyłem przez całe życie. Dodatkowo ciekawą modą jest zostawianie (@becek twierdzi, że są to fejki ) niemieckich blach i na nich przykręcanie lokalnych. W Sudanie za to jest motoryzacyjny ultra miszmasz, królują kilkudziesięcioletnie japończyki. Stawki dopełniają nastoletnie małe samochody koreańskie, które wyglądają nie lepiej od 40-letnich Toyot i owoc gospodarczej kolonizacji kraju - nowe BYD-y.
krupierkt 18 marca 2019 15:29 Odpowiedz
Relacje świetnie się czyta . I choć nie jestem fanem Czarnego Lądu, to powiem szczerze, zaszczepiliście we mnie myśl, że czas wyjść ze strefy komfortu i skorzystać z waszych doświadczeń :-) Mam jednak pytanie. Mówicie o zdjęciach. A ja widzę w przeglądarce tyko pierwszych 7 pod postem z 10 marca. Innych już nie mogę zobaczyć. Dlaczego?
krupierkt 18 marca 2019 15:56 Odpowiedz
Relacje świetnie się czyta . I choć nie jestem fanem Czarnego Lądu, to powiem szczerze, zaszczepiliście we mnie myśl, że czas wyjść ze strefy komfortu i skorzystać z waszych doświadczeń :-) Mam jednak pytanie. Mówicie o zdjęciach. A ja widzę w przeglądarce tyko pierwszych 7 pod postem z 10 marca. Innych już nie mogę zobaczyć. Dlaczego?
jasiub 18 marca 2019 15:56 Odpowiedz
Widzę już w czym problem - zdjęcia dobrze widać na forum, natomiast w społeczności widać tylko te, które są dodawane przez autora wątku, czyli mnie. A relacja jest specyficzna bo pisana przez 3 osoby i następne wpisy robił @novart, który nie rozpoczął wątku. Pytanie do @Washington, czy możemy coś z tym zrobić (może da się zmienić autora wątku na @novart i wtedy się wszystko zaimportuje (?) do społeczności i tylko Artur będzie robił kolejne wpisy)?
becek 18 marca 2019 17:40 Odpowiedz
nie masz uprawnień?
krupierkt 18 marca 2019 19:45 Odpowiedz
jasiubWidzę już w czym problem - zdjęcia dobrze widać na forum, natomiast w społeczności widać tylko te, które są dodawane przez autora wątku, czyli mnie. A relacja jest specyficzna bo pisana przez 3 osoby i następne wpisy robił @novart, który nie rozpoczął wątku. Pytanie do @Washington, czy możemy coś z tym zrobić (może da się zmienić autora wątku na @novart i wtedy się wszystko zaimportuje (?) do społeczności i tylko Artur będzie robił kolejne wpisy)?
Dokładnie tak. Czytałem Waszą relację od strony społeczności. Przed chwilą znalazłem na forum (nawet nie wiedziałem, że jest taki podział). Na forum wszystkie zdjęcia doskonale widać.
krupierkt 19 marca 2019 05:08 Odpowiedz
jasiubWidzę już w czym problem - zdjęcia dobrze widać na forum, natomiast w społeczności widać tylko te, które są dodawane przez autora wątku, czyli mnie. A relacja jest specyficzna bo pisana przez 3 osoby i następne wpisy robił @novart, który nie rozpoczął wątku. Pytanie do @Washington, czy możemy coś z tym zrobić (może da się zmienić autora wątku na @novart i wtedy się wszystko zaimportuje (?) do społeczności i tylko Artur będzie robił kolejne wpisy)?
Dokładnie tak. Czytałem Waszą relację od strony społeczności. Przed chwilą znalazłem na forum (nawet nie wiedziałem, że jest taki podział). Na forum wszystkie zdjęcia doskonale widać.
jasiub 19 marca 2019 09:31 Odpowiedz
Nie ma technicznej możliwości by zdjęcia pokazały się w Społeczności, w związku zachęcam do korzystania z wersji na forum F4F -> viewtopic.php?f=213&t=139650
novart 19 marca 2019 22:56 Odpowiedz
Dzień 5by @becekDongolaWstajemy rano i zanim udamy się na posterunek Policji celem zarejestrowania, wchodzimy na dach gdzie robimy zdjęcia okolicznemu pejzażowi... Posterunek jest kilka minut na piechotę od hotelu. Rejestracja zajmuje im ponad 2 godziny, bo się okazuje, że ksero paszportu to mało, trzeba mieć jeszcze zdjęcie wizy i zdjęcie profilowe, no i braknie prądu. W międzyczasie zjadamy pierwszy posiłek czyli chlebek z falafelem - pychota za 10 SDP ( 56 gr :D ). Następnie wracamy do hotelu po plecaki, zahaczając o cmentarz gdzie robimy zdjęcia do momentu gdy jakiś arab czuje się tym oburzony i tłumaczy chłopakom, że tak nie można, bo ważne jaki jest człowiek za życia a po śmierci to koniec i kropka, i zdjęć nie należy grobom robić. Bierzemy plecaki i z buta idziemy na dworzec. Następnie łapiemy busa do Old Dongola (120SDP/130km). Nie wiemy gdzie dokładnie są te ruiny, ale gdy dojeżdżamy na miejsce widzimy je po drugiej stronie Nilu - a była to przecież stolica zjednoczonego chrześcijańskiego królestwa Nubii. Wg map Google miał być most, ale zamiast tego jest prom i to niestety po drugiej stronie rzeki, zatem zaczynamy oczekiwanie aż przypłynie fotografując ruiny po przeciwnej stronie. Po chwili zjawia się jakiś facio i proponuje nam za 100 SDP podwózkę na drugą stronę Nilu łodzią, zgadzamy się ale po chwili negocjujemy żeby nas podwiózł pod same ruiny więc cena rośnie razy 2,5 ale stać nas - po 5 zeta na twarz wychodzi . Po drugiej stronie zaczyna się pustynia. Zanim się wdrapiemy do ruin, to już upał i piach dają się we znaki. Po chwili zjawia się strażnik po swoją dole (znaczy informuje nas, że musimy mieć “tickets”), negocjujemy na chyba 600 SDP, ale warto. Robimy zdjęcia, chwile się kręcimy i udajemy się na przełaj przez pustynię i stary cmentarz do drogi. Pustynny trekking z pełnym ekwipunkiem jest bardzo ciężki, co chwila staramy się odpoczywać w cieniu wydm czy nagrobków. A mamy świadomość, że przed nami największa niewiadoma dzisiejszego dnia - auto-stop w Sudanie - czy i jak działa? Na drodze po 5 min zatrzymuje się pierwszy pojazd, pakujemy się na pakę i ...jedziemy 40 km do Ad-Dabba. Auto-stop okazuje się mieć swoją cenę - 150 SDP (w sumie sami zaproponowaliśmy). Po dojechaniu do miasteczka negocjujemy z naszym kierowcą dalszy transport - załatwia nam podwózkę do Karimy - naszego punktu docelowego na dziś. Jedziemy małym, starym Hyundaiem, bez świateł a zapada zmrok i nadciąga coś w rodzaju pustynnej burzy - momentami tak sypie piachem, że stajemy w miejscu bo nic nie widać. Nie mamy też benzyny, więc nasz driver zaczepia wszystkich po drodze gdzie można nabyć paliwo bo stacje go nie mają, ale w końcu docieramy do stacji gdzie właśnie była dostawa. Przy okazji dowiadujemy się patrząc na dystrybutor ile kosztuje litr benzyny...7 SDP/litr, czyli jakieś 42 grosze… Bardzo długo jedziemy (trasa miała jakieś 160 km/1500 SDP), kierowca nawet sugeruje żeby się przespać po drodze ale cały czas naciskamy na dalszą podróż i późnym wieczorem dojeżdżamy na miejsce - jesteśmy w Karimie :D Po dojechaniu do miasteczka jeszcze jakiś czas błądzimy w poszukiwaniu naszego noclegu, ale nasz kierowca dzielnie to znosi:) W końcu znajdujemy nasz “hotel” (400 SDP 3os/noc) zostawiamy plecaki...i w miasto… ;) . Na centralnym placu znajdujemy, śmiało można powiedzieć - restaurację, w której na kolację jemy...pizzę :lol: Spotykamy też naszego kierowcę, który w nagrodę za dobrze wykonaną pracę sprawił sobie sowitą kolację a na nasz widok uśmiecha się bardzo szeroko. Najedzeni i napici do syta kładziemy się spać…
jerzy5 21 marca 2019 12:07 Odpowiedz
Czekam z niecierpliwością co dalej, taka podróz ciągle przede mną, miło się czyta jak ten klimat ma się w sercu
novart 22 marca 2019 00:31 Odpowiedz
Day 6By @novartWstaliśmy wcześnie – około 7:00, uśmiechnięci i wypoczęci. Nawet nic nas specjalnie nie pogryzło, chociaż wewnątrz moskitiery wieczorem urządziliśmy polowanie na komary – wniosek z tego ubiliśmy wszystkie. Co ciekawe komary były w środku, na terenie „chronionym”, a nie na zewnątrz…Dzisiejszy dzień zapowiadał się typowo turystycznie i jak na nasze podróżowanie wyjątkowo stacjonarnie – 3 kompleksy ruin w rozsądnej odległości od siebie i powrót do naszej meliny.Rozejrzeliśmy się za śniadaniem – niedaleko głównego placu spostrzegliśmy świeżo przygotowywane falafelki. Na nie się właśnie zdecydowaliśmy, w chlebku smakowały świetnie…prawdę mówiąc nie mieliśmy tam zbyt dużego wyboru, żeby nie powiedzieć, że nie było żadnego ☺.Posileni rozglądamy się za transportem do pierwszej lokalizacji – El Kurru, zespołu zabytków i ruin z okresu panowania księstwa Kurz. Negocjujemy przejazd taksówką tam i z powrotem wraz z oczekiwaniem na miejscu – 200SDP. Wsiadamy do rozklekotanego małego Hyundaia i w drogę.. Na miejscu okazuje się, że większość terenu jest ogrodzona (jeszcze kilka lat temu nie była, jak zresztą większość terenów historycznych w Sudanie). Przechodzimy przez bramę, ale nie zaczepia nas żaden strażnik, czy też bileter. Spokojnie kręcimy się po terenie i robimy zdjęcia zastanawiając się, gdzie jest wejście do największej atrakcji tego miejsca – dobrze zachowanych malowideł z przed tysięcy lat. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach jak z pod ziemi wyrasta jakiś arab i oferuje nam wejście do grobowca i zobaczenie tychże malowideł – cena 500 SDP. Wchodzimy. Grobowiec nie jest duży, ale naprawdę warto było tu wejść. Wszystkie ściany pokryte różnego rodzaju malunkami. Dość długo jesteśmy w środku i robimy zdjęcia. Po wyjściu z grobowca robimy jeszcze krótki rekonesans po okolicy, w tym pobliskiej wiosce – nie znajdując nic ciekawego udajemy się do samochodu i kolejnej atrakcji – Góry Jebel Barkal i piramid położonych tuż przy drodze powrotnej do Karimy. Prosimy kierowcę żeby się tam zatrzymał i wychodzimy porobić zdjęcia i podziwiać wytwór natury Jebel Barkal jak i wytwory ludzkich rąk czyli piramidy. Jak wszędzie do tej pory jesteśmy sami, czyli oglądamy wszystko nie niepokojeni przez nikogo. Na samą górę nie weszliśmy, tylko na poniższe wzniesienie, bo upał już zaczął nam doskwierać, ale i tak widok był na Nil i miasto Karima całkiem fajny. Kierowca cierpliwie na nasz czekał. Wracamy do samochodu i jedziemy do Karimy, gdzie szukamy kolejnego transportu do świątyń Nuri. Żaden kierowca nie kwapi się nas tam zawieźć a wszyscy wskazują busiki, które z przesiadką w Merowe nas tam zawiozą. Nie mając innego wyjścia decydujemy się na busiki – miejscową odmianę lokalnego PKS ☺. Każdy busik kosztuje 10SDP/os i w każdym czekamy aż się zapełni – w związku z tym jechaliśmy w sumie około godziny w jedną stronę. Przy wejściu na teren świątyń jest kontener przy którym urzędują strażnicy – pobrali od nas negocjowalną opłatę za bilety 150SDP/os, ale tym razem dostaliśmy jeszcze mapkę (jak się okazało była ona do zwrotu przy powrocie). Dość długo kręcimy się na miejscu bo i piramid sporo. Po około 1,5 godziny decydujemy się na powrót. Łapiemy busika i jedziemy do Merowe. Na dworcu w Merowe przypomniało nam się, że potrzebujemy przecież jechać dalej do Atbary. Zaczęliśmy się rozglądać za jakąś informacją. Oczywiście na dworcu była budka w której można było zasięgnąć języka. Autobus oczywiście jest o 4:00 rano. W tym momencie zakiełkowałą nam myśl, ze skoro wszystko idzie nam tak dobrze i sprawnie i mamy jeszcze zapas czasowy, to może by tak do Port Sudan??? Autobus do Port Sudan też jest i też o 4:00 rano☺. Szybko decydujemy się na Port Sudan ☺. Tutaj jednak zonk…jako, że mieszkamy w Karimie, to chcą od nas zapłaty 1200SDP za bilety z góry…hmmm. Nie decydujemy się…jakoś nie mamy pewności, że cokolwiek po nas przyjedzie. Poza tym nie mamy już tyle gotówki. W momencie jak już odchodziliśmy okazało się, że nie musimy płacić z góry, tylko powiedzieć w którym hotelu mieszkamy i po nas o 4:00 rano przyjadą i zabiorą do autobusu. Tak też robimy. Dostajemy jeszcze numer telefonu do kierowcy tak na wszelki wypadek… Cała sytuacja przypomniała nam, że nie mamy już miejscowej waluty. Rozpoczęliśmy poszukiwania „kantoru”. Niestety wszyscy odsyłali nas do banku gdzie są kursy oficjalne dużo mniej korzystne lub proponowali słaby kurs. Najkorzystniejszy okazał się kurs zaproponowany nam w naszym hotelu – tam też wymieniamy walutę (59SDP za 1USD). Wracamy do Karimy. Idziemy do naszej restauracji coś zjeść…mimo chęci spróbowania czegoś innego…decydujemy się na pizzę ☺. Tu też spotykamy turystów – Irlandczyka i Australijkę chińskiego pochodzenia. Wspólnie spędzamy wieczór dyskutując o dotychczasowych doświadczeniach i dalszych planach. Nadmienię, że łącznie z dniem dzisiejszym w Sudanie spotkaliśmy trójkę turystów spoza Afryki, bo jeszcze wspomnianego wcześniej Fina… Wracamy do hotelu i idziemy spać…
jerzy5 22 marca 2019 01:19 Odpowiedz
jak widzę te zdjęcia, to wiem że ja muszę tam być, nie wiem jak, nie wiem z kim, ale będę... :D
peta 22 marca 2019 06:51 Odpowiedz
novart napisał: .... Ostatnio gdzieś ktoś na forum napisał ciekawe czy w Naszym gronie są jakieś znane osobistości.Zagadka rozwiązana, chyba że tylko ja widzę podobieństwo ;)
tom-hanks 22 marca 2019 07:38 Odpowiedz
no cóż i tak długo żyłem incognito pod przykrywką @becek ;) see ya :arrow:
tropikey 22 marca 2019 07:44 Odpowiedz
Fakt, zastanawiałem się nad tą kwestią :DW tym wypadku czarne brwi dyskwalifikują, no chyba że @Tom Hanks sobie je na ten wyjazd osmolił... Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
pabien 22 marca 2019 08:53 Odpowiedz
@becek @tomhanks zaraz wylecisz za multikino i będzie wiadomo kto był Kalim. Pozostanie jeszcze jedna zagadka.el sueño de la razon produce monstruos
novart 24 marca 2019 19:39 Odpowiedz
Day 7By @novartWstajemy przed świtem…idziemy przed hotel i czekamy na nasz transport. Chwilę po 4:00 przyjeżdża taksówka – zabiera nas na miejsce postoju autobusu inkasując 50SDP o których wcześniej nie było mowy ☺ Idziemy do biura linii autobusowej zapłacić, dostajemy bilety, ładujemy plecaki do luku i wsiadamy do pustego jeszcze autobusu. Po około pół godzinie autobus w połowie pełny rusza. Na początku jedziemy dość wolno przez okoliczne wioski i zbieramy pasażerów. W końcu po około półtorej godziny ruszamy we właściwą drogę a autobus znacznie przyśpiesza. Po drodze mijamy liczne cmentarzyska wielbłądów, widać setki rozkładających się zwierząt i szkieletów. Następny przystanek za prawie 300 km w Atbarze. Tu wsiada bardzo dużo ludzi i autobus jest przepełniony, pasażerowie siedzą też na podłodze, ale mimo to jedzie dość szybko. Po kilku godzinach zatrzymuje się na postój w nazwałbym to „miejscu obsługi podróżnych”. Jest tu toaleta (nie próbowaliśmy), można kupić orzeszki i inne przekąski, jakieś napoje… Po 30 minutach postoju ruszamy dalej. Im bardziej zbliżamy się do punktu docelowego, tym autobus wolniej jedzie i mamy jeszcze ze dwa przystanki. Każdy przystanek łatwo zauważyć już wcześniej - okolica jest pokryta tysiącami foliowych torebek. W końcu pod wieczór, po kilkunastu godzinach w autobusie docieramy do Port Sudan.Niestety autobus wywozi nas na dworzec na peryferiach miasta. Po wyjściu z autobusu pojawia się jakiś arab i każe nam iść się zarejestrować. Posłusznie idziemy za nim do kanciapy przy wjeździe na teren dworca, gdzie wszystkie dane z naszych paszportów zostają spisane i zostaje sprawdzona pierwotna rejestracja wbita w paszport drugiego dnia w Dongoli. Teraz już możemy iść i łapać taksówkę…żadna taksówka z terenu dworca nie chciała nas zabrać…w sumie nie wiadomo dlaczego… Poza terenem dworca łapiemy tuk-tuka i za 50 SDP docieramy do centrum, gdzie zaczynamy rozglądać się za hotelem. Znajdujemy bardzo przyzwoity hotel (najlepszy dotychczas), bierzemy suite (2 sypialnie, salon, kuchnia) za 4000SDP/noc i wychodzimy w miasto ☺. Uczciwie należy przyznać, że mogliśmy wziąć tańszy nocleg, w niedalekiej odległości był też w miarę wyglądający hotel za 600SDP/noc, ale postanowiliśmy podarować sobie odrobinę luksusu. Okazuje się, że jesteśmy w centrum restauracyjnym miasta, ale najpierw idziemy w stronę portu. Siadamy sobie na herbatę na miejscowej promenadzie i rozkoszujemy się widokiem portu przeładunkowego. Zaraz potem wracamy w okolice naszego hotelu, po drodze wymieniając 20 USD w biurze podróży i siadamy w libańskiej restauracji, zamawiamy soki owocowe (w Sudanie cena wyciskanych soków to 35-50 SDP) i shoarmę – bardzo smaczne. Pokrzepieni udajemy się pokrążyć po mieście. Trafiamy do starej dzielnicy i w okolice bazaru oraz m.in. na ulicę złotników. Po zwiedzeniu, jak się potem okazało większości miasta, wracamy do hotelu i układamy plan na jutro…i spać.
miriam 24 marca 2019 21:15 Odpowiedz
novart napisał: Uczciwie należy przyznać, że mogliśmy wziąć tańszy nocleg, w niedalekiej odległości był też w miarę wyglądający hotel za 600SDP/noc, ale postanowiliśmy podarować sobie odrobinę luksusu.]A foty tej odrobiny luksusu nie będzie? ;)
julk1 2 kwietnia 2019 01:04 Odpowiedz
A gdzie zdjęcia tych niezwykłych noży? Będą Wam służyły w kraju?
jasiub 3 kwietnia 2019 05:08 Odpowiedz
Byliśmy tak pochłonięci wybieraniem noży i negocjacjami ceny, że żaden z nas nie zrobił zdjęcia, ale jak przyjdę do domu sfotografuję nóż :) Jako,że jest to model "bojowy", który mocuje się na ramieniu nie miałem jeszcze potrzeby go zakładać (inna sprawa, że Sudańczycy są zazwyczaj troszkę mniejsi i chudsi ode mnie, więc przy moim obwodzie ramienia to mogę wsunąć go co najwyżej nieco powyżej nadgarstka) ...
novart 14 kwietnia 2019 17:04 Odpowiedz
Noże wyglądają tak: @jasiub ma jeszcze inny, faktycznie wyglądający interesująco, ale to już inna historia i będzie o niej w dalszej cześci relacji.
chupacabra 14 kwietnia 2019 17:45 Odpowiedz
A na czym polega cmentarzysko wielbłądów? Nie podejrzewam, że dzikie wielbłądy, o ile takie w Sudanie gdzieś żyją, przychodzą sobie w jedno miejsce aby tam paść.
miriam 14 kwietnia 2019 17:53 Odpowiedz
@novart Bardzo intrygujące zdjęcie "nowej pasażerki". Czy to magiczne lustro,czy aparat?
novart 14 kwietnia 2019 18:57 Odpowiedz
@miriamZwierciadło duszy... ;) Ani jedno, ani drugie...po prostu rzeczywistość...
mashacra 29 kwietnia 2019 16:54 Odpowiedz
novart napisał: Pamiątki fot. @novartMoglibyście wrzucać jakieś przykładowe ceny, choć pewnie tej pamiątki nie kupiliście :(novart napisał:Skoro jesteśmy przy muzyce, muszę przyznać się, że sudańska muzyka popularna jest dla mnie koszmarna. Wg wikipedii styl nazywa się “post-Haqibah” i wszędzie jest puszczany tylko ten jeden rodzaj muzyki. W autobusach byliśmy katowani tym przez wiele godzin. Sprawę pogarszają jeszcze teledyski, które wyglądają jakby były kręcone przez wujka, który dostał w latach 90-tych pierwszą kamerę VHS.To dość reprezentatywny przykład znaleziony na YouTube - https://www.youtube.com/watch?v=r1kwpqryfHkNo nie rozumiem, wideo nie porywa, ale nie jest tak źle, chociaż tylko trochę zalatuje Afryką. Lubię :)novart napisał:Noże wyglądają tak: @jasiub ma jeszcze inny, faktycznie wyglądający interesująco, ale to już inna historia i będzie o niej w dalszej cześci relacji.Przy najbliższej okazji musicie zabrać na spotkanie warszawskie. Macie fotkę ze stoiska?@jasiub dawaj swoją bojową historię...@jasiub @novart @becek odczekałem sporo, żeby nie robić sobie smaka po każdym wpisie, w końcu przeczytałem licząc, że połknę na raz, a tu zonk.Półtora miesiąca... jesteśmy chociaż w połowie? ;)
novart 30 kwietnia 2019 12:11 Odpowiedz
@mashacra jesteśmy nawet już przy końcu :D Właśnie pisze się dzień 10...
jerzy5 1 maja 2019 01:50 Odpowiedz
dokończ relacje bo fantastycznie sie czyta
novart 9 maja 2019 00:23 Odpowiedz
Dzień 11 by jasiub/novartPo raz kolejny po wstaniu śniadanko, soczki i zastanawiamy się co dalej. Ja mam tylko pół dnia, więc nic dłuższego nie możemy zaplanować wspólnie. Okolicę już obeszliśmy 3 razy i naprawdę nic nie ma ciekawego. Artur proponuje byśmy pojechali zobaczyć mauzoleum Mahdiego. Entuzjastą nie byłem, ale z braku ciekawej alternatywy na to się decydujemy (alternatywnie chcieliśmy odwiedzić muzeum - chyba wojskowe, a może lotnictwa, ale w poniedziałek nieczynne). Napojeni wychodzimy z hotelu i postanawiamy poczłapać trochę zanim weźmiemy taksówkę. Po drodze robię zdjęcie tłumowi ludzi pod jednym z bankomatów. W Sudanie musi być problem z gotówką w bankomatach (podobnie jak z benzyną na stacjach), bo jeśli gdzieś jest kasa to ustawiają się kolejki. Oczywiście żadne międzynarodowe karty nie są obsługiwane. Gdy tak dyskretnie robię zdjęcie, nagle słyszę wrzask, jakiś tajniak wrzeszczy tak jakbym rozstrzelał tych ludzi a nie zrobił im zdjęcie. Podbiega łapie mnie za rękę, wrzeszczy i zbiegają się inni ochroniarze/policjanci. Wrzeszczą na mnie po arabsku, próbują wyrwać telefon, ale trzymam mocno i im się nie udaje. Biegną do banku, ja w międzyczasie kasuję niefortunne zdjęcie i po chwili pod eskortą zostaje odprowadzony do jakiejś kanciapy ochroniarzy w banku. Tam schodzą się następni, chyba szefowie tych pierwszych i cały czas gadają do mnie coś po arabsku. Chyba wolniej bym zrozumiał jaką zbrodnię popełniłem. Po kilku minutach odpuszczają, część z nich gdzieś leci i po następnych paru minutach przychodzi facet w garniturze, chyba szef tamtych szefów. Nienaganną angielszczyzną mówi mi, że fotografowanie bankomatów jako obiektów strategicznych jest zakazane i chce zobaczyć to zdjęcie. Wyrażam czynny żal - mówię, że przepraszam, nie wiedziałem, zdjęcie skasowałem. Pokazuję kilka ostatnich zdjęć i zostaję zwolniony, a szef szefów zaczyna wrzeszczeć po arabsku na tych którzy go sprowadzili. Upiekło mi się, ale słyszałem historie, że może być gorzej, znacznie gorzej gdybym trafił na poj..a pokroju pierwszego tajniaka. Pozostała część wycieczki w osobach Becka i Novarta czekała na Jasiuba obmyślając plan jego uwolnienia a przy okazji skrzętnie chowając telefony i aparaty...Bez dalszej zwłoki bierzemy się za łapanie taksówki do mauzoleum, które jest w Omdurmanie. Nieoczekiwanie trudno nam złapać transport...pomaga nam miejscowy z którym ucięliśmy sobie w międzyczasie pogawędkę - łapie busika i tłumaczy kierowcy gdzie ma nas zawieźć. Tym razem naszą taksówką okazuje się nieoznakowana policyjna mini-furgonetka (w środku miał niebieskiego koguta). Obok mauzoleum jest Dom Khalifa zbudowany w 1888 roku a zamieniony w muzeum w 1928 roku, ale zadowalamy się obejrzeniem go z zewnątrz… Po drugiej stronie zaś jest cel jazdy taksówką - Mauzoleum jak mauzoleum - skrzyżowanie głowicy rakiety rodem z ZSSR i baraku. Do środka niewierni wejść nie mogą. Robimy parę nieciekawych zdjęć i bierzemy taksówkę z powrotem. Tym razem chcemy dojechać do lepszej dzielnicy, bo Becek chce iść na lody. Do dzielnicy dojechaliśmy, ale lodziarni (którą widzieliśmy dzień wcześniej w nocy) nie znaleźliśmy. Na piechotę wracamy do hotelu przez dworzec kolejowy. Mają pociągi, wyglądają nawet nowocześnie, ale mają jedną wadę - nie jeżdżą. Kiedyś jeździły do Wadi Halfa, potem do Aswan, a teraz chyba wcale. Docieramy do hotelu, biorę plecak i jadę na lotnisko. Na lotnisku próbują mnie naciągnąć na niesienie plecaka, potem na jego foliowanie, ale się nie daję i bez problemu przechodzę wszystkie kontrole. Do Polski wracam Ethiopianem z przesiadkami w Addis Abebie (kiepskie, zatłoczone lotnisko, wynudziłem się przez 4h oczekiwania na przesiadkę) i Frankfurcie. Rano ląduję w Warszawie by udać się prosto do pracy. Pozostała część wycieczki ma jeszcze jeden dzień i wykorzystuje go na włóczenie się po okolicy i szukanie czegoś fajnego do zjedzenia...z miernym skutkiem. Podróż powrotna podobna do powrotu Jasiuba. Lotnisko w Addis Abebie odbieramy dokładnie tak samo - słabe i koszmarnie zatłoczone. Czas tam spędzamy obkupując się w kawę :D Rano lądujemy w Warszawie i udajemy się na zasłużony odpoczynek.I to by było na tyle - dziękujemy za uwagę ;)
e-prezes 12 maja 2019 21:37 Odpowiedz
Początek był trochę chaotycznie napisany, ale potem narracja mnie wciągnęła. I zachęciła na razie wstępnie do wyjazdu, choć nadal mam opory w odwiedzaniu takich krajów. Przy słabej i na dość podstawowym poziomie znajomości europejskich języków u tubylców a braku znajomości języka miejscowego nie wyobrażam sobie tam wyjazdu, bez kogoś kto tam chociaż był. Tym bardziej szacun!Rozumiem, że oba ##### przeszły granicę ;)
sudoku 14 maja 2019 17:41 Odpowiedz
novart napisał:Skoro jesteśmy przy muzyce, muszę przyznać się, że sudańska muzyka popularna jest dla mnie koszmarna. Wg wikipedii styl nazywa się “post-Haqibah” i wszędzie jest puszczany tylko ten jeden rodzaj muzyki. W autobusach byliśmy katowani tym przez wiele godzin. Sprawę pogarszają jeszcze teledyski, które wyglądają jakby były kręcone przez wujka, który dostał w latach 90-tych pierwszą kamerę VHS.To dość reprezentatywny przykład znaleziony na YouTube - https://www.youtube.com/watch?v=r1kwpqryfHkGeneralnie lubię bliskowschodnie klimaty i melodie, ale tej muzyki rzeczywiście nie da się słuchać.
ann-a-k 18 czerwca 2019 21:39 Odpowiedz
Chupacabra napisał:A na czym polega cmentarzysko wielbłądów? Nie podejrzewam, że dzikie wielbłądy, o ile takie w Sudanie gdzieś żyją, przychodzą sobie w jedno miejsce aby tam paść.Właśnie ? Rozwincie proszęŚwietna relacja!Ja jako kobieta podróżujaca samotnie raczej nie odważę się na ten obszar, ale czytało się zacnie ! :)
pietrucha 16 stycznia 2021 21:36 Odpowiedz
Sudoku napisał:novart napisał:Skoro jesteśmy przy muzyce, muszę przyznać się, że sudańska muzyka popularna jest dla mnie koszmarna. Wg wikipedii styl nazywa się “post-Haqibah” i wszędzie jest puszczany tylko ten jeden rodzaj muzyki. W autobusach byliśmy katowani tym przez wiele godzin. Sprawę pogarszają jeszcze teledyski, które wyglądają jakby były kręcone przez wujka, który dostał w latach 90-tych pierwszą kamerę VHS.To dość reprezentatywny przykład znaleziony na YouTube - https://www.youtube.com/watch?v=r1kwpqryfHkGeneralnie lubię bliskowschodnie klimaty i melodie, ale tej muzyki rzeczywiście nie da się słuchać.@jasiub czy mógłbyś jeszcze raz wrzucić link do tej piosenki? Niestety link na YT już wygasł, a pamiętam, że to było tak wyjątkowo straszne, że chciałbym to usłyszeć jeszcze raz.
jasiub 18 stycznia 2021 05:08 Odpowiedz
@Pietrucha, niestety nie pamiętam co tam było, ale poszukałem innych w klimacie:https://www.youtube.com/watch?v=92BmhEmT5Qohttps://www.youtube.com/watch?v=ODXbzJgD74g
sudoku 19 stycznia 2021 11:07 Odpowiedz
No cóż, lekko nie jest... :)
wtak 17 maja 2021 23:08 Odpowiedz
jasiub napisał:@Pietrucha, niestety nie pamiętam co tam było, ale poszukałem innych w klimacie:https://www.youtube.com/watch?v=92BmhEmT5Qohttps://www.youtube.com/watch?v=ODXbzJgD74gTak sobie teraz posłuchałem. Vol.1. Klasyczny, afrykański Krzysiu Cugowski. U nas byście się zachwycali i w ekstazę wpadali, a tu narzekacie ;) . Popatrzcie na publikę i jej odbiór.Europo- i anglosaso-centryzm ? Klimaty przecież fajne.
msadurski 17 maja 2021 23:08 Odpowiedz
Ani właśnie. Mohamed Warda jest jak dla mnie całkiem ok. Choć wolę raczej Mustafe al Suni.https://youtu.be/w_OxTR2XZ24
klapio 5 października 2021 23:08 Odpowiedz
Pietrucha napisał:Sudoku napisał:novart napisał:Skoro jesteśmy przy muzyce, muszę przyznać się, że sudańska muzyka popularna jest dla mnie koszmarna. Wg wikipedii styl nazywa się “post-Haqibah” i wszędzie jest puszczany tylko ten jeden rodzaj muzyki. W autobusach byliśmy katowani tym przez wiele godzin. Sprawę pogarszają jeszcze teledyski, które wyglądają jakby były kręcone przez wujka, który dostał w latach 90-tych pierwszą kamerę VHS.To dość reprezentatywny przykład znaleziony na YouTube - https://www.youtube.com/watch?v=r1kwpqryfHkGeneralnie lubię bliskowschodnie klimaty i melodie, ale tej muzyki rzeczywiście nie da się słuchać.@jasiub czy mógłbyś jeszcze raz wrzucić link do tej piosenki? Niestety link na YT już wygasł, a pamiętam, że to było tak wyjątkowo straszne, że chciałbym to usłyszeć jeszcze raz.Zgadzam się że to było straszne wycie. Dlatego odkopuje i wklejam link :D https://www.youtube.com/watch?v=03ADeBN ... 9%85%D8%AF
cccc 5 października 2021 23:08 Odpowiedz
klapio napisał:Zgadzam się że to było straszne wycie. Ej tam, mi sie podoba. :D Btw moim nauczycielem arabskiego byl gosc z Sudanu. Mam sentyment zarowno do sudanskiej kuchni oraz muzyki.
blantomat 5 października 2021 23:08 Odpowiedz
Wyskoczyło mi na głównej przypadkowo (tak bym pewnie nawet nie trafił na tą relację bo ostatnio mało grzebie po forum).Rewelacja! I destynacja i zdjęcia i opis.Gratki Panowie!