Na początku kwietnia bieżącego roku miałem obchodzić okrągłe urodziny (trzeba już do mnie mówić "proszę Pana"
;) ). Jako że ten czas nakładał się na okres wielkanocny i cała ekipa w składzie: ja, najlepsza z żon i młoda lat 10, mogła wziąć kilka dni wolnego od pracy i szkoły, zaplanowałem świętowanie daleko od domu. Planowanie jak to zwykle w moim przypadku zajęło prawie rok. Najpierw Tap łaskawy był wrzucić bilety w biznesie z Oslo do Nowego Jorku za 1400 zł, później w czeluściach tego forum wyczytałem skąd dokąd latać za tanio mile i za bardzo sensowne pieniążki, na koniec wypełniłem luki rezerwacjami za pieniążki, na siedmiu osobnych rezerwacjach, udało mi się złożyć takie coś jak na mapie. Półtora dnia w Lizbonie, noc i dzień w Nowym Jorku, sześciogodzinna przesiadka w Panama City na zobaczenie kanału, tydzień w Patagonii i w drodze jeszcze półtora dnia w Rio de Janeiro.
Lizbonę, Nowy Jork i Rio udało nam się jedynie "liznąć" i na temat tych miast nie będę się rozpisywał. Wiemy, że do pierwszego i ostatniego warto wrócić, a do Nju Jorka niekoniecznie. Nie nasze klimaty. Tutaj jednak chciałbym się skupić głównie na Patagonii. Plan zakładał wypożyczenie auta na lotnisku w Punta Arenas, przejazd przez Rio Gallegos do El Calafate, powrót do Chile w okolicach Torres del Paine, dwudniowa wizyta w Parku i wylot z Punta Arenas. Wypożyczenie auta nie stanowi problemu, ale pozwolenie na wjazd takim samochodem do Argentyny już tak. Przekazane na polskiej infolinii kontakty do osób w chilijskim oddziale Avis'a pozostawały głuche. Pomógł dopiero znaleziony w internecie mail do agencji obsługującej stanowisko Avisa na lotnisku w Punta Arenas. Po długiej wymianie maili udało mi się uzyskać zapewnienie że w punkcie odbioru, wraz z kluczykami, za jedyne 65000 CLP (1PLN=175CLP) miało na mnie czekać rzeczone pozwolenie.
-- 24 Kwi 2018 20:15 --
Dzień pierwszy Około 5.30 nad ranem lądujemy w Punta Arenas. Na zewnątrz jest ciemno, zimno i pada deszcz. Po dwóch nocach w samolocie marzy nam się sen w ciepłym łóżku. Plan jest jednak bardzo napięty. Wypożyczamy auto i jedziemy do portu Tres Puentes skąd prom Melinka ma nas zabrać na Isla Magdalena, odległą o około 20 km od Punta Arenas wyspę będącą kolonią pingwinów magellana.
Rejs trwa około 2 godzin. Po drodze leci z nami sporo ptactwa
Po raz pierwszy przydaje mi się wieziona przez pół świata Sigma 120-400. 2,5 kilograma żywej wagi. W oddali wyłania się wyspa Magdaleny
Po przybiciu do brzegu witają nas mieszkańcy
Spotkaliśmy też jednego malucha
Po wyspie można się poruszać po wyłącznie po wyznaczonych ścieżkach, jak widać pingwinów to nie dotyczy
Na koniec ujęcie wyspy
oraz ekipy pożegnalnej
Po powrocie mamy jeszcze siłę na burgera w centrum Punta Arenas i do łóżka.
Sorry za jakość zdjęć, ale używam softu do grupowej obróbki i jakość pozostawia wiele do życzenia.Dzień drugi
W tym dniu mam zaplanowane przejechanie trasy z Punta Arenas do Rio Gallegos, odwiedzając po drodze Park Narodowy Pali Aike.
Zaraz za Punta Arenas spotykamy stado Nandu
Dalej niezliczone ilości guanaco
i statki, którym nie dane było przepłynąć na drugą stronę cieśniny
Ostatnie kilkadziesiąt kilometrów prowadzi drogą żwirową.
Drogi tego typu są dość równe i całkiem przyczepne. Pozwalają na rozwijanie prędkości do 80-90 km na godzinę. Jedyny problem występuje przy wymijaniu innych pojazdów bo na boki sypią się kamienie.
Tutaj mały głanak próbuje dogonić mamę.
W tym dniu wiało do około 60km na godzinę, ale na guanaco nie robiło to większego wrażenia.
Dojeżdżamy do parku
Wieje tak bardzo, że odpuszczamy kratery i jedziemy do Laguna Ana zobaczyć flamingi
Zamiast nich spotykami miejscowe gęsi
i nie zgadniecie, guanaco
W oddali pojawiły się flamingi
ale kiedy próbowaliśmy się zbliżyć, odleciały
Jeszcze ostatnie zdjęcie jeziora i ...
... jedziemy do Argentyny. Granicę chilijsko - argentyńską przekracza się w dość specyficzny sposób. Należy wysiąść z samochodu i wejść do budynku, gdzie odwiedza się po kolei trzy okienka. W przypadku przejazdu autem z wypożyczalni ważne jest dopilnowanie ostęplowania specjalnej karty, bez której nie jest możliwy ponowny wjazd do kraju. U mnie doszedł dodatkowy stres, bo żądano ode mnie notarialnego upoważnienia do przekroczenia granicy, którego oczywiście nie miałem. Na szczęście Pan poszedł spytać swojeo przełożonego, który zapytam na ile dni wjeżdżamy do Argentyny i nakazał podwładnemu podbić. W trzecim okienku przybili kolejne pieczątki i wręczyli białą kartkę, którą kazali pokazać panu kontrolującemu wnętrze. Cała procedura trwała około 30-40 minut. Nocowaliśmy w Rio Gallegos, mieście o którym trudno napisać coś więcej niż że jest. Ostatniego turyste widzieli tam jakieś 70 lat temu. W największym hotelu w mieście obsługa nie mówi w innym niż jedyny słuszny język. Bankomaty nie lubią naszych kart, ale jest przeraźliwie tanio. Myśleliśmy, że jest tak w całej Argentynie. Następny dzień miał pokazać jak bardzo się myliliśmy.Dzień trzeci
Rano wyruszamy w kierunku El Calafate. Poza kontrolą dokumentów na opłotkach miasta nie dzieje się nic ciekawego. Mógłbym wkleić zdjęcia z poprzedniego dnia i nikt by się nie zorientował. Typowa pampa, od czasu do czasu pasą się guanaco i strusie. Na około 40 km prze El Calafate krajobraz się zmienia przechodząc w bardziej górzysty. A około 20 km od miasta w oddali wyłania się Lago Argentino
Po przejechaniu 300 km wreszcie jakaś cywilizacja
Zostawiamy rzeczy w hotelu, a ja wyruszam w miasto na poszukiwanie miejsca gdzie wymienię pieniądze. Musicie wiedzieć, że bankomaty w Argentynie nie obsługują naszych kart płatniczych (ale można nimi płacić bez większego problemu) natomiast wejście do parku musi być opłacone gotówką. Pani w hotelu informuje mnie, że przy głównej ulicy w każdym sklepie wymieniają USD na ARS. Udaje się w dziewiątym miejscu, za to kurs nie najgorszy 1 USD = 19 ARS. Ruszamy w kierunku Perito Moreno. Pierwsze około 40 km jedzie się po płaskim terenie wzdłuż brzegu L. Argentino
woda uzyskuje błękitny kolor ze względu na jasne podłoże jeziora
Na początku kwietnia bieżącego roku miałem obchodzić okrągłe urodziny (trzeba już do mnie mówić "proszę Pana" ;) ). Jako że ten czas nakładał się na okres wielkanocny i cała ekipa w składzie: ja, najlepsza z żon i młoda lat 10, mogła wziąć kilka dni wolnego od pracy i szkoły, zaplanowałem świętowanie daleko od domu.
Planowanie jak to zwykle w moim przypadku zajęło prawie rok. Najpierw Tap łaskawy był wrzucić bilety w biznesie z Oslo do Nowego Jorku za 1400 zł, później w czeluściach tego forum wyczytałem skąd dokąd latać za tanio mile i za bardzo sensowne pieniążki, na koniec wypełniłem luki rezerwacjami za pieniążki, na siedmiu osobnych rezerwacjach, udało mi się złożyć takie coś jak na mapie. Półtora dnia w Lizbonie, noc i dzień w Nowym Jorku, sześciogodzinna przesiadka w Panama City na zobaczenie kanału, tydzień w Patagonii i w drodze jeszcze półtora dnia w Rio de Janeiro.
Lizbonę, Nowy Jork i Rio udało nam się jedynie "liznąć" i na temat tych miast nie będę się rozpisywał. Wiemy, że do pierwszego i ostatniego warto wrócić, a do Nju Jorka niekoniecznie. Nie nasze klimaty.
Tutaj jednak chciałbym się skupić głównie na Patagonii. Plan zakładał wypożyczenie auta na lotnisku w Punta Arenas, przejazd przez Rio Gallegos do El Calafate, powrót do Chile w okolicach Torres del Paine, dwudniowa wizyta w Parku i wylot z Punta Arenas.
Wypożyczenie auta nie stanowi problemu, ale pozwolenie na wjazd takim samochodem do Argentyny już tak. Przekazane na polskiej infolinii kontakty do osób w chilijskim oddziale Avis'a pozostawały głuche. Pomógł dopiero znaleziony w internecie mail do agencji obsługującej stanowisko Avisa na lotnisku w Punta Arenas. Po długiej wymianie maili udało mi się uzyskać zapewnienie że w punkcie odbioru, wraz z kluczykami, za jedyne 65000 CLP (1PLN=175CLP) miało na mnie czekać rzeczone pozwolenie.
-- 24 Kwi 2018 20:15 --
Dzień pierwszy
Około 5.30 nad ranem lądujemy w Punta Arenas. Na zewnątrz jest ciemno, zimno i pada deszcz. Po dwóch nocach w samolocie marzy nam się sen w ciepłym łóżku. Plan jest jednak bardzo napięty. Wypożyczamy auto i jedziemy do portu Tres Puentes skąd prom Melinka ma nas zabrać na Isla Magdalena, odległą o około 20 km od Punta Arenas wyspę będącą kolonią pingwinów magellana.
Rejs trwa około 2 godzin. Po drodze leci z nami sporo ptactwa
Po raz pierwszy przydaje mi się wieziona przez pół świata Sigma 120-400. 2,5 kilograma żywej wagi.
W oddali wyłania się wyspa Magdaleny
Po przybiciu do brzegu witają nas mieszkańcy
Spotkaliśmy też jednego malucha
Po wyspie można się poruszać po wyłącznie po wyznaczonych ścieżkach, jak widać pingwinów to nie dotyczy
Na koniec ujęcie wyspy
oraz ekipy pożegnalnej
Po powrocie mamy jeszcze siłę na burgera w centrum Punta Arenas i do łóżka.
Sorry za jakość zdjęć, ale używam softu do grupowej obróbki i jakość pozostawia wiele do życzenia.Dzień drugi
W tym dniu mam zaplanowane przejechanie trasy z Punta Arenas do Rio Gallegos, odwiedzając po drodze Park Narodowy Pali Aike.
Zaraz za Punta Arenas spotykamy stado Nandu
Dalej niezliczone ilości guanaco
i statki, którym nie dane było przepłynąć na drugą stronę cieśniny
Ostatnie kilkadziesiąt kilometrów prowadzi drogą żwirową.
Drogi tego typu są dość równe i całkiem przyczepne. Pozwalają na rozwijanie prędkości do 80-90 km na godzinę. Jedyny problem występuje przy wymijaniu innych pojazdów bo na boki sypią się kamienie.
Tutaj mały głanak próbuje dogonić mamę.
W tym dniu wiało do około 60km na godzinę, ale na guanaco nie robiło to większego wrażenia.
Dojeżdżamy do parku
Wieje tak bardzo, że odpuszczamy kratery i jedziemy do Laguna Ana zobaczyć flamingi
Zamiast nich spotykami miejscowe gęsi
i nie zgadniecie, guanaco
W oddali pojawiły się flamingi
ale kiedy próbowaliśmy się zbliżyć, odleciały
Jeszcze ostatnie zdjęcie jeziora i ...
... jedziemy do Argentyny.
Granicę chilijsko - argentyńską przekracza się w dość specyficzny sposób. Należy wysiąść z samochodu i wejść do budynku, gdzie odwiedza się po kolei trzy okienka. W przypadku przejazdu autem z wypożyczalni ważne jest dopilnowanie ostęplowania specjalnej karty, bez której nie jest możliwy ponowny wjazd do kraju. U mnie doszedł dodatkowy stres, bo żądano ode mnie notarialnego upoważnienia do przekroczenia granicy, którego oczywiście nie miałem. Na szczęście Pan poszedł spytać swojeo przełożonego, który zapytam na ile dni wjeżdżamy do Argentyny i nakazał podwładnemu podbić. W trzecim okienku przybili kolejne pieczątki i wręczyli białą kartkę, którą kazali pokazać panu kontrolującemu wnętrze. Cała procedura trwała około 30-40 minut.
Nocowaliśmy w Rio Gallegos, mieście o którym trudno napisać coś więcej niż że jest. Ostatniego turyste widzieli tam jakieś 70 lat temu. W największym hotelu w mieście obsługa nie mówi w innym niż jedyny słuszny język. Bankomaty nie lubią naszych kart, ale jest przeraźliwie tanio. Myśleliśmy, że jest tak w całej Argentynie. Następny dzień miał pokazać jak bardzo się myliliśmy.Dzień trzeci
Rano wyruszamy w kierunku El Calafate. Poza kontrolą dokumentów na opłotkach miasta nie dzieje się nic ciekawego. Mógłbym wkleić zdjęcia z poprzedniego dnia i nikt by się nie zorientował. Typowa pampa, od czasu do czasu pasą się guanaco i strusie.
Na około 40 km prze El Calafate krajobraz się zmienia przechodząc w bardziej górzysty. A około 20 km od miasta w oddali wyłania się Lago Argentino
Po przejechaniu 300 km wreszcie jakaś cywilizacja
Zostawiamy rzeczy w hotelu, a ja wyruszam w miasto na poszukiwanie miejsca gdzie wymienię pieniądze.
Musicie wiedzieć, że bankomaty w Argentynie nie obsługują naszych kart płatniczych (ale można nimi płacić bez większego problemu) natomiast wejście do parku musi być opłacone gotówką. Pani w hotelu informuje mnie, że przy głównej ulicy w każdym sklepie wymieniają USD na ARS. Udaje się w dziewiątym miejscu, za to kurs nie najgorszy 1 USD = 19 ARS.
Ruszamy w kierunku Perito Moreno. Pierwsze około 40 km jedzie się po płaskim terenie wzdłuż brzegu L. Argentino
woda uzyskuje błękitny kolor ze względu na jasne podłoże jeziora